Jeśli miałbym wybrać swoje dwa ulubione szczepy, wśród win białych bezapelacyjnie zwyciężył by riesling, w kategorii win czerwonych na szczycie podium stanął by pinot noir. Rieslingi (może poza ich słodkimi wcieleniami) to jednak wina wybitnie letnie, chłodne, odświeżające, dlatego zimą stawiam na pinot noir. Pierwsze pinoty, których próbowałem zupełnie mnie do siebie nie przekonały. Był to śmiesznie tanie burgundy kupowane niemal hurtowo we francuskich hipermarketach – przeważnie wodniste, mocno kwasowe, bez ciała i charakteru. Potem przyszedł czas na pinoty klifornijskie – intensywnie (nie raz zbyt intensywnie) i słodko pachnące, puszyste, przyciężkie. Te wina dowodziły, że z pinota można wiele wycisnąć ale wciąż mnie nie urzekły. Ta sztuka udała się dopiero pinotom szwajcarskim łączącym w sobie godną nowego świata koncentrację z europejską subtelnością. Niestety, w polskich sklepach o pinota nie łatwo – zwłaszcza gdy ktoś, tak jak ja przeważnie porusza się w przedziale cenowym d...
"Opis wina jest trudniejszy niż opis katedry" Z. Herbert