Przejdź do głównej zawartości

Posty

Damianitza Reserva Merlot 2006

Ostatnio wino piję ekstremalnie rzadko co naturalnie odbija się na tym blogu. Może dlatego te, których udaje się spróbować smakują tak dobrze. To konkretne przyjechało w prezencie ze wczasów w Bułgarii. Już na pierwszy rzut oka zdradza się ze swoim wiekiem – widać, że jest to wino nie pierwszej młodości. Wystarczyło 5 lat w butelce by barwa nabrała szlachetności, połączyła w sobie głębię i przejrzystość, rubiny i brązy. Nos otwiera ciemna śliwka, potem coraz bardziej rodzynkowo, bakaliowo, wreszcie intensywna woń suszonej figi, nuta wilgotnego tytoniu. Można się w nim rozpłynąć odkładając pierwszy łyk na później. W ustach na początek kęs winnego jabłka - soczysty, kwaskowaty, pestkowy. Średnie ciało, niezła koncentracja, dobrze wyważone. Z czasem więcej elementów jesiennych, kandyzowane owoce, tytoń. Całość otoczona żywopłotem z krzaczastych, przyjemnie chropowatych tanin. Alkohol tak dobrze zamaskowany, że zapomniałem zerknąć na etykietę by sprawdzić ile się go zmieściło. Smak przy...

Mały kraj, duże wina

Zawsze myślałem, że Szwajcaria to kraj nudny, bez charakteru, neutralny w nie najlepszym tego słowa znaczeniu. A potem tu przyjechałem, rozejrzałem się…i zdania nie zmieniłem. Przynajmniej nie do końca. Jest tu owszem ładnie, czysto, cicho. Miasta są małe i wyciszone, górskie widoki malownicze, wręcz pocztówkowe, atmosfera wycofana. Gdybym szukał ucieczki, od wszystkich i wszystkiego, gdybym desperacko potrzebował azylu - postawiłbym na Szwajcarię. Ale kraj ten ma też drugie oblicze, odważne, pełne werwy i charakteru - oblicze winiarskie. Tutejsze wina, jakby na złość całej tej neutralności i nie zabieraniu głosu urzekają szczerością i bezpośredniością. Przez ostatnie dwa dni, które spędziłem w Zurychu, spróbowałem ich około 25. Pamiętam je niemal co do jednego. Były wśród nich orzeźwiające Rauschlingi, zaskakująco charakterne wina z Muller Thurgau (zwanego tutaj Riesling-Silvaner) i aromatyczne Chasselais. Były też szczepy bardziej międzynarodowe, gładkie i soczyste Sauvignon Blanc...

Byle do wiosny

Jest połowa kwietnia. Człowiek miałby ochotę posiedzieć na werandzie z lampką wiosennego wina w dłoni. Wysączyć jakiegoś niezobowiązującego Muscadeta pod kwitnąca jabłonią, zapić sałatkę z nowalijek kieliszkiem Sauvignon Blanc, schłodzić się lampką Vinho Verde na zielonej trawce. Nic z tego – pogoda nie rozpieszcza, słońce niemrawe, poranki chłodne, jeszcze zimniejsze wieczory. W takim klimacie lekkie wina białe i różowe muszę poczekać, sięgam po butelkę merlot. Przyjechała z Ukrainy, spod Odessy. PB Merlot Special Edition. Piję je w lesie, w drewnianym domku, wokół szumią sosny. Może stąd w nosie obok słodkich malin i cierpkich żurawin pojawia się ziołowo iglasty element. Na języku sporo kwasowości, niezbyt dużo ciała. Są czerwone owoce i podobnie jak w nosie - coś leśnego. Całość względnie lekka ale nie wodnista – substancji dodają mu wyraźnie zaznaczone garbniki, które jeszcze mocniej objawiają się w finiszu. Wino długo trzyma się na języku i pozostawia chropowaty posmak. Chciałem ...

W jedności siła

O tym, że 2009 będzie w Bordeaux wielkim rocznikiem wiedzą już chyba wszyscy, którzy choć trochę ciekawi są wina. Fala entuzjazmu, która wzbierać zaczęła zaraz po zeszłorocznych zbiorach, osiągnęła obecnie rozmiary tsunami. Krytycy prześcigają się w zachwytach , winiarze już liczą zyski a rozkochani w drogich butelkach z prestiżowych posiadłości chińscy nowobogaccy zacierają ręce na myśl o zbliżających się zakupach. My, malutcy, rocznika 2009 spróbujemy pewnie nie wcześniej niż za dwa lata, a jeśli mamy nieco oleju w głowie (i dobrze przystosowaną do przechowywania wina piwnicę), za lat dwanaście – wszak obok dojrzałych gron oraz talentu i wiedzy winiarza najważniejszym składnikiem dobrego Bordeaux jest czas. Niestety – w myśl zasady, że od każdej reguły znaleźć można wyjątek, pogoda, która przez niemal cały 2009 rok rozpieszczała winiarzy znad Żyrondy, pokazała w pewnym momencie swoje bardziej marsowe oblicze. Gradobicie , które w maju (dokładniej w pierwszej połowie maja, konkretnie ...

Na zielonej Ukrainie

Zaszyłem się. Nie, nie mam na myśli wszywki przeciwalkoholowej. Wręcz przeciwnie - po miesiącach względnej abstynencji (przynajmniej od wina, od zimnego piwa w upalnym klimacie stronić nie sposób) ochoczo wracam do swojej pasji. Dlatego najbliższe miesiące upłyną mi na bujaniu się w hamaku rozwieszonym między dwiema sosnami, z książką w jednej dłoni, kieliszkiem wina w drugiej. Zaszyłem się bowiem w kniejach. Objechawszy wszerz i wzdłuż daleki wschód trafiłem na ten bliski, podkarpacki, na kresową wieś. I w myśl slowfoodowego credo, każącego smakować to, co lokalne sięgam po wina z pobliskiej Ukrainy - kilka butelek udało im się kupić podczas niedawnej wizyty we Lwowie - to właśnie o nich pewnie w najbliższym czasie będę tu pisał najczęściej. Przynajmniej do maja kiedy Ukraińców wyprą Szwajcarzy - ale to już zupełnie inna historia. Na pierwszy ogień poszła butelka tajemnicza. Tajemnicza głównie ze względu na użyty na etykiecie wschodni alfabet. Ale nie tylko - wszak udało mi się...

Burza w szklance wina

Zaczyna się niewinnie. Klasyczna, zielonkawa butelka, wytłoczony pod szyjką laurowy wieniec, skromna, biała etykieta, na niej pierwsza zapowiedź tego co dalej - Laudum Nature, Barrica 2006, agricultura ecologica . Wyciągam korek - w nos uderza intensywny aromat, błyskawicznie rozchodzi się po pokoju. Ciężka, słodka mieszanka - czekolada z bakaliami i powidła śliwkowe, syrop z malin i pieczone jabłka, zasypane cukrem czarne jagody i unosząca się nad tym wszystkim woń wilgotnego drewna. Tą samą wilgoć odnajduję w ustach. Wino eksploduje, uderza soczystą falą, jak tsunami. Słodycz, kwasowość, alkohol - wszystkiego tu po brzegi, niemal w nadmiarze. Koncentracja godna mistrza szachowego. Tym bardziej dziwi brak „centrum” – wino oblepia dziąsła ale nie odciska swego piętna na języku, przypomina nadmuchany do granic wytrzymałości bordowy balonik. Garbniki bardziej manifestują się suchością w ustach niż smakiem. Po chwili zostaje już tylko słodki posmak beczki i szum w głowie. Gdy go próbował...