Sęk w tym, że wino z Francji jest zbyt skomplikowane i przeciętny konsument, który na zakupy wybrał się po seansie „Bezdroży” będzie miał problem ze znalezieniem wymarzonego Pinot Noir. Francuzi nie mają w zwyczaju umieszczania nazwy szczepu na etykietce. Zamiast tego wolą drukować nazwę regionu, apelacji itd. Tym sposobem, zanim amator wina zorientuje się, że AOC Bourgogne to prawdopodobnie właśnie jego wymarzony Pinot, sięgnie po butelkę z „Nowego Świata”. A to dlatego że winiarz z Chile czy z Australii bez skrupułów drukuje na etykiecie nazwę szczepu najczęściej dorzucając jakąś romantyczną historyjkę o winie, które pluszcze w butelce. Flaszkę zamyka plastikowym, nie psującym się korkiem i wysyła kontenerowcem do Europy.
Osobiście, trwam w przekonaniu, że nie ma to jednak jak stara dobra Francja czy Włochy. Tamtejsze wina wymagają może nieco cierpliwości. Aby je docenić trzeba się ich i o nich wiele nauczyć. Ale dzięki temu pijemy wino z charakterem, wyrafinowane. Nowy świat to dla mnie wciąż proste wina robione „pod publiczkę”, schlebiające gustom masowego winopijcy. Na co dzień ok, od święta nie bardzo.
Więcej na ten temat TUTAJ
1 comment:
Ja notorycznie popełniam grzech masowego winopijstwa, nawet nie patrzę na półkę z francuskimi winami. Ale ostatnio dostałam francuskie wino w prezencie i muszę przyznać, że było absolutnie zaskakujące i jeszcze nigdy takiego nie piłam. Choć dokładnie jak napisałeś etykietka była dla mnie nie do zinterpretownia. Zachęcona jednak tym wpisem i nowym smakiem obiecuje sobie pić więcej francuskiego wina!!!
Post a Comment