tag:blogger.com,1999:blog-54489665113352669712024-03-18T22:41:08.200-07:00iWines"Opis wina jest trudniejszy niż opis katedry" Z. HerbertMaciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.comBlogger214125tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-42945643356635321212011-06-07T01:11:00.000-07:002013-05-19T19:52:44.252-07:00Pragnienie<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-L_CNTu8M2oM/Te3c3mqitrI/AAAAAAAAmUw/_LyZMj732PI/s1600/IMG_5353.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="http://3.bp.blogspot.com/-L_CNTu8M2oM/Te3c3mqitrI/AAAAAAAAmUw/_LyZMj732PI/s400/IMG_5353.JPG" width="300" /></a></div><br />
<div style="margin-bottom: 0cm;"><br />
</div><div style="margin-bottom: 0cm;">Na pradawne pytanie – białe czy czerwone – w Bangkoku dać mogę tylko jedną odpowiedź – białe. (no chyba, że różowe ale to już inna historia). Przy bezustannie lejącym się z nieba żarze wina czerwone nie specjalnie się sprawdzają. Wyjęte z lodówki w ciągu minut ogrzewają się do temperatur czyniących je niepijalnymi, z tutejszą pikantną kuchnią nie chcą iść pod rękę, może wieczorem, w klimatyzowanej restauracji, do steku z wołowiny Kobe (a zjeść go można tu już za jakieś 70 zł) dało by radę ale na co dzień są bez szans. </div><div style="margin-bottom: 0cm;"><br />
</div><div style="margin-bottom: 0cm;">Dlatego sięgam po białe, wytrawne, z Indii, marki Revo. Czerwone spod tej samej etykiety sprawdziło się nieźle, ale doświadczenie uczy, że dobre białe zrobić jest trudniej.</div><div style="margin-bottom: 0cm;"><br />
</div><div style="margin-bottom: 0cm;">Wącham – nie wiem jak to działa ale wygląda na to, że wraz z cała moja osobą do Azji przeprowadził się też mój nos. Zamiast gruszek czuję mango, zamiast jabłek – papaję. Zresztą bez wdawania się w szczegóły – zapach słodki, owocowy choć jakby nieco zatęchły, rozgotowany. Wącham jeszcze raz i owoc ustępuje nucie marcepanu. Wchodzę w to. </div><div style="margin-bottom: 0cm;"><br />
</div><div style="margin-bottom: 0cm;">Usta na szczęście kwasowe – tego mi w tym upale trzeba, świeżości. Jest tej kwasowości na tyle dużo, że udaje się jej skryć sporą zawartość alkoholu. Wino waży swoje na języku, ma nieco ciała. Niestety z każą minutą w kieliszku i z każdym stopniem Celsjusza ubywa mu uroku. Alkohol zaczyna grać pierwsze skrzypce, owoc dusi się w jego oparach, wino znika. Jest na to jedna rada- pić szybko. </div><div style="margin-bottom: 0cm;"><br />
</div><div style="margin-bottom: 0cm;">Więc piję, kończę kieliszek i gonię do lodówki po butelkę wody. Dziś ktoś inny jest sprite, ja jestem pragnienie. </div>
<br />
Wiecej o tym jak zyje <a href="http://skokwbokblog.com/o-skoku/">Polak w Tajlandii</a> jakie sa <a href="http://skokwbokblog.com/koszty-zycia-w-bangkoku/">ceny w Tajlandii</a> i jak skonczyla sie moja <a href="http://skokwbokblog.com/dlaczego-warto-podrozowac/">wyprawa do Azji</a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
</div>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-27302956497536407342011-05-18T01:22:00.000-07:002011-05-19T03:24:20.000-07:00Uciec, ale dokąd?<div style="margin-bottom: 0cm;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-TBMFXg051Vs/TdTvqgGRwtI/AAAAAAAAmJ4/a_WRJs-EbbM/s1600/revo.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="250" src="http://2.bp.blogspot.com/-TBMFXg051Vs/TdTvqgGRwtI/AAAAAAAAmJ4/a_WRJs-EbbM/s400/revo.jpg" width="400" /></a></div><br />
Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Niestety, sam fakt, że właśnie piję wino jednocześnie o nim pisząc nie niesie za sobą konsekwencji w postaci pełnej reaktywacji iWines. Prawda jest taka, że od wina jestem daleko, w kraju w którym stanowi ono uciechę nielicznych i przegrywa nierówną walkę z wszechobecnym piwem oraz ryżową whiskey. Tajowie pić wino dopiero się uczą, uczą się też je robić, od dobrych paru lat i z niezłymi rezultatami. Ale dziś nie o winie tajskim, butelka tego czeka na jakąś okazję na kuchennej półce. Dziś o winie z Indii. </div><div style="margin-bottom: 0cm;"><br />
</div><div style="margin-bottom: 0cm;">Ale, ale. Powiedzieć, że wino pochodzi z Indii to jak powiedzieć, że wino jest z Europy czyli niemal nic. Butelka, którą właśnie wyjąłem z lodówki (w moim mieszkaniu temperatura pokojowa wynosi pewnie z 28 stopni wiec i czerwone wino zasługuje na chwilę chłodu. Również w tutejszych restauracjach widziałem czerwone wina chłodzące się w kubełkach z lodem) przyjechała z dalekiej północy subkontynentu Indyjskiego, z himalajskiej prowincji Sikkim, nad którą wznosi się pięć szczytów trzeciej najwyższej góry świata, Kanczendzangi. W Sikkim uprawia się herbatę, kardamonu, liczne gatunki owoców. Nie uprawia się natomiast winogron. Wino, które właśnie piję dotarło tam z innego, nie wiadomo jakiego stanu. W Indiach każdy region ma inne prawo dotyczące alkoholu, inne podatki i ceny stąd na moim winie napis „For sale in Sikkim Only”. </div><div style="margin-bottom: 0cm;"><br />
</div><div style="margin-bottom: 0cm;">Ale dosyć tego wstępu, dajcie się człowiekowi napić. Zwłaszcza, że wina jestem spragniony, ostatni raz w ustach miałem je jakieś 3 miesiące temu. Pytanie brzmi, czy ta absencja nie zaburza mojego postrzegania właśnie degustowanej butelki. Bo ta, o dziwo, całkiem całkiem mi smakuje. Już spoglądając przez grube ścianki szklanki (jako świeżo upieczony ekspata nie dorobiłem się jeszcze kieliszka) widzę, że wino jest południowe, z ciepłych, ba gorących rejonów świata – gęste, przysadziste, nieprzejrzyste. Nos potwierdza to co ujrzały oczy – pełno tu konfitur, śliwkowych powideł, jest nawet zapach skóry, słodkie przyprawy. Nie wytrzymuję, biorę łyk. To nie wino! To koncentrat! Stężenie smaku równe stężeniu wilgotności w bangkockim powietrzu. Wino wżera się w język, chwyta i nie chce puścić. Zgodnie z przewidywaniami jest dużo, dużo alkoholu ale na szczęście nie brakuje też kwasowości. Całość balansuje gdzieś pomiędzy gęstym sokiem owocowym a winem. I smakuje. Możliwe, że odwyk zrobił swoje i obecnie moim kubkom smakowym przyjemność sprawiłby jakikolwiek sok poddany fermentacji. Ale możliwe też, że wino, które piję jest po prostu niezłe. </div><div style="margin-bottom: 0cm;"><br />
</div><div style="margin-bottom: 0cm;">W lodówce mam jeszcze wersję białą, w szafce wspomnianego tajskiego Shiraza, obok butelkę z południa Francji kupioną w Laosie. Zaś w sklepie za rogiem czeka cała półka pełna win. Niestety na razie zawartość portfela nie współgra z cenami naklejonymi na piętrzące się na tej półce butelki. A są tam mozelskie rieslingi, genialne z tutejszą kuchnią i w tutejszym klimacie. Są wina z Sancerre, które najlepiej smakują z kozim serem ale, że sera tu nie ma to smakować będą i same w sobie. Zresztą, że wino jest i czeka wcale mnie nie dziwi. Podróżując po świecie, przekonałem się już, że jest ono wszędzie. W Kambodżańskich wioskach znaleźć można legendarne etykiety z Bordeaux podobnie jak w wiejskim sklepiku nad moherowymi klifami Irlandii. Niezłe butelki widywałem w minimarketach na Bali i w sklepie na wysokości 4 tyś mnpm w Nepalu. Wygląda na to, że przed winem nie ma ucieczki. </div><div style="margin-bottom: 0cm;"><br />
</div><div style="margin-bottom: 0cm;">ps. Tu tylko o winie. Szerzej o życiu w Tajlandii na blogu <a href="http://www.skokwbok.blogspot.com/">www.skokwbok.blogspot.com</a></div>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-17682894595651133172011-02-03T00:51:00.000-08:002013-05-19T19:54:13.732-07:00Ostatki<div style="margin-bottom: 0cm;">Jedną nogą w samolocie do Azji drugą mocno ugrzązłem w Europejskich klimatach. Czując zbliżający się odlot próbuję nachapać się staro-kontynentalnych klimatów. A te klimaty to weekendowy wypad na narty do Czech a tam Utopenec, Smazeny Syr i tanie Rulandske Modre wypite z gwinta w obitym boazerią pensjonacie – cienkie, kwaśne ale w kontekście tak klasycznych okoliczności i dzielone na pół z kim trzeba – w sam raz. Te klimaty to też stek w restauracji Przystań położonej w miejscu zaprawdę kosmicznym – na środku Odry, w poświacie pięknie iluminowanego uniwersytetu. Do steku karafka tamtejszego house wine – sycylijskiego Nero d'Avola od producenta, którego nazwy nie pamiętam za to o zapachu przypalonego mleka, tostów i drewna, który przywołuje przyjemne wspomnienia. 33 zł za karafkę to za dużo, za butelkę byłoby znacznie lepiej. Ale wino niezłe. Tymczasem klimaty europejskie to wreszcie butelki opróżniane w zeszłym tygodniu właściwe codziennie, seriami, w przytulnym lokum w najpiękniejszych okolicach Wrocławia. Większości z nich nie wymienię z nazwy, nie był warte zapamiętania a jedynie opróżnienia. Ponad przeciętność wybiły się dwa – dziesięcioletnie już Chateau La Vieille Cure z bordoskiego Fronsac – wino nie wielkie ale przyjemne z wyraźnie odciśniętym już na nim zębem czasu. W barwie pobladłe na brzegach, w nosie a to szczypta kakao, a to suszona śliwka, trochę konfitury żurawinowej, garść mokrych trocin. W ustach z jednej strony miękkość z drugiej wciąż żywa kwasowość i długi, beczkowy posmak. Zdałoby się więcej ciała, więcej głębi ale, że to moje winiarskie ostatni – nie narzekam. </div><div style="margin-bottom: 0cm;"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TUpsQqonckI/AAAAAAAAjYs/nSma1M0awiA/s1600/lavieillecr.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://4.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TUpsQqonckI/AAAAAAAAjYs/nSma1M0awiA/s320/lavieillecr.jpg" width="253" /></a></div><div style="margin-bottom: 0cm;"><br />
</div><div style="margin-bottom: 0cm;">Drugie wino, które zapamiętałem pochodzi z gołą innej półki bo tej w osiedlowym sklepie. Za niewiele ponad 20 zł kupiłem ładną, pękatą flaszkę z Pugli – nie będę udawał, że wiem coś o tamtejszych winach, nie będę ściemniał że znam takie szczepy jak Negro Amaro i Malvasia Nera. Wiem natomiast, że Malnera 2008, Feudo di Santa Corce, Salento, sprawiło mi sporo przyjemności swoim aromatem kwaśnych malin, soczystymi choć nieco wodnistymi ustami, wyraźnie zaznaczonymi ale nie nachalnymi garbnikami - wchodzę w to.</div><div style="margin-bottom: 0cm;"><br />
</div><div style="margin-bottom: 0cm;">No i tak pękają kolejne flaszki, mijają kolejne wieczory a ja czuję, że wciąż mi mało, że nie zdążę napoić się na zapas, że gdy już ochłonę po lądowaniu w ciepłych krajach – zatęsknię. Również za winem. </div><div style="margin-bottom: 0cm;"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TUpsOcx1OnI/AAAAAAAAjYo/GNOADT_02OQ/s1600/map-all.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="221" src="http://3.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TUpsOcx1OnI/AAAAAAAAjYo/GNOADT_02OQ/s320/map-all.jpg" width="320" /></a></div><br />
<div style="margin-bottom: 0cm;"><br />
</div>
<br />
Wiecej o tym jak zyje <a href="http://skokwbokblog.com/o-skoku/">Polak w Tajlandii</a> jakie sa <a href="http://skokwbokblog.com/koszty-zycia-w-bangkoku/">ceny w Tajlandii</a> i jak skonczyla sie moja <a href="http://skokwbokblog.com/dlaczego-warto-podrozowac/">wyprawa do Azji</a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
</div>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-91344404327026252892011-01-18T08:17:00.000-08:002013-05-19T19:54:57.415-07:00Pinot wieczorową porąJeśli miałbym wybrać swoje dwa ulubione szczepy, wśród win białych bezapelacyjnie zwyciężył by riesling, w kategorii win czerwonych na szczycie podium stanął by pinot noir. Rieslingi (może poza ich słodkimi wcieleniami) to jednak wina wybitnie letnie, chłodne, odświeżające, dlatego zimą stawiam na pinot noir. <br />
<br />
Pierwsze pinoty, których próbowałem zupełnie mnie do siebie nie przekonały. Był to śmiesznie tanie burgundy kupowane niemal hurtowo we francuskich hipermarketach – przeważnie wodniste, mocno kwasowe, bez ciała i charakteru. Potem przyszedł czas na pinoty klifornijskie – intensywnie (nie raz zbyt intensywnie) i słodko pachnące, puszyste, przyciężkie. Te wina dowodziły, że z pinota można wiele wycisnąć ale wciąż mnie nie urzekły. Ta sztuka udała się dopiero pinotom szwajcarskim łączącym w sobie godną nowego świata koncentrację z europejską subtelnością.<br />
<br />
Niestety, w polskich sklepach o pinota nie łatwo – zwłaszcza gdy ktoś, tak jak ja przeważnie porusza się w przedziale cenowym do 40zł. W hipermarketach nie ma co nawet tracić czasu na poszukiwania, w sklepach specjalistycznych jest lepiej ale drogo. Tyle, że gdy człowiek napije się takiego wina, jakiego miałem przyjemność próbować wczoraj, przekonuje się, że warto czasami wydać tych 20 zł więcej po to by cieszyć się każdym łykiem wina. <br />
<br />
Butelka, którą odkorkowałem wczoraj wieczorem i opróżniam do dna w doborowym towarzystwie pochodziła z wrocławskiego sklepu Winarium gdzie kosztuje 59zł. W Winarium wszystkie pinoty oscylują mniej więcej w okolicach tej półki cenowej. Jeśli wszystkie oscylują też wokół tego poziom jakości, to warto czasem takie pieniądze wydać. <br />
<br />
Wino cieszy już oko – rubinowo lśniące, malujące na ściankach kieliszka gęsty, finezyjny wzór. Nachylam się nad lampką a w mój nos uderza owocowa soczystość, aromaty wiśni, truskawek, octu balsamicznego i słodko gorzka nuta kakao. Odwlekam pierwszy łyk, cieszę się zapachem, aż wreszcie smakuję. Na języku w zgrabną całość łączy się świeżość owocu morwy i gładkość faktury. Niczego nie brakuje, nic nie przeważa – jest intensywność smaku, jest ożywcza kwasowość, jest łagodząca ją szczypta słodyczy, są aksamitne garbniki i długi, pełen życia posmak. Jedyne czego nie ma to gryzący w podniebienie alkohol – choć jest go aż 14,5% nie przytłacza wina jedynie nieco je ocieplając. Ktoś powie, że taki umiar i równowaga równa się brakowi charakteru. Co z tego, skoro to tak wspaniale smakuje. Skoro jest to, co najważniejsze – echo owocu, słońca, ziemi. Jest wino. <br />
<br />
<b>Nazwa:</b> Leyda Pinot Noir Single Vineyard Las Brisas<br />
<b>Kraj:</b> Chile, Leyda Valley<br />
<b>Szczep: </b>Pinot Noir<br />
<b>Ronik:</b> 2008<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TTW8V4UcJKI/AAAAAAAAjIs/AopOz6O53KI/s1600/leyda_lasbrisas12.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="237" src="http://2.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TTW8V4UcJKI/AAAAAAAAjIs/AopOz6O53KI/s320/leyda_lasbrisas12.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Wiecej o tym jak zyje <a href="http://skokwbokblog.com/o-skoku/">Polak w Tajlandii</a> jakie sa <a href="http://skokwbokblog.com/koszty-zycia-w-bangkoku/">ceny w Tajlandii</a> i jak skonczyla sie moja <a href="http://skokwbokblog.com/dlaczego-warto-podrozowac/">wyprawa do Azji</a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
</div>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-10630484752909410262011-01-14T03:46:00.000-08:002013-05-19T19:55:10.564-07:00Kiwi MaratonSeria pożegnalna trwa. Powoli żegnam się ze znajomymi, z miejscami, z polskim jedzeniem. Żegnam się też z winem. Tam gdzie jadę należy ono do luksusów a na te, przynajmniej na początku, nie będzie mnie stać. Dlatego nie przepuszczam żadnej okazji, żeby się nim nacieszyć. A taka nadarzyła się niedawno, w postaci panelu degustacyjnego Magazynu Wino. Temat: Nowa Zelandia.<br />
<br />
Jak dotąd próbowałem niewielu tamtejszych win a moja widza na ich temat była szczątkowa i ograniczała się do kilku wyrwanych z kontekstu haseł: sauvignon blanc, pinot noir, aromaty trawiaste i kocich sików. Mało? O dziwo – na dobry początek, wystarczyło.<br />
<br />
Win było ponad 30, z tego zdecydowana większość z dwóch wspomnianych wyżej szczepów. Na pierwszy ogień poszyły liczne wcielenia sauvignon blanc. Powietrze w salce degustacyjnej błyskawicznie zapełniło się aromatami pokrzyw i liści pomidora, ziół i... potu (degustatorom nie udało się ustalić czy był to pot świeży czy zakisły). Czasem na pierwszy plan wyrywały się zapachy egzotycznych owoców, mango, passiflory. W ustach królowała wysoka kwasowość i świeżość. Przy dwóch czy trzech próbkach było to przyjemne, przy kilkunastu – mocno nużące. Co nie znaczy że z tłumu podobnych do siebie i raczej nie porywających win nie udało się wybrać kilku wyjątków. Redakcyjnych degustatorów przekonał do siebie<b> sauvignon blanc od</b> <b>Cloudy Bay (95pln)</b>, pachnący liśćmi pokrzywy, mocno skoncentrowany, krągły i soczysty. Mnie chyba najbardziej przypadła do gustu butelka, która przy pierwszym kontakcie na tyle mocno zalatywała kapustą kiszoną, że postanowiliśmy odłożyć ją na później. Przewietrzone <b>Bel Echo Clos Henry Sauvignon Blanc Terroir Portrait 2008 (75pln)</b> okazało bardziej owocowy charakter z przyjemną nutą słodyczy na podniebieniu, która czyniła rozszalałą kwasowość bardziej zjadliwą. Przy okazji przekonałem się, że nie umiem jeszcze wyczuć różnicy między redukcyjnymi aromatami siarki a żelazawą mineralnością a na pocieszenie dostałem informację, że były takie czasy, gdy z podobnym problemem borykał się redaktor<a href="http://www.wprost.pl/blogi/tomasz_prange_barczynski/"> TPB</a>, czasy oczywiście zamierzchłe. Pozostaje mi ćwiczyć dalej.<br />
<br />
Jak by w przerwie między nowozelandzkimi sauvignon blanc a winami czerwonymi w kieliszkach wylądowało kilka chardonnay. Z bodajże sześciu zaprezentowanych win, żadne nie urzekało. Aromaty jak z lunaparku (gotowana kukurydza i kameralizowany popcorn), smaki przytępione, mdłe. Zdaniem <a href="http://blogi.magazynwino.pl/daszkiewicz/">Andrzeja Daszkiewicza</a>, który części tych win miał okazję próbować na miejscu, w winiarniach Nowej Zelandii, u źródła smakowały o niebo lepiej. Wygląda więc na to, że winę za ich kiepską kondycję ponosić mogą złe warunki transportu lub przechowywania. <br />
<br />
Humory degustatorów poprawiły wina czerwone – w ogromnej większości pinot noir. Te, które nie męczyły intensywnymi zapachami papryki czy czekolady, uwodziły wonią dzikiej róży, truskawek i rabarbaru podkreślonymi przyjemnymi akcentami ziemistymi i ziołowymi. W ustach na zmianę (lub razem) soczysta świeżość i aksamitna elegancja. Na czoło stawki wybiła się butelka<b> Bel Echo Clos Henry Marloborough 2008 (75pln)</b> – mroczne, pełne życia wino, nie męczące mimo 13,5% alkoholu. Podobał się też pachnący herbatą różaną<b> Petit Clos Pinot Noir </b>(zwłaszcza że cena całkiem znośna – 55zł) oraz likierowy w nosie i nieco słodszy (oraz droższy – 133pln)<b> Cloudy Bay Pinot Noir 2007. </b><br />
<br />
Dobrego wrażenia jakie wywarły na nas wina czerwone nie udało się zepsuć trzem butelkom z innych niż pinot noir szczepów. Zawiódł jedynie kupaż od Waipara West Winery (jak niestety wszystkie wina od tego producenta tego dnia), z dobrej strony pokazał się natomiast <b>Te Mata Woodthorpe Vineyard</b> <b>Shiraz</b> z Hawkes Bay. Pachnący jagodzianką, o dobrej równowadze i delikatnych garbnikach.<br />
<br />
Zatem – czerwone górą. Białym natomiast potrzeba chyba innego, mniej zimowego kontekstu. Zatęsknię za nimi pewnie już za niespełna miesiąc, na jednej z rozpalonych do białości tajskich plaż. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TTA3RIpfF4I/AAAAAAAAjIA/z67LIirMUtA/s1600/kiwi.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="245" src="http://3.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-
<br />
Wiecej o tym jak zyje <a href="http://skokwbokblog.com/o-skoku/">Polak w Tajlandii</a> jakie sa <a href="http://skokwbokblog.com/koszty-zycia-w-bangkoku/">ceny w Tajlandii</a> i jak skonczyla sie moja <a href="http://skokwbokblog.com/dlaczego-warto-podrozowac/">wyprawa do Azji</a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
</div>nOjA/TTA3RIpfF4I/AAAAAAAAjIA/z67LIirMUtA/s320/kiwi.jpg" width="320" /></a></div>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-80736058638676611962011-01-12T14:49:00.000-08:002013-05-19T19:55:24.262-07:00Notra Dame De La Solitude 2006Wspomniałem ostatnio, że w najbliższym czasie nie zabraknie okazji do otwierania dobrych butelek. A wszystko to za sprawą biletu do Tajlandii, jaki niedawno zdecydowałem się kupić. Warto dodać – biletu w jedną stronę. Nie będę się tu rozpisywał o tej podróży, do tego służy inny blog. Tutaj ma być o winie. <br />
<br />
To, o którym chcę napisać przytargałem do starych dobrych znajomych, którzy zaprosili mnie na coś na kształt kolacji pożegnalnej. Znajomych, trzeba podkreślić, kompletnie zwariowanych na punkcie dobrej kuchni oraz wina i mogących o nich rozmawiać godzinami. W tych okolicznościach o byle winku z Biedronki nie mogło być mowy. Po chwili namysłu sięgnąłem po pierwszą butelkę z mojej mini kolekcji – Notre Dame De La Solitude 2006.<br />
<br />
Nie jest to może etykieta szalenie droga, ale jako że z otwarciem tego wina czekałem cierpliwie dobre 4 lata, oczekiwania były niemałe. Niemałe było też rozczarowanie przy pierwszym kontakcie nosa z winem - aromat okazał się niemrawy, jakby przygaszony. Prawdę mówiąc już myślałem, że nic z niego nie będzie, że za długo trzymałem butelkę w piwnicy, lub że życie uleciało z niej jeszcze w sklepie, w którym kupiłem ją kilka lat temu (był to zdaje się Auchan, cena raczej nie przekraczała 50zł). Przełknąłem gorzką pigułkę w postaci rozczarowanych min moich przyjaciół a następnie zamiast pastwić się nad zawartością kieliszka skupiłem się na wspaniałym curry krewetkowo-dyniowym, które kusiło mnie z talerza intensywnością barw i aromatów. <br />
<br />
Człowiek jednak nie wielbłąd i pić musi i nie minęło wiele czasu a ja znowu sięgałem po lampkę. Tych kilka minut zwłoki dokonało w niej gwałtownej metamorfozy, wino uśpione przez lata w butelce, powoli budziło się do życia. W nosie zawirowało późne lato, aromat wosku i słomy zdominowany przez coraz wyraźniejszą dojrzał gruszkę. Usta ukazały miękki, wręcz aksamitny charakter, elegancję i krągłość. Dotąd próbowałem tylko bardzo młodych białych Bordeaux – przyjemnie rześkich, soczystych, na wskroś prostych. Okazuje się jednak, że warto dać im poleżeć, nabrać ogłady. To pięcioletnie wino miało fantastycznie kremową, śmietankową konsystencję i pozostawiało po sobie przyjemnie oleistą warstewkę na języku. W niczym jednak nie przypominało niektórych, przesadnie ciężkich i tłustych nowo światowych białych win – w przeciwieństwie do nich urzekało lekkością i delikatnością. Szczęśliwie udało się je również dobrze dobrać do jedzenia – wspomniane już curry było bardziej słodkawe niż pikantne, dzięki czemu podkreślało łagodną, nieco przygaszoną już przez czas kwasowość wina. Butelka młodsza lub z innego szczepu (do Azjatyckich klimatów zazwyczaj sięgam po rieslingi, zresztą w ogóle pijąc białe wina zazwyczaj sięgam po rieslingi) mogła by się dla tego dania okazać zbyt ostra.<br />
<br />
Wino to świetna szkoła cierpliwości. Po porostu warto czekać. Z otwarciem niektórych butelek i już po ich otwarciu – z pochopną oceną. Można się mocno pomylić.<br />
<br />
<b>Nazwa: Notre Dame De La Solitude</b><br />
<b>Kraj</b>: Francja, Bordeaux, Graves<br />
<b>Szczep</b>: Semillion, Sauvignon Blanc<br />
<b>Ronik</b>: 2006<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TS4vdgRYqqI/AAAAAAAAjH8/YpyUjjS-fzk/s1600/ndls.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="253" src="http://3.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TS4vdgRYqqI/AAAAAAAAjH8/YpyUjjS-fzk/s320/ndls.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Wiecej o tym jak zyje <a href="http://skokwbokblog.com/o-skoku/">Polak w Tajlandii</a> jakie sa <a href="http://skokwbokblog.com/koszty-zycia-w-bangkoku/">ceny w Tajlandii</a> i jak skonczyla sie moja <a href="http://skokwbokblog.com/dlaczego-warto-podrozowac/">wyprawa do Azji</a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
</div>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-74538265629761495512010-12-29T04:03:00.000-08:002013-05-19T19:55:39.164-07:00To drink or not to drink?Ledwie udało nam się uporać z problemem doboru win do wigilijnych potraw a już winiarski świat gnębi nowy problem, – czym przywitać nowy rok? Szampanem? Winem musującym? Winem gazowanym? <br />
<br />
Prawdę mówiąc w moim przypadku będzie to...byle co. Co się nawinie, co mi ktoś do kieliszka naleje. W sylwestrową noc, w okolicach 24-tej świat wiruje w zawrotnym tempie a ja, obściskując się z przyjaciółmi przed knajpą na kontemplowanie wina nie mam już ani czasu ani ochoty. Dlatego szampana zostawiam w domu – są na niego lepsze okazje.<br />
<br />
Mam za to inny dylemat. A dotyczy on mojej skromnej kolekcji win. Leżały one dotąd we względnie dobrych warunkach w piwnicy mojego domu rodzinnego. Niestety, dom rodzinny poszedł pod młotek a nad winami zawisła groźba bezdomności. I tu pojawia się pytanie, – które z win można już wypić, a dla których powinienem szukać nowego lokum? Butelek jest 10, z różnych regionów, z różnych roczników, różnych rodzajów. Dodam, że okazji do ich wypicia w najbliższym czasie nie zabraknie – wręcz przeciwnie, w nadchodzących tygodniach będę potrzebował kilku sporej klasy butelek. <br />
<br />
Oto lista:<br />
<br />
BORDEAUX<br />
<br />
czerwone:<br />
<br />
<ul><li>Chateau Dauzac 2004, Margoux, Grand Cru Classe</li>
<li>Chateau La Vielle Cure 2000, Fronsac</li>
<li>Chateau Prieure Lichine 2002, Margoux, Grand Cru Classe</li>
<li>Chateau St Georges 2005, Cote Pavie, Saint Emilion, Grand Cru Classe</li>
<li>Chateau Rollan De By 2005, Medoc, Cru Burgeois</li>
<li>L’Esprit de Chevalier 2005, Pessac Leognan</li>
</ul>białe:<br />
<ul><li>Notre Dame De La Solitude 2006, Graves</li>
</ul> MOSEL SAAR RUVER<br />
<ul><li>Zelbach-Oster Zeitlinger Sonnenhur, Riesling Kabinett Trocken, 2007</li>
</ul>TOKAJ<br />
<ul><li>Benko Borhaz Tokaji Aszu, 5 Puttonyons, 2003</li>
</ul>DOURO<br />
<ul><li>Quinta Do Crasto Old Vines Reserva, Douro 2005</li>
</ul>Co mogę otworzyć już a co koniecznie trzeba jeszcze odłożyć i na jak długo? Co zyska na dalszym leżakowaniu a co nie straci wypite w ciągu miesiąca. Pomożecie? Na to liczę.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TRsjkeudqNI/AAAAAAAAjDg/vSS1bPNGAAA/s1600/red_wine.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="271" src="http://2.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TRsjkeudqNI/AAAAAAAAjDg/vSS1bPNGAAA/s320/red_wine.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Wiecej o tym jak zyje <a href="http://skokwbokblog.com/o-skoku/">Polak w Tajlandii</a> jakie sa <a href="http://skokwbokblog.com/koszty-zycia-w-bangkoku/">ceny w Tajlandii</a> i jak skonczyla sie moja <a href="http://skokwbokblog.com/dlaczego-warto-podrozowac/">wyprawa do Azji</a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
</div>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-47288135380250415332010-12-24T02:48:00.000-08:002013-05-19T19:55:56.046-07:00Wesołych!<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br />
<br />
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/THMU6UeEZpY?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div><br />
Z okazji urodzin Jezusa, który, jak podają oficjalne źródła kościelne na swój pierwszy, dokonany publicznie cud wybrał trick nie inny a właśnie zamianę wody w wino (brawa!) wszystkim wam dobrze życzę, na co dzień i od święta. Wesołych! <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/o6m6UFcZaMo?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />
Wiecej o tym jak zyje <a href="http://skokwbokblog.com/o-skoku/">Polak w Tajlandii</a> jakie sa <a href="http://skokwbokblog.com/koszty-zycia-w-bangkoku/">ceny w Tajlandii</a> i jak skonczyla sie moja <a href="http://skokwbokblog.com/dlaczego-warto-podrozowac/">wyprawa do Azji</a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
</div>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-60471072044018699992010-12-13T15:58:00.000-08:002013-05-19T19:56:13.186-07:00Trzy ponętne BrazylijkiJako że zachciało mi się ostatnio pisać o <a href="http://iwines.blogspot.com/2010/12/wiek-wielkich-odkryc.html">winach egzotycznych z mniej lub wcale nieznanych regionów</a>, gdy na moją skrzynkę mailową przyszło zaproszenie na degustację win z Brazylii poczułem się w obowiązku wziąć w niej udział. Do sklepu <a href="http://www.winarium.pl/x_C_X__P_SAS__P2_5789.html">Winarium</a>, w którym czekały na mnie trzy Brazylijki (na głowę jeszcze nie upadłem i oczywiście, że wolałbym, by były to Brazylijki z krwi i kości a nie wina, ale jak się nie ma co się lubi…) przebrnąć musiałem przez całe zasypane śniegiem miasto. Ale chyba było warto. <br />
<br />
Oczekiwań nie miałem żadnych, bo i o winach Brazylii nie wiedziałem nic poza tym, że istnieją (Ta informacja wpadła mi w ucho już jakiś czas temu, ale nie poświęciłem jej większej uwagi). Jakiekolwiek przypuszczenia snuć mogłem jedynie na podstawach ogólnych –, że wino z ciepłych stron, że z nowego świata, więc pewnie rozdmuchane i w stylu nie do końca przeze mnie ulubionym. Tyle, że tu kłania się brzemię zasady, wg której punkt siedzenia określa punktu widzenia a wszytko, co oglądane z daleka, zlewa się w jedną, bezbarwną masę. I tak skoro Brazylia leży gdzieś tam hen daleko, na tym samym kontynencie co Chile czy Argentyna to pewnie i wina powstają tam podobne. I co? I figa z makiem. <br />
<br />
Wszystkie trzy wina pochodziły od jednego producenta – <a href="http://www.pizzato.net/site_eng/index.htm">Pizzato</a> – i okazały się dość stonowane, może nie ascetyczne, ale też na pewno nienapompowane owocem, alkoholem i słońcem. Paradoksalnie, relatywnie najwięcej ciała okazało się mieć wino różowe –Fausto, Merlot Rose 2008 (29zł). I to wino smakowało mi najmniej. Przysadzisty, mięsisty nos, tłustawe usta, w ogóle nie to, czego szukam w rose. To, co piszę jest jednak bardziej kwestią gustu niż jakiś wad tego wina – wydawało się być zupełnie poprawne.<br />
<br />
Na drugi ogień poszedł Fausto, Merlot z 2006 roku (29zł). Równie ciemny w kieliszku jak w nosie, roztaczający przyjemną woń suszonych śliwek i słodkich przypraw. W ustach średniego ciała, o wyważonej kwasowości. Ogólnie niemęczące i zostawiające po sobie dobre wrażenie. Plusik.<br />
<br />
Trio zamykał Fausto, Cabernet Sauvignon 2006. (29zł) Intensywność aromatu szybko przytłumiła przecież wciąż świeże wspomnienia Merlota. Ciemne owoce, jeżyny, zioła (załoga sklepu podpowiadała nutki warzywne, których sam w nim nie znalazłem). W ustach przyjemna soczystość, sporo owocu, delikatne garbniki. Zupełnie nie jak Cabernet Sauvignon. <br />
<br />
O Brazylijskich winach wciąż nie wiem nic (to zadanie domowe do odrobienia), więc ciężko mi zgadywać czy charakter tych trzech butelek jest dla tego kraju typowy, czy to odstępstwo od normy (ba! Nie wiem w ogóle czy istnieje jakiś charakter typowy dla win Brazylii a jak się nad tym głębiej zastanowić to w ogóle nic o tym kraju nie wiem – trzeba będzie tam pojechać!). Może część „winy” za tak nienowo światowy styl testowanych dziś przeze mnie butelek ponoszą włoskie korzenie rodziny producenta, która do Brazylii przybyła w 1880 roku z Veneto? Tak czy inaczej– cieszy mnie takie nie konformistyczne podejście do wina, bez oglądania się na sąsiadów, na mody i gusta. Niestety, nie wszystkich to przekonuje. Panowie z Winarium zapytani o to, jak prezentuje się sprzedaż Brazylijek na tle wszechmocnych sąsiadów z Argentyny, Australii i im podobnych, niechętnie przyznali, że słabo. Równie słabo jak Brazylijska reprezentacja podczas ćwierćfinałowego meczu MŚ2010 przegranego 2-1 z Holandią (Hup Hup!). Cóż, podobno niektórzy klienci sklepu degustujący te wina przede mną, skarżyli się, że są one... za mało Chilijskie. <br />
<br />
Ja tymczasem na wino wolę patrzeć inaczej. Rzadko szukam czegoś, co znam i lubię (to wolę przywozić w bagażniku samochodu prosto z Francji;)), przeważnie rozglądam się za czymś nowym, dziwnym, innym. Jasne, można całe życie wpieprzać pomidorową i jeździć na wakacje do <a href="http://www.google.pl/imgres?imgurl=http://www.foto.pwsk.pl/fotki/albums/Leba-Baltyk/plaza-w-Lebie.JPG&imgrefurl=http://www.foto.pwsk.pl/2009/08/17/plaza-w-lebie&usg=__VN42ZYZAx1IzfNwJM-eclAbVZq8=&h=429&w=640&sz=59&hl=pl&start=1&sig2=BgRU7Epnn-DnHjQ4EpNBSg&zoom=1&tbnid=eLpK0URpL8dYxM:&tbnh=92&tbnw=137&ei=Mq4GTYqSGoSs8gOX2PA5&prev=/images%3Fq%3Dleba%2Bpla%25C5%25BCa%26um%3D1%26hl%3Dpl%26client%3Dfirefox-a%26sa%3DN%26rls%3Dorg.mozilla:pl:official%26biw%3D1280%26bih%3D593%26tbs%3Disch:10%2C342&um=1&itbs=1&biw=1280&bih=593">Łeby</a>. Tylko po co? Ja po prostu nie znoszę się nudzić. Na szczęście przy winie (i nie tylko) rzadko mi się to zdarza.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TQavKjCxU2I/AAAAAAAAi_0/1BOFzV-IiLQ/s1600/Brazilian+girl.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://4.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TQavKjCxU2I/AAAAAAAAi_0/1BOFzV-IiLQ/s320/Brazilian+girl.jpg" width="225" /></a></div>
<br />
Wiecej o tym jak zyje <a href="http://skokwbokblog.com/o-skoku/">Polak w Tajlandii</a> jakie sa <a href="http://skokwbokblog.com/koszty-zycia-w-bangkoku/">ceny w Tajlandii</a> i jak skonczyla sie moja <a href="http://skokwbokblog.com/dlaczego-warto-podrozowac/">wyprawa do Azji</a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
</div>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-25002639112816572682010-12-11T04:40:00.001-08:002013-05-19T19:56:27.550-07:00Wiek wielkich odkryćChyba każdy potrafi wymienić kilka krajów, w których robi się wino. Mnie pierwsza do głowy przychodzi Francja, the mothership of all wine. Ktoś rzuci Wochami lub Hiszpanią. Ktoś wywoła do Tablicy Chile, USA, Australię. Lista jest długa. <br />
<br />
A gdyby tak odwrócić pytanie – w jakich krajach nie robi się wina? Od razu robi się ciekawie, na światło dzienne wychodzą nowe fakty, stereotypy ulegają brutalnej weryfikacji. Bo okazuje się, że w miejscach w których w powszechnej świadomości wina nie ma – wino jest. I to coraz lepsze. <br />
<br />
Sam miałem przyjemność zderzyć się z kilkoma egzotycznymi butelkami. Przyjemność ta miała dwa oblicza. Czasami była czysto poznawcza, czerpana z samego faktu próbowania czegoś nowego, nieznanego. Tak było w przypadku win z Wietnamu. Lider tamtejszego winiarstwa – <a href="http://www.dalatwine.com/en/other.php?id=5">Dalat Winery</a> opanował tajemnice logistyki i sztukę sprzedaży – butelki Dalat Wine dostępne są niemal w całym kraju, jak on długi i wąski, od Sajgonu aż po Hanoi. Gorzej z jakością – próbowane przeze mnie Red Dalat Wine i White Dalat Wine do picia nadawały się dopiero po zmieszaniu z dowolnym napojem gazowanym i zagryzione boskim mango. <br />
<br />
Ale bywało i tak, że wina z tradycyjnie niewiniarskich regionów okazywały się po prostu smaczne. Tak było w przypadku <a href="http://iwines.blogspot.com/2009/10/zgodnie-z-przewidywaniami-wyprawa.html">Sula Winery Shiraz </a>– pitemu we włoskiej knajpie zlokalizowanej w indyjskiej stolicy biznesu – mieście Bangalore. Ciemne, mocne, skoncentrowane, typowo południowe ale ogólnie – naprawdę niezłe. O ile jednak o winach indyjskich słyszałem zanim ruszyłem na podbój Azji to o tym, że wino robi się również w Tajlandii zwyczajnie nie miałem pojęcia. Tym większym zaskoczeniem okazało się <a href="http://iwines.blogspot.com/2010/01/to-w-tajlandii-robia-wino.html">Chenin Blanc z Granmonte Winery</a> - aromatyczny, nieźle zrównoważony, o pożądanej zwłaszcza w upalnym Bangkoku kwasowości. <br />
<br />
Nie piszę o tym wszystkim, żeby pochwalić się egzotycznymi podróżami. Do tego służył mi <a href="http://skokwbok.blogspot.com/">inny blog</a>. Raczej chcę przypomnieć innym (i sobie), że wciąż jest wiele do odkrycia. Wystarczy tylko wybrać kraj, w którym „na pewno nie robi się wina” i rozpaczać poszukiwania. Chwila spędzona z Google pozwala trafić na takie perełki jak na przykład wina Birmańskie. Zdaniem <a href="http://themanfrommoselriver.wordpress.com/2010/12/11/red-mountain-estate-wines-from-burma/">zamieszkałego w Bangkoku Bloggera</a>, który miał okazję tych win próbować, najgorsze co można o nich powiedzieć, to że są pijalne. Ten przymiotnik podobno dobrze odpisuje 2009 Pinot Noir Taunggyi Wine z <a href="http://www.redmountain-estate.com/">Red Mountain Estate</a>. Wina białe (Chardonnay) i różowe od tego producenta nie tylko nadają się do picia ale po prostu nieźle smakują. Tak się składa, że <a href="http://www.birma2010.com/">mój brat wraz z przyjaciółmi</a> spędzi w Myanmarze najbliższe 3 tygodnie, liczę na wrażenia degustacyjne z pierwszej ręki. <br />
<br />
Sam równie chętnie jak win z Birmy, spróbowałbym tych z Wielkiej Brytanii, zwłaszcza musujących. Podobno należy traktować je już nie jak ciekawostkę ale poważną konkurencję dla samego Szampana. W styczniu tego roku podczas <a href="http://www.decanter.com/news/wine-news/483825/nyetimber-beats-bollinger-roederer-in-sparkling-competition">organizowanego w Weronie konkursu win musujących</a>, pochodzące z West Sussex wino Nyetimber’s Classic Cuvée 2003 uznano z najlepsze wino z bąbelkami na świecie. W tyle zostali tacy producenci jak Roederer czy Bollinger. <br />
<br />
Świat zmienia się tak szybko, że nie sposób za nim nadarzyć. I nawet relaksując się z lampką wina w dłoni nie można zaznać spokoju. I całe szczęście! Na spokój i nudę jeszcze przyjdzie czas (gdzieś tak po 90-tce), na razie trzeba odkrywać, eksplorować, sycić wiecznie głodną ciekawość pamiętając, że nie o to chodzi by złapać króliczka, ale by gonić go.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TQNzs7m4sTI/AAAAAAAAi_M/r58FSo9H744/s1600/Old-World-Maps-photos.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="258" src="http://2.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-
<br />
Wiecej o tym jak zyje <a href="http://skokwbokblog.com/o-skoku/">Polak w Tajlandii</a> jakie sa <a href="http://skokwbokblog.com/koszty-zycia-w-bangkoku/">ceny w Tajlandii</a> i jak skonczyla sie moja <a href="http://skokwbokblog.com/dlaczego-warto-podrozowac/">wyprawa do Azji</a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
</div>nOjA/TQNzs7m4sTI/AAAAAAAAi_M/r58FSo9H744/s320/Old-World-Maps-photos.jpg" width="320" /></a></div>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-85139100890538775902010-12-07T03:35:00.000-08:002013-05-19T19:56:44.724-07:00RozgrzewkaOd paru dni znajomi raz po raz pytają mnie o to, jakiego wina powinni użyć do grzańca. Za każdym razem odpowiadam, że byle jakiego , niech tylko będzie czerwone (chociaż może nie warto się ograniczać? Może grzaniec z wina białego też może być niezły?) i tanie. Sam bez skrupułów leję do garnka wino z kartonu. Zmieszane z przyprawami, owocami, rumem, miodem i czym tam jeszcze dusza zapragnie i tak będzie smakowało jak należy. <br />
<br />
Ale picie wina zimą na grzańcu na szczęście się nie kończy. Jerzy Kruk w swoim <a href="http://videoblog.4senses.pl/2010/12/degustacja-win-na-zimowe-i-chlodne-dni/">videoblogu</a> proponuje wina wzmacniane. Tym samym tropem podąża na Facebooku <a href="http://blogi.magazynwino.pl/daszkiewicz/">Andrzej Daszkiewicz</a> promując hasło „A glass of good port a day will keep the winter away”. Mnie to przekonuje, jest jednak pewno „ale” – wciąż mowa o winach słodkich. A, że z win deserowych najbardziej upodobałem sobie kwiatowo cytrusowe i skrajnie nie zimowe mozelskie Rieslingi to w poszukiwaniu butelki na mrozy podążyłem innym tropem. Skoro jest mi zimno, stawiam na wino z miejsca kojarzącego mi się z upałem. Tym sposobem na mój stół trafiła butelka z Korsyki, zakupiona jakieś 3 lata temu, gdzieś na południu Francji.<br />
<br />
<b>Nazwa: Clos Teddi </b><br />
<b>Kraj</b>: Francja, Korsyka, AOC Patrimonio,<br />
<b>Szczep</b>: Niellucciu (Sangiovese) , Sciaccarellu <br />
<b>Ronik</b>: 2007<br />
<br />
Jak to wino pachnie! Gdy temperatura za oknem leci na łeb na szyję, jego aromat unosi koniuszki ust przywołując na twarz rozkoszny uśmiech. Nad kieliszkiem jak czerwony balonik płynie aromat soczystych truskawek, takich pochłanianych prosto z krzaka. Wtóruje mu zapach działkowej czerwonej porzeczki, kwaśnych malin z przydrożnych chaszczy, czarnych jagód i dla urozmaicenia – szczypta cynamonu. <br />
<br />
Każdy łyk to owocowy wodospad, który rozpływa się po języku pozostawiając po sobie cienką kredową powłoczkę. Jeżeli ktoś zastanawia się czym jest ta cholerna mineralność, o której rozpisują się degustatorzy recenzując kolejne butelki to tu znajdą ją w czystej, wapiennej formie. Wino pochodzi z południa co objawia się w postaci 13% alkoholu – łatwiej jednak odnaleźć tę informację na etykiecie niż w ustach. Procenty nie gryzą w język, nie przytłaczają, świetnie harmonizują się z wyrazistą kwasowością. Wydajność winnicy, w której powstaje wino, wynosi zaledwie 16 hektolitrów na hektar stąd piękne nasycenie i koncentracja smaku. Jednak trzymająca pieczę nad posiadłością Marie Brigitte Julliard zachowała umiar godny mieszkańca wyspy i zamiast tworzyć wino napompowane i nużące postawiła na głębie smaku, równowagę i elegancję. Całość jest przyjemnie ożywcza i pełna werwy. Niby bardziej jak jak mroźny, zimowy poranek niż leniwe, letnie popołudnie, a jednak rozgrzewa. <br />
<br />
Tymczasem za oknem znowu sypie śnieg. I pewnie przykryje również tory, po których jutro pomknąć mam na Galę Grand Prix Magazynu Wino. Pomknijcie i wy. Rzucając przy wejściu hasło „Maciej Klimowicz, iWines blog” za bilet zamiast 50 zapłacicie 35zł. Pewnie, że warto. Nie po to wsiadam w pociąg o 5-tej rano, żeby nie było warto.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TP4ZPpqASJI/AAAAAAAAi7c/wt2M0KOI13Y/s1600/50_274_274_closteddi1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TP4ZPpqASJI/AAAAAAAAi7c/wt2M0KOI13Y/s1600/50_274_274_closteddi1.jpg" /></a></div>
<br />
Wiecej o tym jak zyje <a href="http://skokwbokblog.com/o-skoku/">Polak w Tajlandii</a> jakie sa <a href="http://skokwbokblog.com/koszty-zycia-w-bangkoku/">ceny w Tajlandii</a> i jak skonczyla sie moja <a href="http://skokwbokblog.com/dlaczego-warto-podrozowac/">wyprawa do Azji</a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
</div>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-30388834594157350352010-11-30T09:36:00.000-08:002013-05-19T19:57:06.455-07:00Ukryty skarbWyobraźcie sobie wioskę na krańcu świata. Dostać tu można się tylko wąską, krętą dróżką biegnąca wśród zielono brunatnych pagórków. Autobus przemyka tędy dwa razy w tygodniu. Wokół szumi ocean. Już? Właśnie wyobraziliście sobie położoną w irlandzkim hrabstwie Cork miejscowość Kilcrohane. Miejscowość, w której niedawno skryłem się przed życiowym sztormem. <br />
<br />
Są tu dwa puby (nad jednym z nich był kiedyś hotelik ale właścicielka zamurowała wejście twierdząc, że na strych straszy), jeden sklepik, jedna restauracja. Jest też pomalowana na niebiesko szkoła i zapełniający się co niedzielę ludźmi kościółek. Oba Puby zapełniają się ludźmi również w dni powszednie za to sklepik przeważnie jest pusty. Z panującego tu półmroku wyłaniają się słoiki z marmoladą pomarańczową, wyblakłe pocztówki, lodówki z nabiałem, kilka butelek wina.<br />
<br />
Dużo tego nie ma – jakiś Merlot z południa Francji, Pinot Grigio z nowego świata. Zresztą wino piją tu turyści a tych jesienią nie ma zbyt wielu. Sam też przyjechałem tu raczej pić piwo dlatego już zbierałem się do wyjścia gdy kątem oka dostrzegłem jeszcze kilka flaszek, stojących na bocznej, niepozornej półce. Podszedłem, przetarłem etykietkę pierwszej butelki z brzegu i… przetarłem oczy ze zdziwienia. Trzymałem w dłoniach Chateau Latour rocznik 1967. <br />
<br />
No jak? No skąd? Tutaj, na końcu świata, takie wino? Z nieco rozdziawiona gębą zacząłem oglądać kolejne butelki. Na Latour się nie skończyło. Obok znalazłem Chateau Haut-Brion rocznik 1968 (x2), kombinerki, Haut-Brion 1958 (x2), mocno wiekowe Chassagne Montrachet oraz palnik acetylenowy. <br />
<br />
Po rozmowie z właścicielką sklepu, Marią O’Mahony, okazało się, że wina stoją tu, w tych niegodnych warunkach, od późnych lat 80-tych i że co gorsza wszystkie są prawdopodobnie zepsute. Trafiły tutaj z piwnicy przyjaciela rodziny, w której tym podobnych skarbów jest znacznie więcej. Niestety akurat tych kilka butelek padło ofiarą mrozu a ich kilkanaście koleżanek z tej samej, feralnej skrzynki nie nadawało się do picia – można nimi było co najwyżej doprawić sałatkę. Tą zresztą pani Maria obiecała przyrządzić gdy następnym razem trafię do Kilcrohane.Winegret na bazie bordoskiego Premier Cru? Wrócę na pewno! <br />
<br />
Ale nie tyko dlatego. Kilcrohane i bez tych win okazało się niezwykłym miejscem. Gdy pada tu deszcz to leje jak z cebra ale gdy świeci słońce na niebie natychmiast pojawia się tęcza, albo dwie. Gdy wieje wiatr to niemal nie da się ustać na nogach ale gdy jest cisza to nie słychać zupełnie nic a jeziorka wśród pagórków odbijają błękit nieba jak kryształowe lustra. Klify, ocean, zielone wzgórza – tutejsze widoki zachwycają. Zachwycają też ludzie, którzy gdy pracują to ciężko, gdy pija to dużo a gdy jedzą to tłusto. Takiej jagnięciny jak w domu Anki i Garretta, przyjaciół, u których mieszkałem, nie jadłem jeszcze nigdy. Tak świeżych krabów jak te, które sam wyłowiłem z oceanu na kutrze mojego gospodarza - też nie. Sałatki krabowe, lamb chops, shepards pie, własnoręcznie uśmiercone krewetki – to tutejszy standard a w każdym razie nie jedzenie od święta. <br />
<br />
Nic więc dziwnego, że powrocie do domu waga pokazywała mi, że jestem o parę kilo cięższy. Ważne, że w duchu czuję się znacznie lżejszy. I gotów na następną wyprawę. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TPU1Os7OBsI/AAAAAAAAi5w/XQ-_UGwrtNg/s1600/PODR%25C3%2593%25C5%25BBE+-+Irlandia.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="http://2.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TPU1Os7OBsI/AAAAAAAAi5w/XQ-_UGwrtNg/s640/PODR%25C3%2593%25C5%25BBE+-+Irlandia.jpg" width="442" /></a></div>
<br />
Wiecej o tym jak zyje <a href="http://skokwbokblog.com/o-skoku/">Polak w Tajlandii</a> jakie sa <a href="http://skokwbokblog.com/koszty-zycia-w-bangkoku/">ceny w Tajlandii</a> i jak skonczyla sie moja <a href="http://skokwbokblog.com/dlaczego-warto-podrozowac/">wyprawa do Azji</a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
</div>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-27234671455131646482010-11-26T11:32:00.000-08:002013-05-19T19:57:40.107-07:00Inwi(ne)tation!Dzisiaj zamiast planowanych wspomnień z Irlandii (zaskakująco winiarskich wspomnień!) – zaproszenie. <br />
<br />
Można w naszym kraju narzekać na pogodę, korki i dziesiątki innych rzeczy. Ale na pewno nie można narzekać na brak imprez winiarskich – zwłaszcza gdy mieszka się w Warszawie. W ciągu ostatnich tygodni na moją skrzynkę mailową trafiły zaproszenia na kilka takich wydarzeń. Niestety z Wrocławia do stolicy jest za daleko, żebym mógł pojawić się na nich wszystkich, będę więc musiał wybierać. Tylko jak tu na przykład wybrać między morzem włoskich win od 56 renomowanych producentów, którzy pojawią się 1 grudnia na Gambero Rosso a międzynarodową reprezentacja winiarską jaka wdzięczyć się będzie na gali Grand Prix Magazynu Wino?<br />
<br />
Oba wydarzenia będą miały miejsce w Grudniu, w jego pierwszej połowie, konkretnie – 1.12 (Gambero Rosso) oraz 7-8.12 (GPMW). Co jednak najważniejsze, na obie imprezy może się wybrać każdy . Może więc zamiast katować kolejne butelki z „Biedronki” warto dla odmiany spróbować kilkudziesięciu win z najwyższej półki?<br />
<br />
Mnie zachęcać nie trzeba – degustacje to chyba najbardziej skuteczny sposób, żeby na winie się poznać, nauczyć się je rozumieć i smakować. Studia i lektura na pewno pomagają ale bez gimnastyki buzi i języka znawcą win nikt jeszcze nie został. Jeżeli jednak komuś wciąż brakuje motywacji żeby zagościć na którejś (lub obu) ze wspomnianych imprez – oto ona. <b>Każdy, kto kupując przy wejściu bilet poda (od tej chwili już wcale nie tajne)</b><b> hasło –</b> <b><i>iWines, Maciej Klimowic</i>z</b>, <b> za wejściówkę zamiast 50 zapłaci 35 zł.</b> Ot taki prezent mikołajkowy dla gości tego bloga. Fajnie nie?<br />
<br />
Korzystajcie i do zobaczenia przy degustacyjnym stole. Będzie się działo!<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TPAKM9qqEpI/AAAAAAAAixo/osyQP5Ri86I/s1600/logo.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="146" src="http://1.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TPAKM9qqEpI/AAAAAAAAixo/osyQP5Ri86I/s320/logo.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Wiecej o tym jak zyje <a href="http://skokwbokblog.com/o-skoku/">Polak w Tajlandii</a> jakie sa <a href="http://skokwbokblog.com/koszty-zycia-w-bangkoku/">ceny w Tajlandii</a> i jak skonczyla sie moja <a href="http://skokwbokblog.com/dlaczego-warto-podrozowac/">wyprawa do Azji</a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
</div>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-36575148637047512852010-11-08T09:03:00.000-08:002013-05-19T19:58:00.556-07:00Cyrkowe sztuczkiWieczór był na wskroś jesienny, zimny, deszczowy. Wrocławska Kawiarnio-winiarnia „Pod Gryfami” tym bardziej przytulna. Ochoczo rozsiadłem się w głębokim fotelu, przeskanowałem wzrokiem kartę win i zamówiłem coś na wskroś wiosennego – Vinho Verde. Miało oderwać mnie i moją towarzyszkę od jesiennych klimatów, ożywić konwersację, podnieść na duchu.<br />
<br />
No i się zaczęło. Cyrk jakich mało – kelnerka przyniosła butelkę, korkociąg, kieliszki a z całym tym kramem przywlokła ciężki stolik zwieńczony srebrzonym kubłem pełnym lodu. Korek wyszedł gładko i natychmiast trafił pod nos kelnerki celem wywąchania skaz i niedoróbek. Cel może i szczytny ale środków nie uświęca – z tego co wiem lepiej niż korek powąchać samo wino, tym bardziej gdy korek, tak jak w tym przypadku, jest syntetyczny. <br />
<br />
Potem przyszedł czas na próbę podniebienia – najpierw kelnerki, wykonaną za pośrednictwem małego kieliszka degustacyjnego, potem mojego już z pękatej lampki, jakiej nie powstydziłoby się klasyczne Bordeaux. W tej całej gimnastyce zabrakło tylko jednego elementu – prezentacji etykiety. Ja jednak oszołomiony faktem, że byle proste winko z Portugalii traktuje się z tak arystokratycznym namaszczeniem, zapomniałem się o ten element przedstawienia upomnieć i zdałem się li tylko na swój nos. To był błąd. Owszem, zawartość kieliszka wydała mi się cosik podejrzana, bo zamiast cytryną i wiosną zapachniała woskiem i jesienią, ale że jednak pachniała i smakowało jak wino, przytaknąłem, że proszę bardzo, można nalewać. <br />
<br />
Refleksja przyszła chwilę później, może przy trzecim albo czwartym przyjmowanym z niedowierzaniem łyku. No bo skąd w „zielonym winie” aż tyle odcieni żółtych i pomarańczowych, tyle słomy, miodu i ziół, tyle alkoholu w ustach? Byłbym zapadł się w toń wątpliwości odnośnie mojej własnej wiedzy i doświadczenia gdybym w desperackim geście nie chwycił się butelki i nie zerknął na etykietę. I tak z kawiarnianego półmroku wyłonił się i moim oczom ukazał napis „Casa De la Ermita” DOC Jumilla, 2008, Viognier. <br />
<br />
Cóż, ciężko na półwyspie iberyjskim znaleźć miejsce bardziej odległe od położonego na północy Portugalii regionu Minho gdzie pędzi się Vinho Verde, niż leżącą na południowym wschodzie Hiszpanii Jumillę. Ciężko też o dwa bardziej różniące się od siebie białe wina niż chłodne Vinho Verde i skąpany w słońcu Viognier. Miała być lekkość i zwiewność, dostaliśmy masę i alkoholowe zamroczenie. Szczerze mówiąc, nie zdziwiłbym się, gdyby moja towarzyszka pomyślała, że działam w komitywie z kelnerką a wszystko to spisek dążący do upojenia jej w jakimś niecnym celu. Żeby uniknąć niepotrzebnych podejrzeń i jako człowiek nie lubiący wszczynać awantur, grzecznie uświadomiłem kelnerce jej błąd dodając jednocześnie, że trudno, dopijemy takie wino jakie nam podano pod warunkiem, że zapłacimy za takie jakie zamówiliśmy. Ta przystała na taki układ ochoczo dorzucając jeszcze do całego rachunku 10% upustu.(niech mi ktoś zresztą powie, czy upust można dorzucić?)<br />
<br />
Wniosek? Nie lubię cyrku. Onieśmiela mnie to, wytrąca z równowagi, nie pozwala się skupić. Wolę wino podane bez zbędnych ceregieli, szybko, sprawnie i na temat. Zwłaszcza gdy jest banalne, chłopskie, na co dzień. Co innego gdybym zamówił Medoc z klasycznego rocznika (czekam na dzień, gdy będzie mnie na to stać) ale uprawianie gimnastyki artystycznej przy byle flaszce? To savoir-vivre sprowadzony do poziomu groteski. <br />
<br />
Miło by było, gdyby restauratorzy zaczęli traktować wino jak część posiłku, równie przyjemną co oczywistą. Jak pieczeń, jak sos, jak ziemniaczki. Może zamiast odprawiać nad nim onieśmielające rytuały zaczną sprzedawać je w normalnych cenach (80zł za Vinho Verde? To dopiero groteska) a klienci przestaną się go bać i zbędą je częściej zamawiać. Ot tak, bo pasuje do obiadu. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TNgrRM_kf0I/AAAAAAAAh8s/mVCPJnUcjGY/s1600/jdun4l.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://1.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TNgrRM_kf0I/AAAAAAAAh8s/mVCPJnUcjGY/s320/jdun4l.jpg" width="246" /> </a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">PS. "Pod Gryfami" polecam tak czy inaczej. Dla tych pluszów i luster, dębowych mebli i skrzypiących schodów. W takich dekoracjach kawa smakuje lepiej. </div>
<br />
Wiecej o tym jak zyje <a href="http://skokwbokblog.com/o-skoku/">Polak w Tajlandii</a> jakie sa <a href="http://skokwbokblog.com/koszty-zycia-w-bangkoku/">ceny w Tajlandii</a> i jak skonczyla sie moja <a href="http://skokwbokblog.com/dlaczego-warto-podrozowac/">wyprawa do Azji</a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
</div>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-34886376625912549942010-10-31T02:54:00.000-07:002013-05-19T19:58:28.257-07:00Poczuć pismo nosemStało się, nadszedł początek końca tradycyjnego pisarstwa winiarskiego. Nie będzie już nut cierpiętnicy i brzoskwini, aromatów tytoniu i mokrej leśnej ściółki. Nikt nie napisze więcej o pachnącym chlebem szampanie, zalatującym oborą burgundzie czy roztaczającym woń fiołka Beaujolais. Skończyły się czasy, gdy dumaliśmy nad klawiaturą zachodząc w głowę jak opisać różnicę w aromatach dwóch rieslingów z sąsiadujących ze sobą winnic nad Mozelą. Nie będzie więcej niedomówień, skrótów myślowych, słusznych czy nie oskarżeń o lanie wody i mydlenie oczu czytelnikowi.<br />
<br />
A wszystko to za sprawą, no kogóż by innego jak nie japońskich naukowców. Jak donosi portal Gazeta.pl, znani z kreatywności Japończycy w białych kitlach opracowali niedawno technologię… <a href="http://technologie.gazeta.pl/internet/1,104530,8570861,Japonscy_naukowcy_opracowali_metode_drukowania_zapachow_.html">drukowania zapachów</a>. I to przy pomocy zwykłej drukarki atramentowej. Obecnie na kartce papieru można już odwzorować aromaty cytryny, wanilii, jabłka, cynamonu, grejpfruta i mięty. A to przecież zestaw aromatów, w którym mieszczą się dziesiątki win! Jabłko i wanilia? Toż to beczkowe chardonnay! Cytrusy? Znajdą się w sauvignon blanc i w niejednym rieslingu. Cynamon? Znowu beczka i leżakowany w niej zinfandel. Mięta? Brzmi jak słynna mentolowa końcówka niektórych cabernet sauvignon. <br />
<br />
Przykłady można mnożyć. A znając japońskich naukowców drukowalnych aromatów wkrótce będzie więcej. Podobno na razie problemem jest trwałość wydruku zapachu, ale ludzkość z nie takimi problemami dawała sobie radę. <br />
<br />
Jak zatem będzie wyglądał opis wina w przyszłości? Cóż, może obędzie się bez słów. Może Japończycy wpadną na pomysł by połączyć drukowany zapach ze szlachetną sztuką orgiami. Wtedy zamiast notki degustacyjnej wina z Sancerre dostaniemy pachnącą prochem strzelniczym papierową figurkę o wrzecionowatym kształcie. Może zamiast czytać o krągłości i ciężarze kalifornijskiego pinot noir będziemy mogli go dotknąć, zważyć je w dłoni? <br />
<br />
Tylko co wtedy z nami, winnymi pisarzami? Czym się zajmiemy, gdy nie będziemy mogli dać upustu swoim grafomańskim zapędom opisując spektrum zapachów trzydziestoletniego Barolo czy próbki beczkowej lewobrzeżnego Bordeaux? Cóż, może wreszcie znajdziemy sobie jakieś poważniejsze zajęcie?<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TM08QzicT7I/AAAAAAAAe0I/fFC_Z0U2VEk/s1600/professional_etiquette_picking_nose.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TM08QzicT7I/AAAAAAAAe0I/fFC_Z0U2VEk/s1600/professional_etiquette_picking_nose.jpg" /></a></div>
<br />
Wiecej o tym jak zyje <a href="http://skokwbokblog.com/o-skoku/">Polak w Tajlandii</a> jakie sa <a href="http://skokwbokblog.com/koszty-zycia-w-bangkoku/">ceny w Tajlandii</a> i jak skonczyla sie moja <a href="http://skokwbokblog.com/dlaczego-warto-podrozowac/">wyprawa do Azji</a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
</div>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-76415951366965050762010-10-28T09:16:00.000-07:002013-05-19T19:58:43.540-07:00KorzenieRozwydrzyłem się ostatnio. Zachciało mi się pisać o degustacjach, dzielić się z wami swoimi przemyśleniami o formach sprzedaży i promocji wina, śledzić w Internecie przedstawicieli winiarskich rodów. Tymczasem przecież ten blog u zarania dziejów miał spełniać notatnika pełnego wrażeń z degustacji win. Miał wspomagać dziurawą pamięć, wymuszać systematyczność i pomagać w zakupach. <br />
<br />
Pamiętam zresztą dobrze skąd wziął się cały pomysł. Tak się składa, że moje nagłe zainteresowanie winem zbiegło się w czasie z odkryciem przeze mnie podcastów co sprawiło, że spędzałem długie godziny w iTunes store przebierając w mniej i bardziej amatorskich internetowych audycjach radiowych. Ściągałem wszystko jak leci, o filmie, o polityce, o technologiach i wreszcie – o winie. Pamiętam, że najbardziej do gustu przypadł mi „<a href="http://winefornewbies2010.wordpress.com/">Wine For Newbies Podcast</a>” – podzielony na łatwe do przełknięcia podcinki podstawowy kurs wina. To z niego dowiedziałem się, że winogron jest więcej niż białe i czerwone, że Liebfraumilch to wcale nie najlepsze niemieckie wino i że po „Bezdrożach” merlot chwilowo wyszedł z mody. I to prowadzący WFN podpowiedział mi, że warto prowadzić winny dzienniczek. Albo tradycyjny, na papierze, albo nowoczesny, w Internecie. Tak oto narodziło się iWines.<br />
<br />
<a href="http://winefornewbies2010.wordpress.com/">Wine for newbies</a> wciąż istnieje w sieci, wciąż można odsłuchać wszystkie odcinki, nieco się podszkolić. A jak was chwyci, możecie założyć swój własny notes i skrzętnie zapisywać co wino na język przyniesie. Czy warto – i to jak! Nie da się w kilku zdaniach opisać wszystkich wspaniałych rzeczy, które spotkały mnie dzięki pasji do wina i regularnemu zamieszczaniu tu wpisów. Były dalekie podróże, spotkania z fantastycznymi ludźmi, degustacje niezwykłych win. I będzie jeszcze więcej, tego jestem pewien. Za to wznoszę toast winem, którego opis przeczytacie poniżej<br />
<br />
<b>Nazwa: Terre Allegre</b><br />
<br />
<b>Kraj: </b>Włochy, IGT Puglia<br />
<br />
<b>Szczep</b>: Sangiovese <br />
<br />
<b>Rocznik:</b> 2009<br />
<br />
<b>Cena:</b> około 5 Funtów<br />
<br />
Wino nowoczesne w formie i treści. Oszczędna etykieta z uśmiechem, na niej krótka informacja – bez ochów i achów, bez metafor i zachwytów – „wino lekkie, o owocowym charakterze, doskonałe o każdej porze”. I rzeczywiście – spod świeżo odkręconej zakrętki dobywa się delikatny, ożywczy zapach, trochę dojrzałej śliwki, więcej kwaskowatej jeżyny. W ustach kontynuacja – wino soczyste, lekkie ale w żadnym wypadku nie wodniste. Bardzo fajne, miękkie wrażenie na języku, spora kwasowość przydająca mu życia, garbniki delikatne, do przełknięcia dla każdego – jak zresztą całe to proste i przyjemne wino. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TMmg3e1uYSI/AAAAAAAAet8/nFaMWowYr_k/s1600/1140103.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://3.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TMmg3e1uYSI/AAAAAAAAet8/nFaMWowYr_k/s320/1140103.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Wiecej o tym jak zyje <a href="http://skokwbokblog.com/o-skoku/">Polak w Tajlandii</a> jakie sa <a href="http://skokwbokblog.com/koszty-zycia-w-bangkoku/">ceny w Tajlandii</a> i jak skonczyla sie moja <a href="http://skokwbokblog.com/dlaczego-warto-podrozowac/">wyprawa do Azji</a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
</div>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-32002323384903670892010-10-20T12:01:00.000-07:002010-10-20T13:51:42.648-07:00Zwyczajne niezwyczajnePolskie ekipy telewizyjne nie zapędzają się chyba zbyt często na degustacje win. Najwyraźniej widok bandy oszołomów siorbiących ciecz z kieliszka i plujących nią do wiaderek nie mieści się w ramówce. Tymczasem na degustacji win z Chile, która odbyła się niedawno w Warszawie dziennikarzy było kilku, wśród gości krążył nawet operator z kamerą a reporter telewizji informacyjnej co chwilę wyciągał mikrofon w stronę prezentujących swoje butelki winiarzy. Niestety, żadne z pytań, które zadał nie dotyczyło wina.<br />
<br />
Telewizja pojawiła się w hotelu Hyatt dlatego, że gdy w Warszawie 24 wystawców i kilkudziesięciu gości dumało nad kieliszkami, kilkanaście tysięcy kilometrów dalej wydobywano spod ziemi trzydziestu trzech uwięzionych tam od 2 miesięcy górników. I z tego właśnie powodu toasty w to środowe popołudnie były wyjątkowo monotematyczne. A było co w znosić za powodzenie tego, co media okrzyknęły najbardziej niesamowitą akcją ratownicza w historii górnictwa. Producenci zaprezentowali około 200 win z około 10 szczepów. <br />
<br />
Szczerze mówiąc win z Nowego Świata nie kupuję prawie nigdy, zbyt jestem pochłonięty wkuwaniem na pamięć nazw francuskich apelacji i hiszpańskich szczepów żeby znaleźć czas na wina Chile, które wydawały mi się owszem tanie, ale jednocześnie przeciętne. Tymczasem z każdą kolejną próbką uświadamiałem sobie, że to przekonanie jest tylko w połowie prawdziwe. Dokładnie w pierwszej połowie – wśród prezentowanych butelek było niewiele w cenie powyżej 100 zł. Ten pułap udało się przekroczyć między innymi winu Hugo Casanova Don Aldo Cabernet Sauvignon dostępnym w sieci La Passion du Vin. Ale czy 138zł za dziesięcioletnie wino to dużo? Chyba nie. Choć szczerze mówiąc bardziej smakowały mi tańsze wina od tego wystawcy – w tym soczyste Carmenere Antano (31zł) a zwłaszcza pełne życia i owocu Charonnay Reserva (48zł)<br />
<br />
To właśnie wina z Chardonnay zaskoczyły mnie najbardziej. Szczep, który na co dzień omijam z daleka w rękach kilku z obecnych w Warszawie winiarzy pokazał swoje czyste, niezmącone oblicze. Za przykład niech posłuży jeden z moich faworytów tej degustacji – Apaltagua Chardonnay Reserve 2010 (Festus) – wino o intensywnym zapachu kwiatów i passiflory, w ustach żywiołowe, wybuchowo owocowe, a przy tym miękkie i krągłe. To zresztą nie jedyne wino od tego producenta, które zrobiło na mnie dobre wrażenie – podobało mi też Syrah Reserve 08 o aksamitnych ustach i zapachu poziomki oraz nieco poważniejsze Signature Cabernet Sauvignon 08 o pięknym aromacie starzejącego się wina i eleganckich, śliwkowych ustach. Wina masywne, ale przy tym nie męczące i szczere jak łzy w oczach reprezentującej winnicę Stephanie Billikopf podczas wznoszenia toastu za wyzwalanych na odległym kontynencie górników. <br />
<br />
W oceanie dobrego wina, które tego popołudnia lało się do kieliszków wyróżniły się też butelki z winnicy Cavas Submarinas – i to nie tylko ze względu na jakość samych win (bardzo przyjemne, soczyste Pinot Noir), a przez ekstrawaganckie pomysły na produkcję i promocję. Właściciel winnicy, zapalony nurek, wpadł na pomysł by podkreślić nadmorski charakter swojego terroir leżakując wina...w oceanie. Butelki moczą cię przez kilka miesięcy w zimnych wodach Pacyfiku by następnie trafić na stoły – niestety na razie nie polskie. Producent nie ma u nas jeszcze dystrybutora – ale miejmy nadzieje, że przy takim potencjale marketingowym popartym świetną jakością to tylko kwestia czasu. <br />
<br />
Z oskarżeniami o marketingowe pobudki może spotkać się właściciel marki Lautaro, który na etykiecie swoich win umieszcza logo Fair Trade co w skrócie znaczyć ma, że wspiera małych lokalnych winogrodników i dba o środowisko. Miejmy nadzieję, że to prawda, ważne jednak, że bronią się jego wina – nieco wycofane, z początku skromne, można by powiedzieć – nie chilijskie. Za przyjemne, pachnące herbatą owocową Carmenera zapłacimy w Piotrze i Pawle 32 zł. <br />
<br />
Kontynuując wątek marketingowy nie sposób nie wspomnieć o Concha y Torro – baronie polskich supermarketów i stacji benzynowych. Jeden z największych chilijskich producentów pokazał na degustacji przekrój przez swoją ofertę – obok podstawowych Frontera oraz Sunrise pojawiły się popularne, promowane historyjką o nawiedzonej przez diabła winnej piwnicy Casillero del Diablo oraz nieco droższe butelki tego producenta – Marques de Casa Concha., w tym niezłe Sarah z 2004 roku. Tyle że za 70zł można mieć lepsze chilijskie wina. Za mniejsze pieniądze zresztą też. <br />
<br />
Dziś - tydzień później - mało kto pamięta o spektakularnej akcji ratunkowej, o górnikach nie mówi się już w mediach. Ja tymczasem nie bardzo pamiętam poszczególne butelki, z których dopiero co tak ochoczo czerpałem. Trochę to wina mojej kiepskiej pamięci, ale nie tylko – winne są i wina z Chile. Skąpane w słońcu, bezpośrednie, miłe w odbiorze cierpią nieco na brak indywidualności. Choć cieszą się dobrą opinią jako całość, ciężko znaleźć wśród nich skarby, wina do których się wraca. Na szczęście chilijscy winiarze oraz nasi importerzy są chyba tego świadomi i przeważnie dyktują za tamtejsze butelki naprawdę rozsądne ceny. Między innymi dzięki temu gdy w Chile rodziło się nowe, narodowe święto ja poznałem całą masę dobrych win. Dobrych na co dzień.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TL88ZvzwfgI/AAAAAAAAetM/C7EVJ5s1QmU/s1600/Wine+Bottle+Chile+Flag.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="http://2.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TL88ZvzwfgI/AAAAAAAAetM/C7EVJ5s1QmU/s320/Wine+Bottle+Chile+Flag.JPG" width="320" /></a></div>.Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-2447490702263293172010-10-12T07:58:00.000-07:002010-10-12T08:24:55.420-07:00Sfermentuj to samJak powszechnie wiadomo - Polak potrafi i radzi sobie sam. Tam, gdzie Francuz woła hydraulika, Polak zakasuje rękawy i sięga po klucz francuski. Zamiast jak Anglik zawieźć auto do myjni, Polak bierze wiadro, gąbkę i myje furę na parkingu. Mało tego - wielu z nas zamiast kupować alkohol w sklepie pędzi go samodzielnie, w domu, z czego popadnie. W tysiącach polskich domów, w kuchniach, w komórkach, w garażach stoją pękate butle fermentacyjne a w nich rodzi się wino. <br />
<br />
Widać tej zaradności pozazdrościł nam zachód. O tym, że wina nie trzeba już kupować, bo można zrobić je w winiarni samodzielnie, pisała niedawno autorka bloga <a href="http://mojewina.blogspot.com/2010/09/robic-wino-kazdy-moze.html">Moje Wina</a>. Okazuje się jednak, że samodzielność osiąga kolejny poziom - aby zrobić sobie wino nie trzeba wcale wybierać się w podróż do odległego regionu winiarskiego.Wystarczą zakupy w Internecie.<br />
<br />
Początkujący winiarz wybierze zestaw „<a href="http://www.spikeyourjuice.com/">Spike your juice</a>”, przy pomocy którego można zmienić dowolny, naturalny sok owocowy w napój wyskokowy. Do soku (nie stanowi on części zestawu) wystarczy wsypać porcję drożdży, zakręcić butelkę specjalnym, pozwalającym na ulatnianie się CO2 zamknięciem i zostawić miksturę w spokoju na 48h. W tym momencie pałeczkę przejmuje natura a wszystko odbywa się wg. równania, które przed wiekami odmieniło oblicze ludzkości: drożdże + cukier = alkohol + CO2. <br />
<br />
Jeszcze dalej idą producenci „<a href="http://www.wineinthemaking.co.uk/California-Connoisseur-wines.php">California connoisseur</a>” – zestawu, w skład którego wchodzi nie tylko cały niezbędny sprzęt ale również koncentrat soku z winogron. I to nie byle jakiego soku a „najlepszego jaki Kalifornia ma do zaoferowania”. To zresztą nie pierwszy raz, gdy wszystko czego trzeba by niewinny napój zmienił się w wino (w dodatku, jak można wyczytać na stornie producenta "doskonałe i o wyjątkowym charakterze”) to wiara w cuda. <br />
<br />
„Spike your juice” mnie przekonuje. Co więcej nawet mi się podoba. Doceniam żartobliwe podejście do tematu i aspekt edukacyjny. Gorzej sprawa ma się w „California connoisseur”. Wciskanie ludziom, że w domowych warunkach przy pomocy gadżetów kupionych w sieci można zrobić wino nawiązujące do najlepszych winiarskich tradycji Kalifornii to zwyczajne kłamstwo. Może Wikipedia nie mija się z prawdą twierdząc, że wino to nic więcej jak napój alkoholowy uzyskiwany w wyniku fermentacji soku z winogron. Ale cała prawda to nie jest.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TLR2uJsA2GI/AAAAAAAAerQ/w6Gm-He4aXc/s1600/poetic-cellars-must-and-juice-large.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="217" src="http://4.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TLR2uJsA2GI/AAAAAAAAerQ/w6Gm-He4aXc/s320/poetic-cellars-must-and-juice-large.jpg" width="320" /></a></div>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-91726287391033805822010-10-02T08:16:00.000-07:002010-10-02T08:17:34.200-07:00W kupie raźniejNie przepadam ze zestawami. Mam wrażenie, ze kupując wszelkiego rodzaju wielopaki tylko z pozoru dostaję więcej za mniejsza cenę. Weźmy na przykład majtki – 3 pary w cenie dwóch. Co z tego, skoro z tych trzech tylko jedna para ma gustowny wzorek a pozostałe dwie sztuki to zwykłe czarne gacie? Skarpetki? To samo. Wino? Nie inaczej.<br />
<br />
W ofercie jest tego sporo. Co chwilę dostaję propozycje zakupu skrzynki win miesiąca w promocyjnej cenie, specjalnego zestawu konesera za grosze. Są nawet tacy, którzy namawiają do wykupienia winnego abonamentu – ot płacę co miesiąc okrągłą sumkę a w zamian dostaję pod drzwi paczkę z precyzyjnie dobranymi butelkami. <br />
<br />
Z winem mam jednak jeszcze większy kłopot niż z majtkami (!) Podobnie jak w przypadku bielizny, do winnych zestawów często trafiają elementy, których osobno i sam z siebie wcale nie chciałbym kupić. Płacę więc za coś, czego wcale nie chcę. Ale to nie wszystko – bardziej przeszkadza mi fakt, że kupując zestaw zrzekam się prawa wyboru. Po prostu – jakiś ktoś, miejmy nadzieję uczony w sztuce wina, wybiera butelki za mnie.<br />
<br />
A przecież połowa zabawy w wino to właśnie to wybieranie, łamanie kodów z etykiet, szperanie w teczkach producentów, ocenianie znaczenia zmian klimatycznych, analiza geologiczna siedlisk i ekonomiczna własnego portfela. Cały ten wysiłek i czas poświęcony tylko po to, żeby wybrać, samemu, najlepszą możliwą butelkę. Oto jak wypełnia się <a href="http://www.youtube.com/watch?v=vD8NzGPdJ94">klasyczny postulat by uczyć, bawiąc</a>. <br />
<br />
Nie skreślam zestawów całkiem i na amen – znajdą się tacy, dla których ta forma zakupów okaże się wygodniejsza. Stwierdzam tylko, że to nie dla mnie. A od idei wielopaków bardziej przekonuje mnie pomysł zakupów grupowych. Przyznam, że większość win, których chciałbym spróbować, jest dla mnie za droga. Czasami <a href="http://www.decanter.com/news/wine-news/501523/drc-half-price-in-sweden-s-systembolaget">nawet gdy pojawiają się w okazyjnej, obniżonej o połowę cenie</a>. Ale jest na to sposób – wystarczy skrzyknąć znajomych i zamiast opróżniać kolejną butelkę za 20 zł, zrzucić się po dwie dychy na coś z nieco wyższej półki. Na łebka wina będzie mniej, wrażeń smakowych pewnie znacznie więcej.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/S_qozQZgCJI/AAAAAAAAb7g/e6jS43GVP9Q/s1600/IMGP3295.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://1.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/S_qozQZgCJI/AAAAAAAAb7g/e6jS43GVP9Q/s320/IMGP3295.JPG" width="229" /></a></div><br />
<i>Ps. Właśnie stuknął mi dwusetny wpis na blogu i pięćdziesiąty <a href="http://www.facebook.com/pages/Iwines-blog/162600830421841?v=info&ref=ts#%21/pages/Iwines-blog/162600830421841?v=wall&ref=ts">zwolennik iWines na Facebooku</a>. Jak dobrze, że okazji by sięgnąć po korkociąg, nigdy nie brakuje. </i><br />
<br />
<span id="goog_700087265"></span><span id="goog_700087266"></span>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-85960463991383239882010-09-22T12:49:00.000-07:002013-05-19T19:59:14.610-07:00Nie takie „Wino” straszne?Fajnie jest być tym pierwszym i jedynym. Nie trzeba oglądać się na boki, drżeć przed konkurencją. Można mówić co się chce i nie martwić się, że ktoś krzyknie „sprawdzam”. Można nadawać ton, wyznaczać trendy, kreować gusta.<br /><br />Ale bywa i tak, że minusy przesłaniają plusy. Jedyny jest sam, na świeczniku, na celowniku. Wszyscy patrzą mu na ręce, za wszystko się go wini, za wszystko krytykuje.<br /><br />Taki właśnie los spotyka jedyny polski periodyk o winie – „Magazynu Wino” (Pominę prasę bardziej branżową albo wydawane przez ten czy ów sklep winiarski pisemka).<br /><br />Plusów pracy w redakcji takiego wydawnictwa nie sposób przecenić – któż nie chciałby mieć na wyciągnięcie ręki najlepszych butelek od najznamienitszych producentów. Któż nie chciałby podróżować do najpiękniejszych zakątków świata żeby pić, jeść i spoglądać na to wszystko krytycznym okiem. Ja bym chciał. Mniej natomiast chciałbym, żeby każda podana przeze mnie informacja była analizowana przez łasych na wpadki czytelników, każda notatka degustacyjna jawiła się tym i owym jako skutek czyichś wpływów i pieniędzy, każde słowo przykładane było do miary określającej czy nie jest aby zbytnio poetyckie czy oderwane od rzeczywistości.<br /><br />„Magazyn wino” jest krytykowany zawzięcie i namiętnie. Na forach, na blogach, w prywatnych rozmowach. Bywa, że zarzuty są słuszne – dwumiesięcznik ma niewątpliwie problemy z prenumeratą a seria artykułów o degustacji wody wyglądała jak żywcem wyjęta z Monty Pythona. Bywa, że krytyka rozbija się o gusta – tak jak w przypadku oskarżeń o zbytnie nasycenie tekstów metaforą i liryką, przed którymi dzielnie broni się w najnowszym numerze Ewa Wieleżyńska. Zdarza się też, że wytaczane są ciężkie działa pomówień o przekupstwo, klientelizm i brudne układy. Statystyczny Polak wie pewnie o lądowaniu Talibów w Klewkach. Statystyczny polski miłośnik wina mógł słyszeć o lądowaniu redaktorów „Magazynu Wino” w Klekotkach. Padały oskarżenia o sponsorowane wyjazdy, układy z importerami, brak dziennikarskiego obiektywizmu.<br /><br />Czy te oskarżenia są słuszne? Nie wiem czy jak to się modnie mówi „nie posiadam wiedzy na ten temat”. Nie posada jej zresztą pewnie nikt, kto nie pracuje w specjalnej komórce CBA do spraw „MW”. Poza tym nie podoba mi się taka wizja świata, nie umiem być podejrzliwy, węszyć wszędzie spisku, wszystkich podejrzewać o manipulację i kłamstwo. Lubię lubić ludzi.<br /><br />O tym, że również załoga „MW” da się lubić przekonałem się niedawno, dzięki niespodziewanie otrzymanemu zaproszeniu na panel degustacyjny do kolejnego numeru. Dumając w ciasnej salce konferencyjnej nad kolejnym winem, często więcej uwagi poświęcałem siedzącym ze mną ludziom niż zawartości kieliszka. Cieszyłem się słuchając jak redaktorzy wyczuwali nosem rosnące przy torach wiśnie zbierane w dzieciństwie i papierową torebkę po orzeszkach ziemnych. Gdy w ustach odnajdowali rozpuszczone misie żelki albo banana, który powracał by ratować kiepskie niestety wino. Podziwiałem, gdy bezbłędnie odgadywali miejsce pochodzenia a bywało że i producenta degustowanej w ciemno butelki. A najbardziej, bardziej od kwiecistego języka czy trafionych strzałów podobała mi się pasja z jaką o winie dyskutowali. Przez tych kilka godzin to, czy nos jest owocowy czy reduktywny, czy owoc jest dojrzały czy zagotowany, czy wino jest tylko prawie dobre czy aż dobre z minusem, było naprawdę najważniejsze.<br /><br />I to w ogóle jest najważniejsze. Zarówno gdy się wino robi, jak i gdy się o nim pisze. Gdyby nie było pasji pilibyśmy pewnie poprawne wina i czytalibyśmy poprawne magazyny, chodzilibyśmy na poprawne filmy do kina i prowadzilibyśmy grzeczne, poprawne rozmowy. Nic tylko strzelić sobie w łeb.<br /><br /><a href="http://4.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TJpecygkFFI/AAAAAAAAelU/RPFGBnRoBBM/s1600/bad-red-ink-spill.gif"><img style="display: block; margin: 0px auto 10px; text-align: center; cursor: pointer; width: 262px; height: 320px;" src="http://4.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TJpecygkFFI/AAAAAAAAelU/RPFGBnRoBBM/s320/bad-red-ink-spill.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5519828141983667282" border="0" /></a><br /><br /><div style="text-align: center;"><a href="http://www.layoutsparks.com/"><br /></a></div>
<br />
Wiecej o tym jak zyje <a href="http://skokwbokblog.com/o-skoku/">Polak w Tajlandii</a> jakie sa <a href="http://skokwbokblog.com/koszty-zycia-w-bangkoku/">ceny w Tajlandii</a> i jak skonczyla sie moja <a href="http://skokwbokblog.com/dlaczego-warto-podrozowac/">wyprawa do Azji</a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
</div>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-72032915769154654952010-09-07T14:22:00.000-07:002013-05-19T19:58:59.953-07:00Z czubaJest taka gra, w której zacięcie walczą ze sobą dwie drużyny a na końcu i tak wygrywają Niemcy. Ta gra nazywa się wino. No dobrze, nieco przesadzam z tym uogólnieniem. Jednak właśnie takim wynikiem zakończył się mecz, który rozegrany został w zeszłą sobotę w krakowskim klubie Żaczek.<br /><br />Spotkanie dwóch reprezentacji – francuskiej i hiszpańskiej, miało charakter towarzyski i odbyło się dzięki staraniom dwóch młodzieńców, przedstawicieli PZMW (Polski Związek Miłośników Wina), współzałożycieli strony <a href="http://www.blogger.com/www.kupsobiewino.pl">www.kupsobiewino.pl</a>. Za boisko posłużyć miało kilkanaście stolików, rozstawionych w klubowym podziemiu, sędziowaniem natomiast zajęli się licznie przybyli goście, w tym ja. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem dowiedzieliśmy się, że zawodnicy obu zespołów na co dzień trenują na murawie stadionu <a href="http://www.101win.pl/">101win</a>.<br /><br />Zaczęło się. Do pierwszego ataku przystąpił napastnik noszący na koszulce imię <a href="http://www.antech-limoux.com/">Antech Limoux</a>. Wywodzący się z południa Francji zawodnik zrobił niezłe pierwsze wrażenie przyjemną kombinacją różowego grejpfruta i zielonego jabłka. Jednak jego ożywcze uderzenie o ładnym, gorzkawym finiszu nie zagroziło bramce przeciwnika osłabione zbyt nachalną jak na mój gust słodyczą. Przy okazji warto jednak wspomnieć o klubie Blanquette de Limoux, w której na co dzień występuje Antecha. Choć dziś nie osiąga on spektakularnych wyników, należy docenić jego wkład w historię winiarstwa. To właśnie Blanquette uznawane jest za pierwsze naturalnie musujące wino francuskie –wzmianki o nim pojawiły się już 1531 roku – na długo przed światową karierą drużyny z Szampanii.<br /><br />Zespół hiszpański nie pozostał dłużny rywalowi. Szybka kontra zawodnika <a href="http://www.wine.com/V6/Protocolo-Blanco-2006/wine/90762/detail.aspx">Protocolo Bianco</a> (numer 09) z początku wydawałam się groźna jednak skończyło się na niczym . Młodzieniaszek z Kastylii, któremu pasję do gry zaszczepił duet trenerski Airen i Macabeo, zaprezentował publiczności popisowy drybling pachnący soczysta brzoskwinią. Gdy jednak przyszło do oddawania strzału zabrakło siły i finezji. Niektórym kibicom podobać się mogła intensywna kredowa mineralność ale to za mało by pokonać legendarny zespół francuski.<br /><br />Tłum na trybunach nie zdążył jeszcze ochłonąć po popisach Hiszpana a do ataku zerwał się jego brat –<a href="http://www.snooth.com/wine/protocolo-tinto-2006/"> Protocolo Tinto</a> (numer 08), wychowanek legendarnego trenera Tempranillo. W skutek wkładanego w grę wysiłku jego oblicze przybrało buraczany kolor. Ten zawodnik o nieco przytłumionym refleksie popisał się mieszanką czerwonych owoców, śliwek oraz nutą tytoniu ukrytymi pod warstwą mlecznej czekolady. Jego powolne z początku ruchy zmyliły zarówno bramkarza drużyny przeciwnej jaki i sędziów – oddany w światło bramki strzał okazał się mocno soczysty, o wyraźnie dominującej kwasowości. Intensywna, kredowa mineralność wskazuje na wspólne klubowe korzenie obu braci Protocolo. Mało kto chyba spodziewał się po tym zawodniku takiego skupienia i koncentracji. Gdyby wrażenia nie zepsuły nieco ziołowe garbniki, akcja Hiszpana mogłoby skończyć się bramką.<br /><br />Drużyna z Półwyspu Iberyjskiego, nabrawszy wiatru w żagle posłała do ataku piłkarza z regionu, który dał światu wielu znakomitych zawodników. Wywodzący się z La Rioja, <a href="http://www.101win.pl/product-pol-1150225672-Bodegas-Martinez-Corta-Cepas-Antiguas-Young-2008.html">Cepas Antiguas</a> również jest wychowankiem charyzmatycznego selekcjonera Tempraniilo. Na pierwszy rzut oka purpurowo wiśniowy zaskoczył mocną nutą gałki muszkatołowej by dopiero po chwili zaprezentować bardziej owocowy charakter czerwonego jabłka i śliwek zamknięty elementem buraczanym. Świetny balans ciałem oraz spora soczystość przyniosły skutek w postaci silnego strzału w okienko bramki przeciwnika.<br /><br />Wobec tak precyzyjnego uderzenia dużym refleksem popisał się bramkarz francuski – pochodzący z Faugeres kolos imieniem <a href="http://www.101win.pl/product-pol-1150225212-Domaine-Saint-Antonin-Les-Jardins-2007.html">Les Jardins</a>, który dał się poznać kibicom grając w barwach klubu Saint Antonin. Wywodzący się z tradycyjnie winiarskiej rodziny (w jego żyłach płynie krew aż 4 cenionych trenerów – Grenache, Syrah, Carignan i Cinsault) sprawiał z początku nieciekawe wrażenie – zamknięty w sobie, przykurczony, prezentujący ulotny czerwony owoc i nutę mentolu. Jednak wyrwany z letargu przez spragnioną wrażeń publikę okazał swój południowy charakter – mimo sporej wagi zachował sprężystość ruchów i pewną finezję, dzięki którym udało mi się wyłapać strzał Hiszpana mimo obciążających go aż 14% alkoholu.<br /><br />Mecz pewne dalej układałby się według scenariusza „akcja za akcję” gdyby nie przytoczona we wstępie tej relacji zasada. Wraz z niespodziewanym pojawieniem się na boisku reprezentanta Niemiec, obnażone zostały wszystkie słabości zawodników hiszpańskich i francuskich. Co za lekkość ruchów, precyzja, żywiołowość! Unikalne połączenie łagodnej słodyczy z ożywczą kwasowością porwało kibiców – rozsmakowali się oszałamiającej mieszance rdzawej mineralności, gruszki i agrestu. Pewnie niewielu z nich zapamięta imię Niemca – <a href="http://bialenadczerwonym.blogspot.com/2009/05/reuscher-haart-piesporter-goldtropfchen.html">Reuscher-Haart Piesporter Goldtropfchen Kabinett</a>. Ważne jednak, by w ich pamięci pozostała nazwa regionu z którego wywodzi się zawodnik – Mozela, oraz nazwisko trenera tamtejszych licznych przecież mistrzów– Rieslinga.<br /><br />Cóż to był za mecz! Pełen popisowych akcji indywidualnych, zawziętej rywalizacji, smakowitych sztuczek technicznych. Za to wszyscy kochamy ten sport!<br /><br />... oddaję głos do studia. Do zobaczenia!<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="http://2.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TIayTQ1Y2HI/AAAAAAAAejc/Ol4OGK5LtfM/s1600/89768bf_20.jpeg"><img style="display: block; margin: 0px auto 10px; text-align: center; cursor: pointer; width: 230px; height: 320px;" src="http://2.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TIayTQ1Y2HI/AAAAAAAAejc/Ol4OGK5LtfM/s320/89768bf_20.jpeg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5514290837767903346"
<br />
Wiecej o tym jak zyje <a href="http://skokwbokblog.com/o-skoku/">Polak w Tajlandii</a> jakie sa <a href="http://skokwbokblog.com/koszty-zycia-w-bangkoku/">ceny w Tajlandii</a> i jak skonczyla sie moja <a href="http://skokwbokblog.com/dlaczego-warto-podrozowac/">wyprawa do Azji</a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
</div>border="0" /></a>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-12665047355964028992010-09-03T12:20:00.000-07:002013-05-19T19:59:35.817-07:00Kim Jest Xavier Roger?Są takie wina, które intrygują jeszcze zanim zostaną otwarte. I wcale nie muszą to być butelki słynne i absurdalnie drogie. Wręcz przeciwnie. Fakt, że zainteresowałem się winem, o którym właśnie piszę wynika owszem z ceny, ale śmiesznie niskiej. Kupiłem je w Biedronce za niecałe 10 zł.<br /><br />Wino powstało we Francji z gron Carignan („zapomnianego Langwedockiego szczepu”) – miła odmiana od dziesiątek Cabernetów i Merlotów zalegających na półkach naszych sklepów. Grona dojrzewały na wiekowych krzewach winorośli („przeciętnie 40 lat”), co zwykło się uznawać za zaletę (więcej na temat na moim swego czasu ulubionym, niestety od dłuższego czasu <a href="http://vitisvinifera.blox.pl/2009/02/Old-vines.html">milczącym blogu</a>). Na etykiecie rocznik 2009 - uznany już (zdaniem niektórych nieco na wyrost) za jeden z, jeśli nie najlepszy w pierwszej dekadzie XXI wieku. Wszystko to w klasycznej butelce zatkanej naturalnym korkiem. I kosztuje mniej niż dychę.<br /><br />Ale to nie koniec – za swoich niecałych 10 zł dostałem jeszcze kontretykietę z informacjami w ojczystym języku a na niej rekomendację, którą raczył napisać niejaki Xavier Roger – enolog. Pan Xavier pisze, że moje wino najlepiej komponuje się z dobrze przyprawionymi daniami z pieczonych i grillowanych mięs i że należy je podawać w temperaturze 18 stopni.<br /><br />Czy to już nie za wiele? Nie dość że butelka i etykieta ładna, szczep ciekawy a krzaki stare to o winie za 10 zł wypowiada się jeszcze enolog? Przyznam, że bywam naiwny ale tu zasoby mojej ufności się wyczerpały – zasiadłem przed komputerem i zacząłem szperać w poszukiwaniu informacji na temat Monsieur Rogera.<br /><br />I co? I Nic! Żadnego spisku, żadnej ściemy, etykieta mojego wina za niecałą dychę nie kłamie. Xavier Roger naprawdę jest enologiem a wino ma we krwi. Jego ojciec, Jean Max Roger, od lat 70-tych minionego wieku robi wino w Sancerre (i podobno jest w tym dobry). Roger Junior nie osiadł jednak na rodzinnych włościach lecz najpierw ruszył na studia enologiczne do Burgundii i Montpellier a następnie wybrał się w świat by szlifować swój fach i nabierać doświadczenia. Szczęścia próbował w Nowej Zelandii i w Kalifornii , by wreszcie osiąść w Langwedocji. I to właśnie na południu Francji maczał swe zdolne palce w produkcji win, które zbierają teraz bardzo pozytywne recenzje na przeróżnych stronach internetowych. Wygląda więc na to, że Xavier Roger to bardzo zajęty facet. A jednak znalazł czas, by spróbować mojego wina za dychę (może nawet jest jego współtwórcą, skoro na swym koncie ma takie, <a href="http://www.virginwines.co.uk/product/prod_detail.jsp?PRODUCT%3C%3Eprd_id=845524442986780">łudząco podobne do mojego wino</a> ) i sklecić na jego temat dwa zdania.<br /><br />Nawet jeśli wino okaże się ohydne (a <a href="http://www.sstarwines.pl/wino4226">koledzy po fachu</a> twierdzą, że poprzedni rocznik nie był) i tak wiem, że warto było za nie zapłacić - chociażby po to, żeby poznać pana Xaviera.<br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="http://4.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TIFOS6a5ZNI/AAAAAAAAd-8/TA3pXfD2NLs/s1600/89_0.jpg"><img style="display: block; margin: 0px auto 10px; text-align: center; cursor: pointer; width: 180px; height: 180px;" src="http://4.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TIFOS6a5ZNI/AAAAAAAAd-8/TA3pXfD2NLs/s320/89_0.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5512773505704879314" border="0" /></a>
<br />
Wiecej o tym jak zyje <a href="http://skokwbokblog.com/o-skoku/">Polak w Tajlandii</a> jakie sa <a href="http://skokwbokblog.com/koszty-zycia-w-bangkoku/">ceny w Tajlandii</a> i jak skonczyla sie moja <a href="http://skokwbokblog.com/dlaczego-warto-podrozowac/">wyprawa do Azji</a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
</div>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-61096614715453791832010-09-02T00:46:00.000-07:002010-09-03T07:34:51.261-07:00Łapać złodzieja!Dziś z rana, za pośrednictwem Faacebooka dotarłem do następującego <a href="http://www.sstarwines.pl/wino10043">ogłoszenia na www.sstarwines.com</a> :<br /><br />gosc (2010-08-31)<br /><br /><span style="font-style: italic;">W ten weekend w wyniku wła</span><span style="font-style: italic;">mania do piwnicy przyszło mi rozstać sie z kilkudziesięcioma cennymi butelkami. Kilka z nich to wina trudne do kupienia w Polsce albo juz niedostępne. Wiem, ze portal ten odwiedza sporo osób zainteresowanych winem i mających kontakt z tego typu butelkami. Gdyby ktoś spotkał sie z oferta sprzedaży albo cos słyszał - bardzo proszę o informacje na tel. 607 501 058 </span><br /><br />Lista skradzionych win:<br />Borgogno, Barolo Classico Riserva 2001 x2<br />Borgogno, Barolo Liste 2001 x2<br />Boscarelli, Vino Nobile di Montepulciano Nocio di Boscarelli 2004<br />Cavallotto, Barolo Bricco Boschis 2003Cogno,<br />Barolo 2004<br />Cogno, Barolo Ravera 2005<br />Felsina, Chianti Classico Riserva 2006 x2<br />Felsina, Chianti Classico Riserva Rancia 2005 x2<br />Felsina, Chianti Classico Riserva Rancia 2006 x2<br />Felsina, Fontalloro 2001<br />Felsina, Vin Santo Chianti Classico 2000<br />Il Poggione, Brunello di Montalcino 2004<br />Molettieri, Taurasi Vina Cinque Querce 2003<br />Monsanto, Chianti Classico Riserva Il Poggio 2003<br />Muri-Gries, Lagrein Riserva Abtei Muri 2004<br />Negri, Sfursat 5 Stelle 2003<br />Produttori del Barbaresco, Barbaresco Riserva Paje 2001<br />Produttori del Barbaresco, Barbaresco Riserva Rio Sordo 2001<br />Rinaldi, Barolo Brunate Le Coste 2004 x2<br />Salis, Sforzato Canua 2002<br />Sandalford, Cabernet Sauvignon Margaret River 2002<br />Sandrone, Barolo Cannubi Boschis 2004 x2<br />Sandrone, Barolo Le Vigne 2004<br />Sant' Antonio, Amarone Selezione Antonio Castanedi 2004<br />St. Michael-Eppan, Pinot Nero Riserva 2006<br />Vajra, Barbera d'Alba Superiore 2005<br />Vajra, Barolo Bricco delle Viole 2003<br />Vajra, Barolo Bricco delle Viole 2004 x2<br /><br />Podaję dalej bo wyobraziłem sobie jakbym się czuł, gdyby ktoś śmiał dobrać się do tych kilku butelek, które sam trzymam w piwnicy. Choć moja kolekcja w żaden sposób nie może stawać w szranki z listą zacytowaną powyżej i tak zagotowała się we mnie krew. Bo choć zawartość mojej piwnicy nie jest warta milionów, to dla mnie wartość ma ogromną. Każda butelka do pamiątka, wspomnienie, zamknięta pod korkiem chwila. Nie do odkupienia, nie do odzyskania.<br /><br />Nie kupuj kradzionego wina, nie kupuj kradzionych rowerów, pilnuj swojej piwnicy!<br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="http://4.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TH9ZpROBvkI/AAAAAAAAd-o/EudtWdgk-8g/s1600/WineThief_L.jpg"><img style="display: block; margin: 0px auto 10px; text-align: center; cursor: pointer; width: 320px; height: 320px;" src="http://4.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TH9ZpROBvkI/AAAAAAAAd-o/EudtWdgk-8g/s320/WineThief_L.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5512223034456522306" border="0" /></a><br />Ps. A przy okazji z tej cudzej szkody i dla mnie wniknęła drobna nauka – oto dowiedziałem się, że specjalna szklana pipeta używana w podczas degustacji próbek beczkowych dojrzewających win zwie się po angielsku złodziejem wina – wine thief.<br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="http://2.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TH9ZUruC3bI/AAAAAAAAd-g/n-Yjj4nU7hU/s1600/25086_720098100535_6405021_41194905_6336913_n.jpg"><img style="display: block; margin: 0px auto 10px; text-align: center; cursor: pointer; width: 320px; height: 214px;" src="http://2.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/TH9ZUruC3bI/AAAAAAAAd-g/n-Yjj4nU7hU/s320/25086_720098100535_6405021_41194905_6336913_n.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5512222680792882610" border="0" /></a>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-88641153086570014962010-08-25T04:34:00.001-07:002010-08-25T04:59:51.695-07:00Obnażanie niedoskonałościTrwa u nas winna ofensywa. Mnożą się sklepy, kuszą kolejne imprezy tematyczne, o winie coraz częściej piszą gazety. O naszej rosnącej pasji do wina niedawno informował nawet <a href="http://www.decanter.com/news/301076.html">Decanter </a>przytaczając badania CBOS, z których wynika, że konsumpcja wina przegoniła u nas spożycie wódki („Poland's national drink”). Wraz z wzrostem zainteresowania winem rośnie też winiarski Internet, strony branżowe, serwisy edukacyjne, portale społecznościowe, blogi. Najświeższą nowinką jest pojawienie się pierwszego polskiego video bloga winiarskiego. Dzieje się.<br /><br />Niby więc wszystko pięknie, ładnie a jednak mam wrażenie, że wciąż jesteśmy do tyłu. Choć gazety i magazyny o winie piszą coraz to bardziej ochoczo, to przeważnie potwornie przynudzają, po raz setny tłumacząc kolejne kroki degustacji albo trochę oszukują, o ekspercką pomoc prosząc sprzedawców, którzy zamiast dobre wina wciskają czytelnikom swoje wina (a między tymi kategoriami jest często spora różnica) . Są owszem ze dwa, trzy tytuły prasy stricte winiarskiej ale i jej jakość nie poraża – a jeśli już uda się między jawną i kryptoreklamą znaleźć coś wartego przeczytania to rzadko i nieregularnie. Nie lepiej ma się sprawa z półkami w księgarniach – wciąż tylko ABC i pierwsze kroki w świecie wina, wino dla początkujących, wino dla amatorów, wino dla imbecyli. Tymczasem wystarczy wklepać w Amazon słówko „wine” by rozsypał się worek z tytułami, które świadczą o tym, że o winie da się powiedzieć więcej niźli tyle, że białe trzeba pić schłodzone a czerwone nie. Na ratunek przybywa Internet – tu, w zalewie bezużytecznej papki znaleźć można czasem jakiś ciekawy felieton, w miarę świeży news czy rzetelną, niezależna opinię na temat tej czy innej butelki. Szukać trzeba przede wszystkim na blogach bo podejmowane przez tych i owych próby stworzenia dużego, profesjonalnego serwisu o winie nie zakończyły się jeszcze sukcesem.<br /><br />Wspomniałem też, o pierwszym na naszym podwórku video blogu winiarskim. Znowu - trochę to wtórne choć moim zdaniem dobrze, że w ogóle jest. Jednak podczas gdy my spieramy się czy to coś wartego oglądania czy jedynie tania podróbka, „na zachodzie” idą o krok dalej. Dziś trafiłem przypadkiem pod adres <a href="http://www.blogger.com/www.slurpswish.com">www.slurpswish.com</a> – niby wszystko jak zwykle – jest winoholiczka, jest kieliszek i butelka, jest zwięzła recenzja tego co w butelce. Ale jest też element nowy –prowadząca show dama, żeby wyróżnić się z tłumu jej podobnych, o winie opowiada – na golasa. Nie będę oceniał wartości merytorycznej „The Naked Wine Show” bo nie miałem okazji się wsłuchać, nie będę recenzował urody prowadzącej bo to kwestia gustu i w ogóle jakim prawem. Ale trzeba przyznać, że udało się jej zrobić coś (o ile mi wiadomo) nowego. I tego „nowego” życzyłbym sobie więcej u nas. Zresztą nie trzeba przesadnie kombinować. Wystarczy zerknąć pod wspomniany link - prowadząca TNS jest tak sprytnie wykadrowana, że choć naga to nie pokazuje nic. Może więc tutaj znajdzie się pole do popisu dla naszych rodzimych video bloggerów – zrobić to samo tylko lepiej, bardziej, mocniej? Odwagi!<br /><br />A w ilustracji gadżet jak najbardziej na temat.<br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="http://4.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/THT_6oXH3lI/AAAAAAAAd9o/EQ4kOsbht4M/s1600/breast-wine-cabinet.jpg"><img style="display: block; margin: 0px auto 10px; text-align: center; cursor: pointer; width: 320px; height: 278px;" src="http://4.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/THT_6oXH3lI/AAAAAAAAd9o/EQ4kOsbht4M/s320/breast-wine-cabinet.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5509309626912857682" border="0" /></a>Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-5448966511335266971.post-54189250377570636552010-08-23T13:50:00.000-07:002010-08-23T14:21:38.365-07:00He's back!Bez zbędnych ceregieli – wracam do pisania. Taki mam w każdym razie zamiar, mocne postanowienie.<br /><br />Na fakt, że od kilku miesięcy niemal nie pisałem, wpłynęły kilka czynników w tym jeden, najistotniejszy - podróż życia czyli niemal pół roku spędzone w Azji. Gdybym znalazł czas to pisać byłoby o czym ale czasu nie znalazłem – za dużo było wrażeń i emocji poza winiarskich– tym dawałem upust na <a href="http://skokwbok.info/">blogu podróżnym</a>.<br /><br />Podróż się skończyła ale iWines do formy nie wróciło. Bo i ja tak naprawdę nie wróciłem do domu. Oto wylądowałem 270 km na południe od Wrocławia – w Krakowie. Tu od kilku miesięcy układam sobie życie i w tym układaniu zabrakło czasu na wino. Nie, nie na pisanie o winie, na wino samo w sobie. Nie było czasu i warunków do degustowania, dumania, przeżywania.<br /><br />Czas to zmienić. O to siedzę wreszcie w świeżo wynajętym mieszkaniu z lampką wina w dłoni. Mam swoja własną kuchnię, stół, prawdziwy kieliszek i święty spokój. Ba! Mam nawet zacienione, chłodne miejsce do przechowywania co ciekawszych butelek. Nic tylko coś odkorkować i zdać z tego relację. Co zresztą zaraz uczynię.<br /><br />Ale najpierw jeszcze kilka słów wyjaśnienia - fakt, że panowała tu ostano cisza, nie oznacza, że winiarsko nic się u mnie nie działo. Wręcz przeciwnie. Jeszcze w Azji udało mi się spróbować Indyjskiego Syrah i kilku niezłych win Tajskich, spotkałem się z redaktorem rubryki winiarskiej największej angielskojęzycznej gazety w Bangkoku i znalazłem kilka butelek Chateau Angelus w kambodżańskim markecie. A do Europy wróciłem rychło w czas by odbyć fantastyczną tygodniową podróż po winnych regionach Szwajcarii gdzie dałem się zaskoczyć rewelacyjnym starym pinotom w Valais i genialnym merlotom w Ticino. Z tych kilkunastu degustacji i kilku wizyt u producentów został mi cały zeszyt notatek – teraz pozostaje znaleźć czas by przelać je tutaj.<br /><br />Wiem też (i cieszę się!), że międzyczasie „konkurencja” nie spała i polska winna blogosfera rozwijała się prężniej nawet niż polskie winiarstwo . Choć ja <a href="http://owinie.blogspot.com/">i nie tylko</a> nieco przyspaliśmy, <a href="http://mojewina.blogspot.com/">inni </a>szturmem wdarli się do świadomości nas wszystkich ciekawych wina – równowaga zatem nie została zachwiana. Aby nie została zachwiana również równowaga tego posta i by nie zrobiło się zbyt auto tematycznie teraz kilka słów o winie, które popijam.<br /><br />Butelka przypomina te bordoskie – i kształtem i etykietą, na której na białym tle widnieje rycina prezentująca posiadłość, w której powstało wino. A powstało na dalekim południu Szwajcarii, w regionie<a href="http://www.ticino.ch/"> Ticiono</a> gdzie robi się znakomite merlot. Ten konkretny stworzony został ręka jednego z tamtejszych lepszych producentów – <a href="http://www.brivio.ch/">Guido Brivio</a>. Miałem zresztą przyjemność poznać tego jegomościa i pospacerować z nim po jego chłodnych piwnicach wykutych w zboczu góry, ale o tym innym razem. Wracając do wina – roztacza ono piękny zapach malin, kawy i tytoniu, soczysty i intensywny. W ustach aksamitna harmonia, żywa kwasowość zamknięta w eleganckiej strukturze tanin. 13,5% alkoholu obecne ale nie dominujące. 3 lata w butelce nieco to wino wygładziły ale jestem przekonany, że mogłoby poleżeć kolejnych 10. Pół roku temu, jeszcze przed wizyta w Szwajcarii dziwiłbym się, że w tym małym kraju powstać może merlot wart prawobrzeżnego Bordeaux. Teraz wiem, że ta butelka to jedynie potwierdzenie reguły. Wino godne tej uroczystej okazji. Godne toastu za nowy początek. Zatem - Salute!<br /><br /><span style="font-weight: bold;">Nazwa: Riflessi D'Epoca</span><br /><span style="font-weight: bold;">Region:</span> Szwajcaria DOC Ticino<br /><span style="font-weight: bold;">Rocznik:</span> 2007<br /><span style="font-weight: bold;">Szczep: </span>Merlot<br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="http://4.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/THLgr0dsafI/AAAAAAAAd9g/EwtHRD7qq1c/s1600/brivioriflessidepocalabel200.jpg"><img style="display: block; margin: 0px auto 10px; text-align: center; cursor: pointer; width: 196px; height: 320px;" src="http://4.bp.blogspot.com/_BKc_eZ-nOjA/THLgr0dsafI/AAAAAAAAd9g/EwtHRD7qq1c/s320/brivioriflessidepocalabel200.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5508712337649723890" border="0" /></a><br />PS. I jeszcze jedna ważna zdaje się informacja – iWines doczekało się wersji angielskojęzycznej, która zamierzam uzupełniać równolegle z tym co będzie się działo tutaj. Ciekawscy mogę zerknąć <a href="http://iwines.wordpress.com/">tutaj</a>.Maciej Klimowiczhttp://www.blogger.com/profile/09435956509324112959noreply@blogger.com5