Tuesday, December 7, 2010

Rozgrzewka

Od paru dni znajomi raz po raz pytają mnie o to, jakiego wina powinni użyć do grzańca. Za każdym razem odpowiadam, że byle jakiego , niech tylko będzie czerwone (chociaż może nie warto się ograniczać? Może grzaniec z wina białego też może być niezły?) i tanie. Sam bez skrupułów leję do garnka wino z kartonu. Zmieszane z przyprawami, owocami, rumem, miodem i czym tam jeszcze dusza zapragnie i tak będzie smakowało jak należy.

Ale picie wina zimą na grzańcu na szczęście się nie kończy. Jerzy Kruk w swoim videoblogu proponuje wina wzmacniane. Tym samym tropem podąża na Facebooku Andrzej Daszkiewicz promując hasło „A glass of good port a day will keep the winter away”.  Mnie to przekonuje, jest jednak pewno „ale” – wciąż mowa o winach słodkich. A, że z win deserowych najbardziej upodobałem sobie kwiatowo cytrusowe i skrajnie nie zimowe mozelskie Rieslingi to w poszukiwaniu butelki na mrozy podążyłem innym tropem. Skoro jest mi zimno, stawiam na wino z miejsca kojarzącego mi się z upałem. Tym sposobem na mój stół trafiła butelka z Korsyki, zakupiona jakieś 3 lata temu, gdzieś na południu Francji.

Nazwa: Clos Teddi 
Kraj: Francja, Korsyka, AOC Patrimonio,
Szczep: Niellucciu (Sangiovese) , Sciaccarellu
Ronik: 2007

Jak to wino pachnie! Gdy temperatura za oknem leci na łeb na szyję, jego aromat unosi koniuszki ust przywołując na twarz rozkoszny uśmiech. Nad kieliszkiem jak czerwony balonik płynie aromat soczystych truskawek, takich pochłanianych prosto z krzaka. Wtóruje mu zapach działkowej czerwonej porzeczki, kwaśnych malin z przydrożnych chaszczy, czarnych jagód i dla urozmaicenia – szczypta cynamonu.

Każdy łyk to owocowy wodospad, który rozpływa się po języku pozostawiając po sobie cienką kredową powłoczkę. Jeżeli ktoś zastanawia się czym jest ta cholerna mineralność, o której rozpisują się degustatorzy recenzując kolejne butelki to tu znajdą ją w czystej, wapiennej formie. Wino pochodzi z południa co objawia się w postaci 13% alkoholu – łatwiej jednak odnaleźć tę informację na etykiecie niż w ustach. Procenty nie gryzą w język, nie przytłaczają, świetnie harmonizują się z wyrazistą kwasowością. Wydajność winnicy, w której powstaje wino, wynosi zaledwie 16 hektolitrów na hektar stąd piękne nasycenie i koncentracja smaku. Jednak trzymająca pieczę nad posiadłością Marie Brigitte Julliard zachowała umiar godny mieszkańca wyspy  i zamiast tworzyć wino napompowane i nużące postawiła na głębie smaku, równowagę i elegancję. Całość jest przyjemnie ożywcza i pełna werwy. Niby bardziej jak jak mroźny, zimowy poranek niż leniwe, letnie popołudnie, a jednak rozgrzewa. 

Tymczasem za oknem znowu sypie śnieg. I pewnie przykryje również tory, po których jutro pomknąć mam na Galę Grand Prix Magazynu Wino. Pomknijcie i wy. Rzucając przy wejściu hasło „Maciej Klimowicz, iWines blog” za bilet zamiast 50 zapłacicie 35zł. Pewnie, że warto. Nie po to wsiadam w pociąg o 5-tej rano, żeby nie było warto.



Wiecej o tym jak zyje Polak w Tajlandii jakie sa ceny w Tajlandii i jak skonczyla sie moja wyprawa do Azji

No comments: