Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlam posty z etykietą kalifornia

Kalifornikejszyn

Czytelniku drogi. Wiem, pusto tu, głucha cisza. Jeśliś spragniony słów o winie, przystań przy półce z prasą na stacji benzynowej lub w Empiku i przekartkuj grudniowy numer magazynu Men's Health. Znajdziesz tam mój tekst o winach i winnicach Kalifornii. Tekst, choć bez pięknej oprawy graficznej, znajdziesz też tutaj "Nowe Złoto Kaliforni" Nieskromnie polecam i pozdrawiam z pięknej Tajlandii

Garść wspomnień

Oto kilka prosto z głowy i niehronologicznie spisanych kalifornijski wspomnień. Jest tego znacznie więcej ale to te chwile przychodzą mi na myśl gdy całą tą podróż wspominam dziś, 2 tygodnie po powrocie: Wizyta w winnicy Bonterra gdzie doradza guru win biodynamicznych Paul Dolan . Przechadzka wczesnym przedpołudniem po przepięknym ogrodzie. Wokół lawenda, rozmaryn palmy i winorośl. Próbowaliśmy kilku win ale w upale najprzyjemniej wypadł Sauvignon Blanc o intensywnym zapachu limonki. Podany w cieniu altany do krakersów z serem z dodatkiem lawendy. Wino True Grit z winnicy Parducci. Jedyne oparte na Sarah jakiego próbowaliśmy w Kalifornii. W nosie słodycz kakao na tle z czerwonych owoców i rodzynek. W ustach miękkie, alkoholowe przywodzące na myśl porto. Świetny czekoladowy posmak. Robert Mondavi Cabernet Sauvignon Reserve 1979 w zestawieniu z Cabernet Sauvignon 2005. To jak na razie najstarsze wino jakiego próbowałem więc siłą rzeczy zrobiło na mnie wrażenie. Zwłaszcza tym, że stojąc...

Remembering California

Choć wróciłem już kilka dni temu wciąż nie mogę zabrać się za opisywanie wrażeń. Za dużo tego i zbyt intensywne. Miniony tydzień spędziłem pławiąc się w morzu wina i słońca. W 35 stopniowym kalifornijskim upale spróbowałem około 150 win, w sporej części świetnych. Degustowałem w winnicach i w piwnicach, w restauracjach i w jadalniach u winiarzy. W Mendocino, Sonomie i Napa Valley. Wina białe i czerwone, wytrawne, słodkie i musujące. Biodynamiczne i tradycyjne. Starzone w dębie, stali i drewnie sekwoi. Całkiem młode i starsze ode mnie. Przede wszystkim jednak poznałem wielu cudownych ludzi i sporo się od nich nauczyłem. Teraz usiłuję to wszystko ułożyć sobie w głowie, uporządkować tak, by nie zapomnieć. Być może za jakiś czas napiszę tu więcej a może po prostu skupię się na tym co od początku stanowi treść Wine Notes – na opisywaniu wina. Na zdjęciu: winnica Roberta Mondaviego Więcej zdjęć tutaj i tutaj

California Uber Alles

Kiedy wczoraj wieczorem pakowałem walizę, w telewizji gubernator Kalifornii wysadzał w powietrze wielkie połacie dżungli walcząc z Predatorem. Dziś musiałem wykrzesać z siebie siłę godną terminatora, żeby ową walizkę zaciągnąć do samochodu. Udało się, w drogę... . Najbliższy tydzień spędzę w winnicach słonecznego stanu. Wino, jedzenie, słońce – będzie o czym opowiadać. A wszystko dzięki zaproszeniu California Wine Institute – organizacji, do której zadań należy sławienie dobrego imienia kalifornijskich wina w świece. . Sławić je będę w miarę możliwości na bieżąco, tutaj. A jeśli zabraknie czasu to po powrocie.

Coppola Zin

Nazwa: Francis Coppola Diamond Collection Red Label Kraj: USA, Kalifornia Szczep: 95% Zinfandel, 5% Petite Sirah - 14 miesięcy we francuskim dębie Rocznik: 2006 Cena: w USA jakieś 17$. U nas około120 zł Wino ma bardzo ciemny, gesty, buraczany kolor. Ta gęstość wyraźna też w nosie – słodkim, skoncentrowanym, dżemowym. Początkowo uderzają elementy drewniane, słodkie przyprawy (wanilia, cynamon) i czekolada. Gdy ulotni się alkohol otwiera się potężna nuta dżemu truskawkowego, rodzynków i syropu malinowego. Na szczęście ten ciężar nie jest tak przytłaczający w ustach a to dzięki niezłej kwasowości. Wino jest soczyste i jednocześnie pełne. Na języku suszone śliwki i wędzarnia. Przyjemny zwłaszcza finisz ze świetną słodyczą i charakterystycznym dla zinfandela orzechowyo-dymnym elementem. Pan rezyser zrobił wino pełne, aromatyczne, buchające zapachem i smakiem – przywodzące mi na myśl lekkie porto. Jednocześnie jest to wino na tyle dobrze ułożone, że mimo sporej zawartości alkoholu (13,...

Robert Mondavi Private Selection Chardonnay

Nazwa: Robert Mondavi Private Selection Kraj: USA, California Central Coast Szczep: Chardonnay Rocznik: 2005 Cena: 130 koron czeskich Miejsce zakupu: hipermarket w Czechach Kolor jasno złocisty. Zapach z początku nieprzyjemny z wyraźnymi elementami kapusty kiszonej. Gdy nieco się przewietrzy pojawiają się nuty miodowe i ananas w tle – raczej duszące i ciężkie. W ustach oleiste i niezbyt krągłe. Mimo, że kwasowość jest nie mała winu brakuje rześkości– pewnie ze względu na wysoki alkohol. (13,5%). Na intensywność smaku i finisz narzekać nie można – obu jest sporo. Niestety ich jakość już nie porywa. Po zapachu jaki dobywa się z kieliszka można wnioskować, że trafiłem na felerną butelkę. Wydaje mi się jednak, że i bez wad to po prostu nudny chardonnay bez krzty polotu – oleisty, ciężki, ananasowy. Na świecie podobno czas na takie wina mija i kiedy w USA ta butelka kosztuje około 10 $ u nas sprzedaj się je po osiemdziesiąt parę złotych. . .

Mondavi Private Selection

Nazwa: Robert Mondavi Private Selection ! Kraj: USA Szczep: Zinfandel Rocznik: 2003 Cena: około 150 koron czeskich. U nas jakieś 80 zł (!!) Miejsce zakupu: hipermarket w Czechach Wino brudno bordowe. W nosie nasycone. Jest tu ciepło, słodycz i jednocześnie nuta świeżości. Aromaty konfiturowe z przewagą powideł śliwkowych i szczyptą cynamonu a w tle coś jakby herbata z konfitura malinową. Usta świetne, dobrze zbudowane. W intensywnym smaku przyjemna, owocowa kwasowość zbalansowana słodyczą alkoholu. Podobnie skoncentrowane i śliwkowe jak usta z tą charakterystyczną dla zinfandela drewniano orzechową nutą w długim finiszu. To wszystko w ryzach trzymają delikatne garbniki. Świetne wino a przy zakupie za korony stosunek jakości do ceny wręcz znakomity. Jednocześnie intensywne i pełne harmonii, rześkie i aksamitne. To może nie jakieś winiarskiale szczyty ale dobrze zrobione wino pełne smaku i aromatu. Podane do klasyka amerykańskiej kuchni jeszcze lepsze. . . . .

1 wieczór, 4 wina, 6 znajomych

W miniony już parę dni temu weekend wpadło do mnie parę osób i uzbierało się kilka butelek. Moje wąchanie, mieszanie, siorbanie i zapisywanie uwag stało się przyczyną ogólnej wesołości ale jak to napisał w lutowym Magazynie Wino Marek Bieńczyk „my, miłośnicy wina, cholerne czubki, pieprzeni winomani, skazaliśmy się na hecę”. A same wina cóż...wybierane bez ładu i składu, pite też bez jakiegokolwiek sensownego porządku. Zaczęliśmy od argentyńskiego cabernet sauvignon Trapiche z 2006 roku. Wino o świeżym, owocowym zapachu z nutami malin i zielonej papryki. W ustach wysoka kwasowość i finisz z wyraźnymi suchymi taninami. Całkiem poprawne zwłaszcza jak na swoją cenę – 26 zł. Drugi w kolejce był merlot Woodhaven z Kalifornii. Rocznik 2005. Tym razem bardzo ciekawy nos. Duszący, dymny z wyraźną nutą suszonych śliwek i czymś przypominającym lukrecję. W ustach za mało kwasowości za to przyjemne, nie agresywne taniny na końcu. Ogólnie zapach dość ekstrawagancki ale wino jako całość mnie nie prz...