Saturday, December 11, 2010

Wiek wielkich odkryć

Chyba każdy potrafi wymienić kilka krajów, w których robi się wino.  Mnie pierwsza do głowy przychodzi Francja, the mothership of all wine. Ktoś rzuci Wochami lub Hiszpanią. Ktoś wywoła do Tablicy Chile, USA, Australię. Lista jest długa.

A gdyby tak odwrócić pytanie – w jakich krajach nie robi się wina? Od razu robi się ciekawie, na światło dzienne wychodzą nowe fakty, stereotypy ulegają brutalnej weryfikacji.  Bo okazuje się, że w miejscach w których w powszechnej świadomości wina nie ma – wino jest. I to coraz lepsze.

Sam miałem przyjemność zderzyć się z kilkoma egzotycznymi butelkami. Przyjemność ta miała dwa oblicza. Czasami była czysto poznawcza, czerpana z samego faktu próbowania czegoś nowego, nieznanego. Tak było w przypadku win z Wietnamu. Lider tamtejszego winiarstwa – Dalat Winery opanował tajemnice logistyki i sztukę sprzedaży – butelki Dalat Wine dostępne są niemal w całym kraju, jak on długi i wąski, od Sajgonu aż po Hanoi. Gorzej z jakością – próbowane przeze mnie Red Dalat Wine i White Dalat Wine do picia nadawały się dopiero po zmieszaniu z dowolnym napojem gazowanym i zagryzione boskim mango.

Ale bywało i tak, że wina z tradycyjnie niewiniarskich regionów okazywały się po prostu smaczne. Tak było w przypadku Sula Winery Shiraz – pitemu we włoskiej knajpie zlokalizowanej w indyjskiej stolicy biznesu – mieście Bangalore. Ciemne, mocne, skoncentrowane, typowo południowe ale ogólnie – naprawdę niezłe. O ile jednak o winach indyjskich słyszałem zanim ruszyłem na podbój Azji to o tym, że wino robi się również w Tajlandii zwyczajnie nie miałem pojęcia. Tym większym zaskoczeniem okazało się Chenin Blanc z Granmonte Winery  - aromatyczny, nieźle zrównoważony, o pożądanej zwłaszcza w upalnym Bangkoku kwasowości.

Nie piszę o tym wszystkim, żeby pochwalić się egzotycznymi podróżami. Do tego służył mi inny blog. Raczej chcę przypomnieć innym (i sobie), że wciąż jest wiele do odkrycia. Wystarczy tylko wybrać kraj, w którym „na pewno nie robi się wina” i rozpaczać poszukiwania. Chwila spędzona z Google pozwala trafić na takie perełki jak na przykład wina  Birmańskie. Zdaniem zamieszkałego w Bangkoku Bloggera, który miał okazję tych win próbować, najgorsze co można o nich powiedzieć, to że są pijalne. Ten przymiotnik  podobno dobrze odpisuje 2009 Pinot Noir Taunggyi Wine z Red Mountain Estate. Wina białe (Chardonnay) i różowe od tego producenta nie tylko nadają się do picia ale po prostu nieźle smakują. Tak się składa, że mój brat wraz z przyjaciółmi spędzi w Myanmarze najbliższe 3 tygodnie, liczę na wrażenia degustacyjne z pierwszej ręki.

Sam równie chętnie jak win z Birmy, spróbowałbym tych z Wielkiej Brytanii, zwłaszcza musujących. Podobno należy traktować je już nie jak ciekawostkę ale poważną konkurencję dla samego Szampana. W styczniu tego roku podczas organizowanego w Weronie konkursu win musujących, pochodzące z West Sussex wino Nyetimber’s Classic Cuvée 2003  uznano z najlepsze wino z bąbelkami na świecie. W tyle zostali tacy producenci jak Roederer czy Bollinger.

Świat zmienia się tak szybko, że nie sposób za nim nadarzyć. I nawet relaksując się z lampką wina w dłoni nie można zaznać spokoju. I całe szczęście! Na spokój i nudę jeszcze przyjdzie czas (gdzieś tak po 90-tce), na razie trzeba odkrywać, eksplorować, sycić wiecznie głodną ciekawość pamiętając, że nie o to chodzi by złapać króliczka, ale by gonić go.

Polak w Tajlandii jakie sa ceny w Tajlandii i jak skonczyla sie moja wyprawa do Azji
nOjA/TQNzs7m4sTI/AAAAAAAAi_M/r58FSo9H744/s320/Old-World-Maps-photos.jpg" width="320" />

3 comments:

Wojciech Bońkowski said...

No tak, a co powiedzieć o Finlandii, Uzbekistanie, Zimbabwe, Boliwii, Japonii, Rosji i... Polsce!

Maciej Klimowicz said...

That's exacly my point! Że nie ogarniam świata i że to jest wspaniałe!

Piotr said...

Ostatnio też pomyślałem, że łatwiej by było wymienić kraje, które wina nie produkują niż te które produkują. Ale przyznaję, że poszedłem o krok bliżej niż Autor i myślałem jedynie o Europie. Finlandia, Uzbekistan, Zimbabwe to dla mnie prawdziwa terra incognita. Z moich "skalpeli" wymienię azerbejdżańskie (Ganja Wine Plant, James Salmen) Chardonnay, Cabernet Sauvignon, Merlot. Ta ostatnia pozycja więcej niż przyzwoita. No i ostatnio wina z Hercegowiny: Žilavka i Blatina (producenci Brkić, Gangaš i Vukoje zrobili na mnie największe wrażenie). Przychodzą mi do głowy jeszcze angielski Dornfelder i Bacchus ale tu nic przyjemnego nie pozostało mi w pamięci.