Przejdź do głównej zawartości

Cyrkowe sztuczki

Wieczór był na wskroś jesienny, zimny, deszczowy. Wrocławska Kawiarnio-winiarnia „Pod Gryfami” tym bardziej przytulna. Ochoczo rozsiadłem się w głębokim fotelu, przeskanowałem wzrokiem kartę win i zamówiłem coś na wskroś wiosennego – Vinho Verde. Miało oderwać mnie i moją towarzyszkę od jesiennych klimatów, ożywić konwersację, podnieść na duchu.

No i się zaczęło. Cyrk jakich mało – kelnerka przyniosła butelkę, korkociąg, kieliszki a z całym tym kramem przywlokła ciężki stolik zwieńczony srebrzonym kubłem pełnym lodu. Korek wyszedł gładko i natychmiast trafił pod nos kelnerki celem wywąchania skaz i niedoróbek. Cel może i szczytny ale środków nie uświęca – z tego co wiem lepiej niż korek powąchać samo wino, tym bardziej gdy korek, tak jak w tym przypadku, jest syntetyczny.

Potem przyszedł czas na próbę podniebienia – najpierw kelnerki, wykonaną za pośrednictwem małego kieliszka degustacyjnego, potem mojego już z pękatej lampki, jakiej nie powstydziłoby się klasyczne Bordeaux. W tej całej gimnastyce zabrakło tylko jednego elementu – prezentacji etykiety. Ja jednak oszołomiony faktem, że byle proste winko z Portugalii traktuje się  z tak arystokratycznym namaszczeniem, zapomniałem się o ten element przedstawienia upomnieć i zdałem się li tylko na swój nos. To był błąd. Owszem, zawartość kieliszka wydała mi się cosik podejrzana, bo zamiast cytryną i wiosną zapachniała woskiem i jesienią, ale że jednak pachniała i smakowało jak wino, przytaknąłem, że proszę bardzo, można nalewać.

Refleksja przyszła chwilę później, może przy trzecim albo czwartym przyjmowanym z niedowierzaniem łyku. No bo skąd w „zielonym winie” aż tyle odcieni żółtych i pomarańczowych, tyle słomy, miodu i ziół, tyle alkoholu w ustach? Byłbym zapadł się w toń wątpliwości odnośnie mojej własnej wiedzy i doświadczenia gdybym w desperackim geście nie chwycił się butelki i nie zerknął na etykietę.  I tak z kawiarnianego półmroku wyłonił się i moim oczom ukazał napis „Casa De la Ermita” DOC Jumilla, 2008, Viognier.

Cóż, ciężko na półwyspie iberyjskim znaleźć miejsce bardziej odległe od położonego na północy Portugalii regionu Minho gdzie pędzi się Vinho Verde, niż leżącą na południowym wschodzie Hiszpanii Jumillę.  Ciężko też o dwa bardziej różniące się od siebie białe wina niż chłodne Vinho Verde i skąpany w słońcu Viognier. Miała być lekkość i zwiewność, dostaliśmy masę i alkoholowe zamroczenie. Szczerze mówiąc, nie zdziwiłbym się, gdyby moja towarzyszka pomyślała, że działam w komitywie z kelnerką a wszystko to spisek dążący do upojenia jej w jakimś niecnym celu. Żeby uniknąć niepotrzebnych podejrzeń i jako człowiek nie lubiący wszczynać awantur, grzecznie uświadomiłem kelnerce jej błąd dodając jednocześnie, że trudno, dopijemy takie wino jakie nam podano pod warunkiem, że zapłacimy za takie jakie zamówiliśmy. Ta przystała na taki układ ochoczo dorzucając jeszcze do całego rachunku 10% upustu.(niech mi ktoś zresztą powie, czy upust można dorzucić?)

Wniosek? Nie lubię cyrku. Onieśmiela mnie to, wytrąca z równowagi, nie pozwala się skupić. Wolę wino podane bez zbędnych ceregieli, szybko, sprawnie i na temat. Zwłaszcza gdy jest banalne, chłopskie, na co dzień. Co innego gdybym zamówił Medoc z klasycznego rocznika (czekam na dzień, gdy będzie mnie na to stać) ale uprawianie gimnastyki artystycznej przy byle flaszce? To savoir-vivre sprowadzony do poziomu groteski.

Miło by było, gdyby restauratorzy zaczęli traktować wino jak część posiłku, równie przyjemną co oczywistą. Jak pieczeń, jak sos, jak ziemniaczki. Może zamiast odprawiać nad nim onieśmielające rytuały zaczną sprzedawać je w normalnych cenach (80zł za Vinho Verde? To dopiero groteska) a  klienci przestaną się go bać i zbędą je częściej zamawiać. Ot tak, bo pasuje do obiadu.

PS. "Pod Gryfami" polecam tak czy inaczej. Dla tych pluszów i luster, dębowych mebli i skrzypiących schodów. W takich dekoracjach kawa smakuje lepiej.

Wiecej o tym jak zyje Polak w Tajlandii jakie sa ceny w Tajlandii i jak skonczyla sie moja wyprawa do Azji

Komentarze

TomaszJ pisze…
Ja "Pod Gryfami" wspominam dobrze i chętnie tam wracam. Ale historii takiej jak Twoja jeszcze tam nie doświadczyłem.

Może warto być zatem czujnym? :-)
Trzy-cztery łyki... faktycznie długo to trwało!
Swoją drogą cena 80 zł straszna, nawet za to Viognier, warte chyba maksymalnie 30-40 zł.
Maciej Klimowicz pisze…
No wstyd przyznać. Ale na swoją obronę przywołuję onieśmielenie odbytym nad butelką rytuałem, niedowierzanie własnym ustom a przede wszystkim dekoncentrację siedzącą naprzeciw koleżanką. Są chwile, gdy wino nie jest najważniejsze ;)

A w kwestii cen - człowiek nie chce, zwłaszcza w towarzystwie, zamawiać najtańszego wina z karty, ale co zrobić, gdy to najtańsze kosztuje właśnie 80zł? Pewnie zmienić knajpę...
W Wwie nie tak łatwo znaleźć lokal z winem butelkowym klasy AOC poniżej 80 zł. Znam ten ból. Ale zmienia się powoli na lepsze.
Anonimowy pisze…
Upustu dorzucić nie można, w szczególności, że w całej tej sytuacji mówimy nie o "upuście" a "opuście". Upuścićmożna butelkę z winę lub krew. Cenę się opuszcza. To błąd językowy ochoczo przez media (nawet w reklamach) powtarzany i pielęgnowany. Warto o tym pamiętać.

A tekst, fajny, jak cała sytuacja.

Pozdrawiam
Michał
Anonimowy pisze…
Upustu dorzucić nie można, w szczególności, że w całej tej sytuacji mówimy nie o "upuście" a "opuście". Upuścić można na przykład butelkę z winem lub krew. Cenę się opuszcza. To błąd językowy ochoczo przez media (nawet w reklamach) powtarzany i pielęgnowany. Warto o tym pamiętać.

A tekst, fajny, jak cała sytuacja.

Pozdrawiam
Michał

Popularne posty z tego bloga

Jak Bordeaux i Rioja spotkały się przy ruszcie

Soczysty kawał wołowiny przypieczony na pierwszym w tym roku grillu planowałem popić butelką z Bordeaux z 2005 roku. Wino okazało się na tyle lekkie i przyjemne, że starczyło ochoty na więcej. Skoczyłem więc do piwnicy/garażu po jeszcze jedną butelkę – padło na Roję z 2003 roku. Oba wina mają wspólny mianownik – Założyciel winiarni, z której pochodził moja hiszpańska butelka - Luciano Francisco Ramon de Murrieta – w 1848 roku przybył do Bordeaux by uczyć się produkcji wina. Po czterech latach wrócił do domu i z wykorzystaniem świeżo nabytej wiedzy zaczął wytwarzać wysokiej jakości wina Rioja. Zacznijmy jednak od Medoc: Nazwa: Chateau de Hauterive Kraj: Francja, Medoc, Cru Burgeois Szczep: Cabernet Sauvignon Rocznik: 2005 Cena: około 10 euro Miejsce zakupu: na jakimś lotnisku Brzydka czarna etykieta przypominająca tanie, hipermarketowe „Carte Noir”. Wino klarowne, dość ciemne, wiśniowe. W nosie zaskoczyła mnie lekkość i soczystość. Z początku sporo kompotu wiśniowego, z czasem wię...

Pragnienie

  Na pradawne pytanie – białe czy czerwone – w Bangkoku dać mogę tylko jedną odpowiedź – białe. (no, chyba że różowe ale to już inna historia). Przy bezustannie lejącym się z nieba żarze wina czerwone nie specjalnie się sprawdzają. Wyjęte z lodówki w ciągu minut ogrzewają się do temperatur czyniących je niepijalnymi, z tutejszą pikantną kuchnią nie chcą iść pod rękę, może wieczorem, w klimatyzowanej restauracji, do steku z wołowiny Kobe (a zjeść go można tu już za jakieś 70 zł) dałoby radę, ale na co dzień są bez szans. Dlatego sięgam po białe, wytrawne, z Indii , marki Revo . Czerwone spod tej samej etykiety sprawdziło się nieźle, ale doświadczenie uczy, że dobre białe zrobić jest trudniej. Wącham – nie wiem jak to działa, ale wygląda na to, że wraz z całą moją osobą do Azji przeprowadził się też mój nos. Zamiast gruszek czuję mango, zamiast jabłek – papaję. Zresztą bez wdawania się w szczegóły – zapach słodki, owocowy, choć jakby nieco zatęchły, rozgotowany. Wącham jeszcze ra...

Frescobaldi Castiglioni Chianti

Nazwa: Frescobaldi Castiglioni Chianti Kraj: Włochy Szczep : Sangiovese i Merlot - Castiglioni rozciąga się na obszarze 513 ha 115 z czego pokrywają winnice. Region leży 20 km na południowy zachód od Florencji w okolicy miasta Montespertoli. Merlot zbierany jest pod koniec września, , Sangiovese z początkiem października. Winogrona są delikatnie prasowane by uzyskać najwyższej jakości sok. Fermentacja przebiega przez 10 dni w beczkach ze stali nierdzewnej po czym następuje proces maceracji i fermentacji jabłkowo mlekowej. Wino leżakuje przez 6 miesięcy w beczkach ze stali nierdzewnej. - to o roczniku 2003 Rocznik: 2005 Cena: U nas jakies 50 zł. to przyjechało prosto z Włoch Kolor: Bardzo ciemny, niemal purpurowy, mało klarowny Zapach: Dość intensywny, przyjemny, czarne porzeczki, powidla sliwkowe. Smak: I znowu wolna amerykanka. Smakuje...jak wino ! (niespodzianka!). Dość długie ale finisz gorzkawy, taninowy, kwaśny. To się zdaje nazywa niepełna równowaga. Wino nic nie dało nocne...