Przejdź do głównej zawartości

Poczuć pismo nosem

Stało się, nadszedł początek końca tradycyjnego pisarstwa winiarskiego. Nie będzie już nut cierpiętnicy i brzoskwini, aromatów tytoniu i mokrej leśnej ściółki. Nikt nie napisze więcej o pachnącym chlebem szampanie, zalatującym oborą burgundzie czy roztaczającym woń fiołka Beaujolais. Skończyły się czasy, gdy dumaliśmy nad klawiaturą zachodząc w głowę jak opisać różnicę w aromatach dwóch rieslingów z sąsiadujących ze sobą winnic nad Mozelą. Nie będzie więcej niedomówień, skrótów myślowych, słusznych czy nie oskarżeń o lanie wody i mydlenie oczu czytelnikowi.

A wszystko to za sprawą, no kogóż by innego jak nie japońskich naukowców. Jak donosi portal Gazeta.pl, znani z kreatywności Japończycy w białych kitlach opracowali niedawno technologię… drukowania zapachów. I to przy pomocy zwykłej drukarki atramentowej. Obecnie na kartce papieru można już odwzorować aromaty cytryny, wanilii, jabłka, cynamonu, grejpfruta i mięty. A to przecież zestaw aromatów, w którym mieszczą się dziesiątki win!  Jabłko i wanilia? Toż to beczkowe chardonnay! Cytrusy? Znajdą się w sauvignon blanc i w niejednym rieslingu. Cynamon? Znowu beczka i leżakowany w niej zinfandel. Mięta? Brzmi jak słynna mentolowa końcówka niektórych cabernet sauvignon.

Przykłady można mnożyć. A znając japońskich naukowców drukowalnych aromatów wkrótce będzie więcej. Podobno na razie problemem jest trwałość wydruku zapachu, ale ludzkość z nie takimi problemami dawała sobie radę.

Jak zatem będzie wyglądał opis wina w przyszłości? Cóż, może obędzie się bez słów. Może Japończycy wpadną na pomysł by połączyć drukowany zapach ze szlachetną sztuką orgiami. Wtedy zamiast notki degustacyjnej wina z Sancerre dostaniemy pachnącą prochem strzelniczym papierową figurkę o wrzecionowatym kształcie. Może zamiast czytać o krągłości i ciężarze kalifornijskiego pinot noir będziemy mogli go dotknąć, zważyć je w dłoni?

Tylko co wtedy z nami, winnymi pisarzami? Czym się zajmiemy, gdy nie będziemy mogli dać upustu swoim grafomańskim zapędom opisując spektrum zapachów trzydziestoletniego Barolo czy próbki beczkowej lewobrzeżnego Bordeaux? Cóż, może wreszcie znajdziemy sobie jakieś poważniejsze zajęcie?


Wiecej o tym jak zyje Polak w Tajlandii jakie sa ceny w Tajlandii i jak skonczyla sie moja wyprawa do Azji

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak Bordeaux i Rioja spotkały się przy ruszcie

Soczysty kawał wołowiny przypieczony na pierwszym w tym roku grillu planowałem popić butelką z Bordeaux z 2005 roku. Wino okazało się na tyle lekkie i przyjemne, że starczyło ochoty na więcej. Skoczyłem więc do piwnicy/garażu po jeszcze jedną butelkę – padło na Roję z 2003 roku. Oba wina mają wspólny mianownik – Założyciel winiarni, z której pochodził moja hiszpańska butelka - Luciano Francisco Ramon de Murrieta – w 1848 roku przybył do Bordeaux by uczyć się produkcji wina. Po czterech latach wrócił do domu i z wykorzystaniem świeżo nabytej wiedzy zaczął wytwarzać wysokiej jakości wina Rioja. Zacznijmy jednak od Medoc: Nazwa: Chateau de Hauterive Kraj: Francja, Medoc, Cru Burgeois Szczep: Cabernet Sauvignon Rocznik: 2005 Cena: około 10 euro Miejsce zakupu: na jakimś lotnisku Brzydka czarna etykieta przypominająca tanie, hipermarketowe „Carte Noir”. Wino klarowne, dość ciemne, wiśniowe. W nosie zaskoczyła mnie lekkość i soczystość. Z początku sporo kompotu wiśniowego, z czasem wię...

Pragnienie

  Na pradawne pytanie – białe czy czerwone – w Bangkoku dać mogę tylko jedną odpowiedź – białe. (no, chyba że różowe ale to już inna historia). Przy bezustannie lejącym się z nieba żarze wina czerwone nie specjalnie się sprawdzają. Wyjęte z lodówki w ciągu minut ogrzewają się do temperatur czyniących je niepijalnymi, z tutejszą pikantną kuchnią nie chcą iść pod rękę, może wieczorem, w klimatyzowanej restauracji, do steku z wołowiny Kobe (a zjeść go można tu już za jakieś 70 zł) dałoby radę, ale na co dzień są bez szans. Dlatego sięgam po białe, wytrawne, z Indii , marki Revo . Czerwone spod tej samej etykiety sprawdziło się nieźle, ale doświadczenie uczy, że dobre białe zrobić jest trudniej. Wącham – nie wiem jak to działa, ale wygląda na to, że wraz z całą moją osobą do Azji przeprowadził się też mój nos. Zamiast gruszek czuję mango, zamiast jabłek – papaję. Zresztą bez wdawania się w szczegóły – zapach słodki, owocowy, choć jakby nieco zatęchły, rozgotowany. Wącham jeszcze ra...

Frescobaldi Castiglioni Chianti

Nazwa: Frescobaldi Castiglioni Chianti Kraj: Włochy Szczep : Sangiovese i Merlot - Castiglioni rozciąga się na obszarze 513 ha 115 z czego pokrywają winnice. Region leży 20 km na południowy zachód od Florencji w okolicy miasta Montespertoli. Merlot zbierany jest pod koniec września, , Sangiovese z początkiem października. Winogrona są delikatnie prasowane by uzyskać najwyższej jakości sok. Fermentacja przebiega przez 10 dni w beczkach ze stali nierdzewnej po czym następuje proces maceracji i fermentacji jabłkowo mlekowej. Wino leżakuje przez 6 miesięcy w beczkach ze stali nierdzewnej. - to o roczniku 2003 Rocznik: 2005 Cena: U nas jakies 50 zł. to przyjechało prosto z Włoch Kolor: Bardzo ciemny, niemal purpurowy, mało klarowny Zapach: Dość intensywny, przyjemny, czarne porzeczki, powidla sliwkowe. Smak: I znowu wolna amerykanka. Smakuje...jak wino ! (niespodzianka!). Dość długie ale finisz gorzkawy, taninowy, kwaśny. To się zdaje nazywa niepełna równowaga. Wino nic nie dało nocne...