Przejdź do głównej zawartości

Wiek wielkich odkryć

 


Chyba każdy potrafi wymienić kilka krajów, w których robi się wino.  Mnie pierwsza do głowy przychodzi Francja, the mothership of all wine. Ktoś rzuci Wochami lub Hiszpanią. Ktoś wywoła do Tablicy Chile, USA, Australię. Lista jest długa.

A gdyby tak odwrócić pytanie – w jakich krajach nie robi się wina? Od razu robi się ciekawie, na światło dzienne wychodzą nowe fakty, stereotypy ulegają brutalnej weryfikacji.  Bo okazuje się, że w miejscach w których w powszechnej świadomości wina nie ma – wino jest. I to coraz lepsze.

Sam miałem przyjemność zderzyć się z kilkoma egzotycznymi butelkami. Przyjemność ta miała dwa oblicza. Czasami była czysto poznawcza, czerpana z samego faktu próbowania czegoś nowego, nieznanego. Tak było w przypadku win z Wietnamu. Lider tamtejszego winiarstwa – Dalat Winery opanował tajemnice logistyki i sztukę sprzedaży – butelki Dalat Wine dostępne są niemal w całym kraju, jak on długi i wąski, od Sajgonu aż po Hanoi. Gorzej z jakością – próbowane przeze mnie Red Dalat Wine i White Dalat Wine do picia nadawały się dopiero po zmieszaniu z dowolnym napojem gazowanym i zagryzione boskim mango.

Ale bywało i tak, że wina z tradycyjnie niewiniarskich regionów okazywały się po prostu smaczne. Tak było w przypadku Sula Winery Shiraz – pitemu we włoskiej knajpie zlokalizowanej w indyjskiej stolicy biznesu – mieście Bangalore. Ciemne, mocne, skoncentrowane, typowo południowe ale ogólnie – naprawdę niezłe. O ile jednak o winach indyjskich słyszałem zanim ruszyłem na podbój Azji to o tym, że wino robi się również w Tajlandii zwyczajnie nie miałem pojęcia. Tym większym zaskoczeniem okazało się Chenin Blanc z Granmonte Winery  - aromatyczny, nieźle zrównoważony, o pożądanej zwłaszcza w upalnym Bangkoku kwasowości.

Nie piszę o tym wszystkim, żeby pochwalić się egzotycznymi podróżami. Do tego służył mi inny blog. Raczej chcę przypomnieć innym (i sobie), że wciąż jest wiele do odkrycia. Wystarczy tylko wybrać kraj, w którym „na pewno nie robi się wina” i rozpaczać poszukiwania. Chwila spędzona z Google pozwala trafić na takie perełki jak na przykład wina  Birmańskie. Zdaniem zamieszkałego w Bangkoku Bloggera, który miał okazję tych win próbować, najgorsze co można o nich powiedzieć, to że są pijalne. Ten przymiotnik  podobno dobrze odpisuje 2009 Pinot Noir Taunggyi Wine z Red Mountain Estate. Wina białe (Chardonnay) i różowe od tego producenta nie tylko nadają się do picia ale po prostu nieźle smakują. Tak się składa, że mój brat wraz z przyjaciółmi spędzi w Myanmarze najbliższe 3 tygodnie, liczę na wrażenia degustacyjne z pierwszej ręki.

Sam równie chętnie jak win z Birmy, spróbowałbym tych z Wielkiej Brytanii, zwłaszcza musujących. Podobno należy traktować je już nie jak ciekawostkę ale poważną konkurencję dla samego Szampana. W styczniu tego roku podczas organizowanego w Weronie konkursu win musujących, pochodzące z West Sussex wino Nyetimber’s Classic Cuvée 2003  uznano z najlepsze wino z bąbelkami na świecie. W tyle zostali tacy producenci jak Roederer czy Bollinger.

Świat zmienia się tak szybko, że nie sposób za nim nadarzyć. I nawet relaksując się z lampką wina w dłoni nie można zaznać spokoju. I całe szczęście! Na spokój i nudę jeszcze przyjdzie czas (gdzieś tak po 90-tce), na razie trzeba odkrywać, eksplorować, sycić wiecznie głodną ciekawość pamiętając, że nie o to chodzi by złapać króliczka, ale by gonić go.

P>

Komentarze

No tak, a co powiedzieć o Finlandii, Uzbekistanie, Zimbabwe, Boliwii, Japonii, Rosji i... Polsce!
Maciej Klimowicz pisze…
That's exacly my point! Że nie ogarniam świata i że to jest wspaniałe!
Piotr pisze…
Ostatnio też pomyślałem, że łatwiej by było wymienić kraje, które wina nie produkują niż te które produkują. Ale przyznaję, że poszedłem o krok bliżej niż Autor i myślałem jedynie o Europie. Finlandia, Uzbekistan, Zimbabwe to dla mnie prawdziwa terra incognita. Z moich "skalpeli" wymienię azerbejdżańskie (Ganja Wine Plant, James Salmen) Chardonnay, Cabernet Sauvignon, Merlot. Ta ostatnia pozycja więcej niż przyzwoita. No i ostatnio wina z Hercegowiny: Žilavka i Blatina (producenci Brkić, Gangaš i Vukoje zrobili na mnie największe wrażenie). Przychodzą mi do głowy jeszcze angielski Dornfelder i Bacchus ale tu nic przyjemnego nie pozostało mi w pamięci.

Popularne posty z tego bloga

Jak Bordeaux i Rioja spotkały się przy ruszcie

Soczysty kawał wołowiny przypieczony na pierwszym w tym roku grillu planowałem popić butelką z Bordeaux z 2005 roku. Wino okazało się na tyle lekkie i przyjemne, że starczyło ochoty na więcej. Skoczyłem więc do piwnicy/garażu po jeszcze jedną butelkę – padło na Roję z 2003 roku. Oba wina mają wspólny mianownik – Założyciel winiarni, z której pochodził moja hiszpańska butelka - Luciano Francisco Ramon de Murrieta – w 1848 roku przybył do Bordeaux by uczyć się produkcji wina. Po czterech latach wrócił do domu i z wykorzystaniem świeżo nabytej wiedzy zaczął wytwarzać wysokiej jakości wina Rioja. Zacznijmy jednak od Medoc: Nazwa: Chateau de Hauterive Kraj: Francja, Medoc, Cru Burgeois Szczep: Cabernet Sauvignon Rocznik: 2005 Cena: około 10 euro Miejsce zakupu: na jakimś lotnisku Brzydka czarna etykieta przypominająca tanie, hipermarketowe „Carte Noir”. Wino klarowne, dość ciemne, wiśniowe. W nosie zaskoczyła mnie lekkość i soczystość. Z początku sporo kompotu wiśniowego, z czasem wię...

Pragnienie

  Na pradawne pytanie – białe czy czerwone – w Bangkoku dać mogę tylko jedną odpowiedź – białe. (no, chyba że różowe ale to już inna historia). Przy bezustannie lejącym się z nieba żarze wina czerwone nie specjalnie się sprawdzają. Wyjęte z lodówki w ciągu minut ogrzewają się do temperatur czyniących je niepijalnymi, z tutejszą pikantną kuchnią nie chcą iść pod rękę, może wieczorem, w klimatyzowanej restauracji, do steku z wołowiny Kobe (a zjeść go można tu już za jakieś 70 zł) dałoby radę, ale na co dzień są bez szans. Dlatego sięgam po białe, wytrawne, z Indii , marki Revo . Czerwone spod tej samej etykiety sprawdziło się nieźle, ale doświadczenie uczy, że dobre białe zrobić jest trudniej. Wącham – nie wiem jak to działa, ale wygląda na to, że wraz z całą moją osobą do Azji przeprowadził się też mój nos. Zamiast gruszek czuję mango, zamiast jabłek – papaję. Zresztą bez wdawania się w szczegóły – zapach słodki, owocowy, choć jakby nieco zatęchły, rozgotowany. Wącham jeszcze ra...

Frescobaldi Castiglioni Chianti

Nazwa: Frescobaldi Castiglioni Chianti Kraj: Włochy Szczep : Sangiovese i Merlot - Castiglioni rozciąga się na obszarze 513 ha 115 z czego pokrywają winnice. Region leży 20 km na południowy zachód od Florencji w okolicy miasta Montespertoli. Merlot zbierany jest pod koniec września, , Sangiovese z początkiem października. Winogrona są delikatnie prasowane by uzyskać najwyższej jakości sok. Fermentacja przebiega przez 10 dni w beczkach ze stali nierdzewnej po czym następuje proces maceracji i fermentacji jabłkowo mlekowej. Wino leżakuje przez 6 miesięcy w beczkach ze stali nierdzewnej. - to o roczniku 2003 Rocznik: 2005 Cena: U nas jakies 50 zł. to przyjechało prosto z Włoch Kolor: Bardzo ciemny, niemal purpurowy, mało klarowny Zapach: Dość intensywny, przyjemny, czarne porzeczki, powidla sliwkowe. Smak: I znowu wolna amerykanka. Smakuje...jak wino ! (niespodzianka!). Dość długie ale finisz gorzkawy, taninowy, kwaśny. To się zdaje nazywa niepełna równowaga. Wino nic nie dało nocne...