Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlam posty z etykietą podróże

Wiek wielkich odkryć

  Chyba każdy potrafi wymienić kilka krajów, w których robi się wino.  Mnie pierwsza do głowy przychodzi Francja, the mothership of all wine. Ktoś rzuci Wochami lub Hiszpanią. Ktoś wywoła do Tablicy Chile, USA, Australię. Lista jest długa. A gdyby tak odwrócić pytanie – w jakich krajach nie robi się wina? Od razu robi się ciekawie, na światło dzienne wychodzą nowe fakty, stereotypy ulegają brutalnej weryfikacji.  Bo okazuje się, że w miejscach w których w powszechnej świadomości wina nie ma – wino jest. I to coraz lepsze. Sam miałem przyjemność zderzyć się z kilkoma egzotycznymi butelkami. Przyjemność ta miała dwa oblicza. Czasami była czysto poznawcza, czerpana z samego faktu próbowania czegoś nowego, nieznanego. Tak było w przypadku win z Wietnamu. Lider tamtejszego winiarstwa – Dalat Winery opanował tajemnice logistyki i sztukę sprzedaży – butelki Dalat Wine dostępne są niemal w całym kraju, jak on długi i wąski, od Sajgonu aż po Hanoi. Gorzej z jakością – próbowa...

Mały kraj, duże wina

Zawsze myślałem, że Szwajcaria to kraj nudny, bez charakteru, neutralny w nie najlepszym tego słowa znaczeniu. A potem tu przyjechałem, rozejrzałem się…i zdania nie zmieniłem. Przynajmniej nie do końca. Jest tu owszem ładnie, czysto, cicho. Miasta są małe i wyciszone, górskie widoki malownicze, wręcz pocztówkowe, atmosfera wycofana. Gdybym szukał ucieczki, od wszystkich i wszystkiego, gdybym desperacko potrzebował azylu - postawiłbym na Szwajcarię. Ale kraj ten ma też drugie oblicze, odważne, pełne werwy i charakteru - oblicze winiarskie. Tutejsze wina, jakby na złość całej tej neutralności i nie zabieraniu głosu urzekają szczerością i bezpośredniością. Przez ostatnie dwa dni, które spędziłem w Zurychu, spróbowałem ich około 25. Pamiętam je niemal co do jednego. Były wśród nich orzeźwiające Rauschlingi, zaskakująco charakterne wina z Muller Thurgau (zwanego tutaj Riesling-Silvaner) i aromatyczne Chasselais. Były też szczepy bardziej międzynarodowe, gładkie i soczyste Sauvignon Blanc...

To w Tajlandii robią wino?

Przyznaję bez bicia - miesiąc temu nawet nie wiedziałem, że w Tajlandii powstają jakieś wina. Prawdę mówiąc w ogóle wiedziałem o tym kraju nie wiele. Dziś wiem już jak smakują tutejsze curry, jak chłodzi tutejsze piwo, jak grzeje tutejsze słońce. Wiem też, że robi się tu wino... i to coraz lepsze. Przekonałem się o tym głównie dzięki krytykowi winiarskiemu i autorowi cotygodniowej kolumny poświęconej winu w the Bangkok Post - Jacquesowi Beckaertowi. Pan Beckaert odpowiedział na moje maile, skontaktował mnie z tajskimi winiarzami aż wreszcie zaprosił na lunch i dał okazję by spróbować dwóch win z Tajlandii. Do lunchu wypiliśmy Unwooded Chenin Blanc 2008 z GranMonte winery. Wino o delikatnym, żółtawym kolorze ale intensywnym nosie i dużej koncentracji w ustach. Zapach przywodził na myśl jabłka, gruszki i cytrusy. W ustach nasycone, z dobrą, zdecydowaną kwasowością ładnie maskującą alkohol (12,5%). Brawa dla winemakera, któremu w tutejszych warunkach klimatycznych (mówiąc wprost od mies...

Goood bye wine – Skok w bok

Niestety, blog i wines przechodzi w stan półsnu. Powód jest prosty – wyjeżdżam. Co gorsza wyjeżdżam w miejsca gdzie wino jest bardziej egzotyczną ciekawostką niż prozą życia. Gdzie? Na wschód. Indie, Nepal, Tajlandia i dalej, gdzie oczy poniosą. Przez najbliższe miesiące bardziej niż ku winu moje myśli bardziej będą biegły ku ośmiotysięcznikom, malarycznym komarom, rikszom, słoniom... Owszem – w Indiach winnic kilka się znajdzie , w Tajlandii pewnie zdarzy mi się zapić Gewurztraminerem jakieś przesiąknięte zapachem trawy cytrynowej danie. Ale to wszystko raczej za mało, żeby regularnie z powodzeniem prowadzić bloga. Stąd ostrzeżenie o półśnie. Kiedy pobudka? Może po powrocie (kiedy to będzie? Nie wiem). A może gdy dojedziemy w jakieś miejsce gdzie się na jakiś czas zatrzymamy. Jeśli będzie to, tak jak mi się marzy – Australia – blog wróci do życia pełen świeżej krwi. Na razie postaram się od czasu do czasu umieścić tu notkę z opisem jakiegoś egzotycznego wina wypitego w egzotycznym mie...

Garść wspomnień

Oto kilka prosto z głowy i niehronologicznie spisanych kalifornijski wspomnień. Jest tego znacznie więcej ale to te chwile przychodzą mi na myśl gdy całą tą podróż wspominam dziś, 2 tygodnie po powrocie: Wizyta w winnicy Bonterra gdzie doradza guru win biodynamicznych Paul Dolan . Przechadzka wczesnym przedpołudniem po przepięknym ogrodzie. Wokół lawenda, rozmaryn palmy i winorośl. Próbowaliśmy kilku win ale w upale najprzyjemniej wypadł Sauvignon Blanc o intensywnym zapachu limonki. Podany w cieniu altany do krakersów z serem z dodatkiem lawendy. Wino True Grit z winnicy Parducci. Jedyne oparte na Sarah jakiego próbowaliśmy w Kalifornii. W nosie słodycz kakao na tle z czerwonych owoców i rodzynek. W ustach miękkie, alkoholowe przywodzące na myśl porto. Świetny czekoladowy posmak. Robert Mondavi Cabernet Sauvignon Reserve 1979 w zestawieniu z Cabernet Sauvignon 2005. To jak na razie najstarsze wino jakiego próbowałem więc siłą rzeczy zrobiło na mnie wrażenie. Zwłaszcza tym, że stojąc...

Remembering California

Choć wróciłem już kilka dni temu wciąż nie mogę zabrać się za opisywanie wrażeń. Za dużo tego i zbyt intensywne. Miniony tydzień spędziłem pławiąc się w morzu wina i słońca. W 35 stopniowym kalifornijskim upale spróbowałem około 150 win, w sporej części świetnych. Degustowałem w winnicach i w piwnicach, w restauracjach i w jadalniach u winiarzy. W Mendocino, Sonomie i Napa Valley. Wina białe i czerwone, wytrawne, słodkie i musujące. Biodynamiczne i tradycyjne. Starzone w dębie, stali i drewnie sekwoi. Całkiem młode i starsze ode mnie. Przede wszystkim jednak poznałem wielu cudownych ludzi i sporo się od nich nauczyłem. Teraz usiłuję to wszystko ułożyć sobie w głowie, uporządkować tak, by nie zapomnieć. Być może za jakiś czas napiszę tu więcej a może po prostu skupię się na tym co od początku stanowi treść Wine Notes – na opisywaniu wina. Na zdjęciu: winnica Roberta Mondaviego Więcej zdjęć tutaj i tutaj

Konserwacja wspomnień

Dziwnie pisze się o słońcu nad St Emillon kiedy za oknem pada deszcz. A tamtejsze słońce jest naprawdę gorące. Tak gorące, że stojąc w jego blasku po środku winnicy niemal można usłyszeć jak wokół pęcznieją owoce na krzewach winorośli. Nieco inne jest słońce nad Loarą. Może to chłód bijący od rzeki sprawia, że jest jakby łagodniejsze, bardziej łaskawe. Jeszcze inaczej słońce świeci w Collioure gdzie spotykają się Pireneje z Morzem Śródziemnym a na dachach domów dojrzewają baniaki Vin Doux Naturelle. Bezlitosne jest słonce w Korbierach, starych górach które przed wypaleniem jego promieniami chroni ciągnący się po horyzont płaszcz z winorośli. Kilka promieni tych wszystkich słońc udało się przywieźć do domu – zakorkowanych w butelkach. Podróż zaczęła się jednodniowym spacerem po Paryżu . Kiedy z Ewą piliśmy różowe wino w Cafe Du Latin ( Cotes de provance, Melopee gavoty 2007 . W nosie słodycz landrynek w ustach orzeźwiająca wytrawność, przyjemne szczypanie .) kilkaset metrów dalej kończy...

Les vacances francaises

Wakacje czas zacząć. Jutro bladym świtem ruszamy ku niewielkiej podparyskiej miejscowości Combs la ville. Tam zaczniemy nasze Tour De France. 4 osoby, 2 namioty, jeden samochód. W programie: Dolina Loary ( Sancerre , Pouilly Fume , Muscadet... ach ach ach!), następnie wzdłuż oceanu ku La Rochelle i Cognac (ach!). Stamtąd dalej na południe by zgubić sie w Bordeaux ( Medoc , Sauternes ...Ach ach ach!). Potem rzutem na taśmę do Hiszpanii poleżeć na plaży w San Sebastian . I powrót, pędem na północ. Jak się uda to przez Chablis (ach!). Ambitny plan? Nie szkodzi! Nawet połowa tej wycieczki oznacza wakacje życia. Do napisania za 2 tygodnie! A bientot!

Po Pradze

Weekend w Pradze. Nocleg w akademiku z piekła rodem za nieprzyzwoicie małe pieniądze. Mecz czeskiej reprezentacji na telebimie ustawionym na rynku starego miasta. Złota Uliczka po raz 10-ty - tym razem już za opłatą. Morze piwa od rana do do nocy. Jedzenie tu czeskie, tam azjatyckie, zawsze smaczne. No i wino. Po pierwsze znaleziona w jakiejś bocznej ulicy poza ścisłym centrum piwnica gdzie po krótkiej degustacji za około 150 koron udało mi się kupić 4 litry morawskiego wina – nalanego „z kija” do 2 plastikowych butelek po wodzie mineralnej. Białe i czerwone. Szczegółów w tej chwili nie pamiętam – wiem, że obu win próbowałem i oba smakowały rześko i przyjemnie. Więcej w innej notce. W samej Pradze udało mi się jedynie spróbować ciemnego wina ryżowego (Královské rýžové víno – tmavé) w knajpce Maly Budha na Hradczanach. Z małego kieliszka dobywał się intensywny zapach Maggi. W ustach delikatnie słodkie z posmakiem suszonych owoców i liści. Bardzo podobne do Sherry. A sama Praga rozkład...