Wyobraźcie sobie wioskę na krańcu świata. Dostać tu można się tylko wąską, krętą dróżką biegnąca wśród zielono brunatnych pagórków. Autobus przemyka tędy dwa razy w tygodniu. Wokół szumi ocean. Już? Właśnie wyobraziliście sobie położoną w irlandzkim hrabstwie Cork miejscowość Kilcrohane. Miejscowość, w której niedawno skryłem się przed życiowym sztormem. Są tu dwa puby (nad jednym z nich był kiedyś hotelik ale właścicielka zamurowała wejście twierdząc, że na strych straszy), jeden sklepik, jedna restauracja. Jest też pomalowana na niebiesko szkoła i zapełniający się co niedzielę ludźmi kościółek. Oba Puby zapełniają się ludźmi również w dni powszednie za to sklepik przeważnie jest pusty. Z panującego tu półmroku wyłaniają się słoiki z marmoladą pomarańczową, wyblakłe pocztówki, lodówki z nabiałem, kilka butelek wina. Dużo tego nie ma – jakiś Merlot z południa Francji, Pinot Grigio z nowego świata. Zresztą wino piją tu turyści a tych jesienią nie ma zbyt wielu. Sam też pr...
"Opis wina jest trudniejszy niż opis katedry" Z. Herbert