Przejdź do głównej zawartości

Posty

Trzy ponętne Brazylijki

Jako że zachciało mi się ostatnio pisać o winach egzotycznych z mniej lub wcale nieznanych regionów , gdy na moją skrzynkę mailową przyszło zaproszenie na degustację win z Brazylii poczułem się w obowiązku wziąć w niej udział. Do sklepu Winarium , w którym czekały na mnie trzy Brazylijki (na głowę jeszcze nie upadłem i oczywiście, że wolałbym, by były to Brazylijki z krwi i kości a nie wina, ale jak się nie ma co się lubi…) przebrnąć musiałem przez całe zasypane śniegiem miasto. Ale chyba było warto. Oczekiwań nie miałem żadnych, bo i o winach Brazylii nie wiedziałem nic poza tym, że istnieją (Ta informacja wpadła mi w ucho już jakiś czas temu, ale nie poświęciłem jej większej uwagi). Jakiekolwiek przypuszczenia snuć mogłem jedynie na podstawach ogólnych –, że wino z ciepłych stron, że z nowego świata, więc pewnie rozdmuchane i w stylu nie do końca przeze mnie ulubionym. Tyle, że tu kłania się brzemię zasady, wg której punkt siedzenia określa punktu widzenia a wszytko, co oglądane z ...

Wiek wielkich odkryć

  Chyba każdy potrafi wymienić kilka krajów, w których robi się wino.  Mnie pierwsza do głowy przychodzi Francja, the mothership of all wine. Ktoś rzuci Wochami lub Hiszpanią. Ktoś wywoła do Tablicy Chile, USA, Australię. Lista jest długa. A gdyby tak odwrócić pytanie – w jakich krajach nie robi się wina? Od razu robi się ciekawie, na światło dzienne wychodzą nowe fakty, stereotypy ulegają brutalnej weryfikacji.  Bo okazuje się, że w miejscach w których w powszechnej świadomości wina nie ma – wino jest. I to coraz lepsze. Sam miałem przyjemność zderzyć się z kilkoma egzotycznymi butelkami. Przyjemność ta miała dwa oblicza. Czasami była czysto poznawcza, czerpana z samego faktu próbowania czegoś nowego, nieznanego. Tak było w przypadku win z Wietnamu. Lider tamtejszego winiarstwa – Dalat Winery opanował tajemnice logistyki i sztukę sprzedaży – butelki Dalat Wine dostępne są niemal w całym kraju, jak on długi i wąski, od Sajgonu aż po Hanoi. Gorzej z jakością – próbowa...

Rozgrzewka

Od paru dni znajomi raz po raz pytają mnie o to, jakiego wina powinni użyć do grzańca. Za każdym razem odpowiadam, że byle jakiego , niech tylko będzie czerwone (chociaż może nie warto się ograniczać? Może grzaniec z wina białego też może być niezły?) i tanie. Sam bez skrupułów leję do garnka wino z kartonu. Zmieszane z przyprawami, owocami, rumem, miodem i czym tam jeszcze dusza zapragnie i tak będzie smakowało jak należy. Ale picie wina zimą na grzańcu na szczęście się nie kończy. Jerzy Kruk w swoim videoblogu proponuje wina wzmacniane. Tym samym tropem podąża na Facebooku Andrzej Daszkiewicz promując hasło „A glass of good port a day will keep the winter away”.  Mnie to przekonuje, jest jednak pewno „ale” – wciąż mowa o winach słodkich. A, że z win deserowych najbardziej upodobałem sobie kwiatowo cytrusowe i skrajnie nie zimowe mozelskie Rieslingi to w poszukiwaniu butelki na mrozy podążyłem innym tropem. Skoro jest mi zimno, stawiam na wino z miejsca kojarzącego mi się z up...

Ukryty skarb

Wyobraźcie sobie wioskę na krańcu świata.  Dostać tu można się tylko wąską, krętą dróżką biegnąca wśród zielono brunatnych pagórków. Autobus przemyka tędy dwa razy w tygodniu. Wokół szumi ocean. Już? Właśnie wyobraziliście sobie położoną w irlandzkim hrabstwie Cork miejscowość Kilcrohane. Miejscowość, w której niedawno skryłem się przed życiowym sztormem. Są tu dwa puby (nad jednym z nich był kiedyś hotelik ale właścicielka zamurowała wejście twierdząc, że na strych straszy), jeden sklepik, jedna restauracja. Jest też pomalowana na niebiesko szkoła i zapełniający się co niedzielę ludźmi kościółek. Oba Puby zapełniają się ludźmi również w dni powszednie za to sklepik przeważnie jest pusty. Z panującego tu półmroku wyłaniają się słoiki z marmoladą pomarańczową, wyblakłe pocztówki, lodówki z nabiałem, kilka butelek wina. Dużo tego nie ma – jakiś Merlot z południa Francji, Pinot Grigio z nowego świata. Zresztą wino piją tu turyści a tych jesienią nie ma zbyt wielu.  Sam też pr...

Inwi(ne)tation!

Dzisiaj zamiast planowanych wspomnień z Irlandii (zaskakująco winiarskich wspomnień!) – zaproszenie. Można w naszym kraju narzekać na pogodę, korki i dziesiątki innych rzeczy. Ale na pewno nie można narzekać na brak imprez winiarskich – zwłaszcza gdy mieszka się w Warszawie. W ciągu ostatnich tygodni na moją skrzynkę mailową trafiły zaproszenia na kilka takich wydarzeń. Niestety z Wrocławia do stolicy jest za daleko, żebym mógł pojawić się na nich wszystkich, będę więc musiał wybierać. Tylko jak tu na przykład wybrać między morzem włoskich win od 56 renomowanych producentów, którzy pojawią się 1 grudnia na Gambero Rosso a międzynarodową reprezentacja winiarską jaka wdzięczyć się będzie na gali Grand Prix Magazynu Wino? Oba wydarzenia będą miały miejsce w Grudniu, w jego pierwszej połowie, konkretnie – 1.12 (Gambero Rosso) oraz 7-8.12 (GPMW). Co jednak najważniejsze, na obie imprezy może się wybrać każdy . Może więc zamiast katować kolejne butelki z „Biedronki” warto dla odmiany spr...

Cyrkowe sztuczki

Wieczór był na wskroś jesienny, zimny, deszczowy. Wrocławska Kawiarnio-winiarnia „Pod Gryfami” tym bardziej przytulna. Ochoczo rozsiadłem się w głębokim fotelu, przeskanowałem wzrokiem kartę win i zamówiłem coś na wskroś wiosennego – Vinho Verde. Miało oderwać mnie i moją towarzyszkę od jesiennych klimatów, ożywić konwersację, podnieść na duchu. No i się zaczęło. Cyrk jakich mało – kelnerka przyniosła butelkę, korkociąg, kieliszki a z całym tym kramem przywlokła ciężki stolik zwieńczony srebrzonym kubłem pełnym lodu. Korek wyszedł gładko i natychmiast trafił pod nos kelnerki celem wywąchania skaz i niedoróbek. Cel może i szczytny ale środków nie uświęca – z tego co wiem lepiej niż korek powąchać samo wino, tym bardziej gdy korek, tak jak w tym przypadku, jest syntetyczny. Potem przyszedł czas na próbę podniebienia – najpierw kelnerki, wykonaną za pośrednictwem małego kieliszka degustacyjnego, potem mojego już z pękatej lampki, jakiej nie powstydziłoby się klasyczne Bordeaux. W tej ...

Poczuć pismo nosem

Stało się, nadszedł początek końca tradycyjnego pisarstwa winiarskiego. Nie będzie już nut cierpiętnicy i brzoskwini, aromatów tytoniu i mokrej leśnej ściółki. Nikt nie napisze więcej o pachnącym chlebem szampanie, zalatującym oborą burgundzie czy roztaczającym woń fiołka Beaujolais. Skończyły się czasy, gdy dumaliśmy nad klawiaturą zachodząc w głowę jak opisać różnicę w aromatach dwóch rieslingów z sąsiadujących ze sobą winnic nad Mozelą. Nie będzie więcej niedomówień, skrótów myślowych, słusznych czy nie oskarżeń o lanie wody i mydlenie oczu czytelnikowi. A wszystko to za sprawą, no kogóż by innego jak nie japońskich naukowców. Jak donosi portal Gazeta.pl, znani z kreatywności Japończycy w białych kitlach opracowali niedawno technologię… drukowania zapachów . I to przy pomocy zwykłej drukarki atramentowej. Obecnie na kartce papieru można już odwzorować aromaty cytryny, wanilii, jabłka, cynamonu, grejpfruta i mięty. A to przecież zestaw aromatów, w którym mieszczą się dziesiątki win...