Wieczór był na wskroś jesienny, zimny, deszczowy. Wrocławska Kawiarnio-winiarnia „Pod Gryfami” tym bardziej przytulna. Ochoczo rozsiadłem się w głębokim fotelu, przeskanowałem wzrokiem kartę win i zamówiłem coś na wskroś wiosennego – Vinho Verde. Miało oderwać mnie i moją towarzyszkę od jesiennych klimatów, ożywić konwersację, podnieść na duchu. No i się zaczęło. Cyrk jakich mało – kelnerka przyniosła butelkę, korkociąg, kieliszki a z całym tym kramem przywlokła ciężki stolik zwieńczony srebrzonym kubłem pełnym lodu. Korek wyszedł gładko i natychmiast trafił pod nos kelnerki celem wywąchania skaz i niedoróbek. Cel może i szczytny ale środków nie uświęca – z tego co wiem lepiej niż korek powąchać samo wino, tym bardziej gdy korek, tak jak w tym przypadku, jest syntetyczny. Potem przyszedł czas na próbę podniebienia – najpierw kelnerki, wykonaną za pośrednictwem małego kieliszka degustacyjnego, potem mojego już z pękatej lampki, jakiej nie powstydziłoby się klasyczne Bordeaux. W tej ...
"Opis wina jest trudniejszy niż opis katedry" Z. Herbert