Przejdź do głównej zawartości

Posty

Byle do wiosny

Jest połowa kwietnia. Człowiek miałby ochotę posiedzieć na werandzie z lampką wiosennego wina w dłoni. Wysączyć jakiegoś niezobowiązującego Muscadeta pod kwitnąca jabłonią, zapić sałatkę z nowalijek kieliszkiem Sauvignon Blanc, schłodzić się lampką Vinho Verde na zielonej trawce. Nic z tego – pogoda nie rozpieszcza, słońce niemrawe, poranki chłodne, jeszcze zimniejsze wieczory. W takim klimacie lekkie wina białe i różowe muszę poczekać, sięgam po butelkę merlot. Przyjechała z Ukrainy, spod Odessy. PB Merlot Special Edition. Piję je w lesie, w drewnianym domku, wokół szumią sosny. Może stąd w nosie obok słodkich malin i cierpkich żurawin pojawia się ziołowo iglasty element. Na języku sporo kwasowości, niezbyt dużo ciała. Są czerwone owoce i podobnie jak w nosie - coś leśnego. Całość względnie lekka ale nie wodnista – substancji dodają mu wyraźnie zaznaczone garbniki, które jeszcze mocniej objawiają się w finiszu. Wino długo trzyma się na języku i pozostawia chropowaty posmak. Chciałem ...

W jedności siła

O tym, że 2009 będzie w Bordeaux wielkim rocznikiem wiedzą już chyba wszyscy, którzy choć trochę ciekawi są wina. Fala entuzjazmu, która wzbierać zaczęła zaraz po zeszłorocznych zbiorach, osiągnęła obecnie rozmiary tsunami. Krytycy prześcigają się w zachwytach , winiarze już liczą zyski a rozkochani w drogich butelkach z prestiżowych posiadłości chińscy nowobogaccy zacierają ręce na myśl o zbliżających się zakupach. My, malutcy, rocznika 2009 spróbujemy pewnie nie wcześniej niż za dwa lata, a jeśli mamy nieco oleju w głowie (i dobrze przystosowaną do przechowywania wina piwnicę), za lat dwanaście – wszak obok dojrzałych gron oraz talentu i wiedzy winiarza najważniejszym składnikiem dobrego Bordeaux jest czas. Niestety – w myśl zasady, że od każdej reguły znaleźć można wyjątek, pogoda, która przez niemal cały 2009 rok rozpieszczała winiarzy znad Żyrondy, pokazała w pewnym momencie swoje bardziej marsowe oblicze. Gradobicie , które w maju (dokładniej w pierwszej połowie maja, konkretnie ...

Na zielonej Ukrainie

Zaszyłem się. Nie, nie mam na myśli wszywki przeciwalkoholowej. Wręcz przeciwnie - po miesiącach względnej abstynencji (przynajmniej od wina, od zimnego piwa w upalnym klimacie stronić nie sposób) ochoczo wracam do swojej pasji. Dlatego najbliższe miesiące upłyną mi na bujaniu się w hamaku rozwieszonym między dwiema sosnami, z książką w jednej dłoni, kieliszkiem wina w drugiej. Zaszyłem się bowiem w kniejach. Objechawszy wszerz i wzdłuż daleki wschód trafiłem na ten bliski, podkarpacki, na kresową wieś. I w myśl slowfoodowego credo, każącego smakować to, co lokalne sięgam po wina z pobliskiej Ukrainy - kilka butelek udało im się kupić podczas niedawnej wizyty we Lwowie - to właśnie o nich pewnie w najbliższym czasie będę tu pisał najczęściej. Przynajmniej do maja kiedy Ukraińców wyprą Szwajcarzy - ale to już zupełnie inna historia. Na pierwszy ogień poszła butelka tajemnicza. Tajemnicza głównie ze względu na użyty na etykiecie wschodni alfabet. Ale nie tylko - wszak udało mi się...

Burza w szklance wina

Zaczyna się niewinnie. Klasyczna, zielonkawa butelka, wytłoczony pod szyjką laurowy wieniec, skromna, biała etykieta, na niej pierwsza zapowiedź tego co dalej - Laudum Nature, Barrica 2006, agricultura ecologica . Wyciągam korek - w nos uderza intensywny aromat, błyskawicznie rozchodzi się po pokoju. Ciężka, słodka mieszanka - czekolada z bakaliami i powidła śliwkowe, syrop z malin i pieczone jabłka, zasypane cukrem czarne jagody i unosząca się nad tym wszystkim woń wilgotnego drewna. Tą samą wilgoć odnajduję w ustach. Wino eksploduje, uderza soczystą falą, jak tsunami. Słodycz, kwasowość, alkohol - wszystkiego tu po brzegi, niemal w nadmiarze. Koncentracja godna mistrza szachowego. Tym bardziej dziwi brak „centrum” – wino oblepia dziąsła ale nie odciska swego piętna na języku, przypomina nadmuchany do granic wytrzymałości bordowy balonik. Garbniki bardziej manifestują się suchością w ustach niż smakiem. Po chwili zostaje już tylko słodki posmak beczki i szum w głowie. Gdy go próbował...

Białe nad czerwonym

Powyższy tytuł można postrzegać jako reklamę. Białe nad czerwonym to jeden z prężniejszych blogów o winie funkcjonujących w polskiej sieci, warto tam zajrzeć. Ale "Jeden z" oznacza, że nie jedyny. Gdy pół roku temu pakowałem walizę i żegnałem się na jakiś czas z iWines wśród linków po lewej stronie były może 4 adresy rodzimych blogów o winiarskiej tematyce. A dziś? Zaczyna brakować palców u rąk by je zliczyć i co gorsza - czasu by je wszystkie ogarnąć. Moda na winiarskie blogi rozprzestrzenia się niczym filoksera. Ale tytuł tej notki ma też właściwości oceniające. Białe jest nad czerwonym, wyżej, lepiej. Na pewno nie jest tak zawsze, ale z pewnością było tak wczoraj, gdy urodziny kumpla świętowaliśmy przy dwóch butelkach. Pierwszą, Greco Di Tufo, na stole postawił Tomek, który zaprzyjaźnił się z tym winem już jakiś czas temu, podczas pobytu w Toskanii. Greco tak mu posmakowało, że zachwalał je przy każdej okazji. Wczoraj wreszcie udało mu się poprzeć słow...

Powrót

Nazwa: Firebird Legend Region: Mołdawia, Vulcanesthi Rocznik: 2007 Szczep: Pinot Noir Cena: 35 Hrywien Miejsce zakupu: Hipermarket we Lwowie Przeszło 5 miesięcy w drodze, 7 krajów, niemal 0 wina. Większość miejsc, które odwiedziłem, dopiero się z winnym światem poznaje. Gdzieniegdzie winiarze radzą sobie lepiej (Tajlandia), w innych miejscach, choć winnic nie brakuje, wciąż trzeba pracować nad jakością (Wietnam). Niemniej jednak, choć udało mi się wypić tu i ówdzie lampkę czy dwie to za winem zdążyłem się mocno stęsknić. Dlatego natychmiast biorę się do nadrabiania zaległości. Na początek bez zadęcia i fanfar - proste i niedrogie pinot noir. Kupiłem je raczej z ciekawości, nie licząc na wiele - wszak ten szczep wymaga talentu i finezji, żeby dać znakomite efekty. A za talent i finezję przeważnie trzeba słono płacić. Tymczasem butelka mołdawskiego Firebird Legend kosztowała w Lwowskim markecie ledwie 35 hrywien (około 12 zł). Kupiłem i dałem się mile zaskoczyć. Wino cieszy oko ciemno...

Ogłoszenie

SZUKAM PRACY! Przy winobraniu, w winnicy, w winiarni. W dowolnym regonie winiarskim, w dowolnym kraju. Wszelkie informacje proszę przesyłać na klimowicz.maciej@gmail.com każda informacja mile widziana