Przejdź do głównej zawartości

Ukryty skarb

Wyobraźcie sobie wioskę na krańcu świata.  Dostać tu można się tylko wąską, krętą dróżką biegnąca wśród zielono brunatnych pagórków. Autobus przemyka tędy dwa razy w tygodniu. Wokół szumi ocean. Już? Właśnie wyobraziliście sobie położoną w irlandzkim hrabstwie Cork miejscowość Kilcrohane. Miejscowość, w której niedawno skryłem się przed życiowym sztormem.

Są tu dwa puby (nad jednym z nich był kiedyś hotelik ale właścicielka zamurowała wejście twierdząc, że na strych straszy), jeden sklepik, jedna restauracja. Jest też pomalowana na niebiesko szkoła i zapełniający się co niedzielę ludźmi kościółek. Oba Puby zapełniają się ludźmi również w dni powszednie za to sklepik przeważnie jest pusty. Z panującego tu półmroku wyłaniają się słoiki z marmoladą pomarańczową, wyblakłe pocztówki, lodówki z nabiałem, kilka butelek wina.

Dużo tego nie ma – jakiś Merlot z południa Francji, Pinot Grigio z nowego świata. Zresztą wino piją tu turyści a tych jesienią nie ma zbyt wielu.  Sam też przyjechałem tu raczej pić piwo dlatego już zbierałem się do wyjścia gdy kątem oka dostrzegłem jeszcze kilka flaszek, stojących na bocznej, niepozornej półce. Podszedłem, przetarłem etykietkę pierwszej butelki z brzegu i… przetarłem oczy ze zdziwienia. Trzymałem w dłoniach Chateau Latour rocznik 1967.

No jak? No skąd? Tutaj, na końcu świata, takie wino? Z nieco rozdziawiona gębą zacząłem oglądać kolejne butelki. Na Latour się nie skończyło. Obok znalazłem Chateau Haut-Brion rocznik 1968 (x2), kombinerki, Haut-Brion 1958 (x2),  mocno wiekowe Chassagne Montrachet oraz palnik acetylenowy.

Po rozmowie z właścicielką sklepu, Marią O’Mahony, okazało się, że wina stoją tu, w tych niegodnych warunkach, od późnych lat 80-tych i że co gorsza wszystkie są prawdopodobnie zepsute. Trafiły tutaj z piwnicy przyjaciela rodziny, w której tym podobnych skarbów jest znacznie więcej. Niestety akurat tych kilka butelek padło ofiarą mrozu a ich kilkanaście koleżanek z tej samej, feralnej skrzynki nie nadawało się do picia – można nimi było co najwyżej doprawić sałatkę. Tą zresztą pani Maria obiecała przyrządzić gdy następnym razem trafię do Kilcrohane.Winegret na bazie bordoskiego Premier Cru? Wrócę na pewno!

Ale nie tyko dlatego. Kilcrohane i bez tych win okazało się niezwykłym miejscem. Gdy pada tu deszcz to leje jak z cebra ale gdy świeci słońce na niebie natychmiast pojawia się tęcza, albo dwie. Gdy wieje wiatr to niemal nie da się ustać na nogach ale gdy jest cisza to nie słychać zupełnie nic a jeziorka wśród pagórków odbijają błękit nieba jak kryształowe lustra. Klify, ocean, zielone wzgórza – tutejsze widoki zachwycają. Zachwycają też ludzie, którzy gdy pracują to ciężko, gdy pija to dużo a gdy jedzą to tłusto. Takiej jagnięciny jak w domu Anki i Garretta, przyjaciół, u których mieszkałem, nie jadłem jeszcze nigdy. Tak świeżych krabów jak te, które sam wyłowiłem z oceanu na kutrze mojego gospodarza - też nie. Sałatki krabowe, lamb chops, shepards pie, własnoręcznie uśmiercone krewetki – to tutejszy standard a w każdym razie nie jedzenie od święta.

Nic więc dziwnego, że powrocie do domu waga pokazywała mi, że jestem o parę kilo cięższy. Ważne, że w duchu czuję się znacznie lżejszy.  I gotów na następną wyprawę.


Wiecej o tym jak zyje Polak w Tajlandii jakie sa ceny w Tajlandii i jak skonczyla sie moja wyprawa do Azji

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak Bordeaux i Rioja spotkały się przy ruszcie

Soczysty kawał wołowiny przypieczony na pierwszym w tym roku grillu planowałem popić butelką z Bordeaux z 2005 roku. Wino okazało się na tyle lekkie i przyjemne, że starczyło ochoty na więcej. Skoczyłem więc do piwnicy/garażu po jeszcze jedną butelkę – padło na Roję z 2003 roku. Oba wina mają wspólny mianownik – Założyciel winiarni, z której pochodził moja hiszpańska butelka - Luciano Francisco Ramon de Murrieta – w 1848 roku przybył do Bordeaux by uczyć się produkcji wina. Po czterech latach wrócił do domu i z wykorzystaniem świeżo nabytej wiedzy zaczął wytwarzać wysokiej jakości wina Rioja. Zacznijmy jednak od Medoc: Nazwa: Chateau de Hauterive Kraj: Francja, Medoc, Cru Burgeois Szczep: Cabernet Sauvignon Rocznik: 2005 Cena: około 10 euro Miejsce zakupu: na jakimś lotnisku Brzydka czarna etykieta przypominająca tanie, hipermarketowe „Carte Noir”. Wino klarowne, dość ciemne, wiśniowe. W nosie zaskoczyła mnie lekkość i soczystość. Z początku sporo kompotu wiśniowego, z czasem wię...

Pragnienie

  Na pradawne pytanie – białe czy czerwone – w Bangkoku dać mogę tylko jedną odpowiedź – białe. (no, chyba że różowe ale to już inna historia). Przy bezustannie lejącym się z nieba żarze wina czerwone nie specjalnie się sprawdzają. Wyjęte z lodówki w ciągu minut ogrzewają się do temperatur czyniących je niepijalnymi, z tutejszą pikantną kuchnią nie chcą iść pod rękę, może wieczorem, w klimatyzowanej restauracji, do steku z wołowiny Kobe (a zjeść go można tu już za jakieś 70 zł) dałoby radę, ale na co dzień są bez szans. Dlatego sięgam po białe, wytrawne, z Indii , marki Revo . Czerwone spod tej samej etykiety sprawdziło się nieźle, ale doświadczenie uczy, że dobre białe zrobić jest trudniej. Wącham – nie wiem jak to działa, ale wygląda na to, że wraz z całą moją osobą do Azji przeprowadził się też mój nos. Zamiast gruszek czuję mango, zamiast jabłek – papaję. Zresztą bez wdawania się w szczegóły – zapach słodki, owocowy, choć jakby nieco zatęchły, rozgotowany. Wącham jeszcze ra...

Frescobaldi Castiglioni Chianti

Nazwa: Frescobaldi Castiglioni Chianti Kraj: Włochy Szczep : Sangiovese i Merlot - Castiglioni rozciąga się na obszarze 513 ha 115 z czego pokrywają winnice. Region leży 20 km na południowy zachód od Florencji w okolicy miasta Montespertoli. Merlot zbierany jest pod koniec września, , Sangiovese z początkiem października. Winogrona są delikatnie prasowane by uzyskać najwyższej jakości sok. Fermentacja przebiega przez 10 dni w beczkach ze stali nierdzewnej po czym następuje proces maceracji i fermentacji jabłkowo mlekowej. Wino leżakuje przez 6 miesięcy w beczkach ze stali nierdzewnej. - to o roczniku 2003 Rocznik: 2005 Cena: U nas jakies 50 zł. to przyjechało prosto z Włoch Kolor: Bardzo ciemny, niemal purpurowy, mało klarowny Zapach: Dość intensywny, przyjemny, czarne porzeczki, powidla sliwkowe. Smak: I znowu wolna amerykanka. Smakuje...jak wino ! (niespodzianka!). Dość długie ale finisz gorzkawy, taninowy, kwaśny. To się zdaje nazywa niepełna równowaga. Wino nic nie dało nocne...