Monday, December 13, 2010

Trzy ponętne Brazylijki

Jako że zachciało mi się ostatnio pisać o winach egzotycznych z mniej lub wcale nieznanych regionów, gdy na moją skrzynkę mailową przyszło zaproszenie na degustację win z Brazylii poczułem się w obowiązku wziąć w niej udział. Do sklepu Winarium, w którym czekały na mnie trzy Brazylijki (na głowę jeszcze nie upadłem i oczywiście, że wolałbym, by były to Brazylijki z krwi i kości a nie wina, ale jak się nie ma co się lubi…) przebrnąć musiałem przez całe zasypane śniegiem miasto. Ale chyba było warto.

Oczekiwań nie miałem żadnych, bo i o winach Brazylii nie wiedziałem nic poza tym, że istnieją (Ta informacja wpadła mi w ucho już jakiś czas temu, ale nie poświęciłem jej większej uwagi). Jakiekolwiek przypuszczenia snuć mogłem jedynie na podstawach ogólnych –, że wino z ciepłych stron, że z nowego świata, więc pewnie rozdmuchane i w stylu nie do końca przeze mnie ulubionym. Tyle, że tu kłania się brzemię zasady, wg której punkt siedzenia określa punktu widzenia a wszytko, co oglądane z daleka, zlewa się w jedną, bezbarwną masę. I tak skoro Brazylia leży gdzieś tam hen daleko, na tym samym kontynencie co Chile czy Argentyna to pewnie i wina powstają tam podobne. I co? I figa z makiem.

Wszystkie trzy wina pochodziły od jednego producenta – Pizzato – i okazały się dość stonowane, może nie ascetyczne, ale też na pewno nienapompowane owocem, alkoholem i słońcem. Paradoksalnie, relatywnie najwięcej ciała okazało się mieć wino różowe –Fausto, Merlot Rose 2008 (29zł). I to wino smakowało mi najmniej. Przysadzisty, mięsisty nos, tłustawe usta, w ogóle nie to, czego szukam w rose. To, co piszę jest jednak bardziej kwestią gustu niż jakiś wad tego wina – wydawało się być zupełnie poprawne.

Na drugi ogień poszedł Fausto, Merlot z 2006 roku (29zł). Równie ciemny w kieliszku jak w nosie, roztaczający przyjemną woń suszonych śliwek i słodkich przypraw. W ustach średniego ciała, o wyważonej kwasowości. Ogólnie niemęczące i zostawiające po sobie dobre wrażenie. Plusik.

Trio zamykał Fausto, Cabernet Sauvignon 2006. (29zł) Intensywność aromatu szybko przytłumiła przecież wciąż świeże wspomnienia Merlota. Ciemne owoce, jeżyny, zioła (załoga sklepu podpowiadała nutki warzywne, których sam w nim nie znalazłem). W ustach przyjemna soczystość, sporo owocu, delikatne garbniki. Zupełnie nie jak Cabernet Sauvignon.

O Brazylijskich winach wciąż nie wiem nic (to zadanie domowe do odrobienia), więc ciężko mi zgadywać czy charakter tych trzech butelek jest dla tego kraju typowy, czy to odstępstwo od normy (ba! Nie wiem w ogóle czy istnieje jakiś charakter typowy dla win Brazylii a jak się nad tym głębiej zastanowić to w ogóle nic o tym kraju nie wiem – trzeba będzie tam pojechać!). Może część „winy” za tak nienowo światowy styl testowanych dziś przeze mnie butelek ponoszą włoskie korzenie rodziny producenta, która do Brazylii przybyła w 1880 roku z Veneto? Tak czy inaczej– cieszy mnie takie nie konformistyczne podejście do wina, bez oglądania się na sąsiadów, na mody i gusta. Niestety, nie wszystkich to przekonuje. Panowie z Winarium zapytani o to, jak prezentuje się sprzedaż Brazylijek na tle wszechmocnych sąsiadów z Argentyny, Australii i im podobnych, niechętnie przyznali, że słabo. Równie słabo jak Brazylijska reprezentacja podczas ćwierćfinałowego meczu MŚ2010 przegranego 2-1 z Holandią (Hup Hup!). Cóż,  podobno niektórzy klienci sklepu degustujący te wina przede mną, skarżyli się, że są one... za mało Chilijskie.

Ja tymczasem na wino wolę patrzeć inaczej. Rzadko szukam czegoś, co znam i lubię (to wolę przywozić w bagażniku samochodu prosto z Francji;)), przeważnie rozglądam się za czymś nowym, dziwnym, innym. Jasne, można całe życie wpieprzać pomidorową i jeździć na wakacje do Łeby. Tylko po co? Ja po prostu nie znoszę się nudzić. Na szczęście przy winie (i nie tylko) rzadko mi się to zdarza.


Wiecej o tym jak zyje Polak w Tajlandii jakie sa ceny w Tajlandii i jak skonczyla sie moja wyprawa do Azji

6 comments:

Borysa Łasko said...

Ja zawsze łapię się na dziwnym nastawieniu: takie fajne wino, że kupiłabym więcej butelek na później... ale szybko przychodzi refleksja - zdecydowanie wole wydać kasę na coś nowego, innego, to, czego nie znam! Z drugiej strony otwieranie jednej etykiety z jednego rocznika co jakiś czas też jest ekscytujące...
pzdr

deo said...

Ale obiektywnie, porównując z innymi winami za 7 euro (niekoniecznie w Polsce) - warto czy nie?

Piotr said...

To wygląda na to, że trochę europejskiego stylu przy nowoświatowej cenie. Może Brazylia szuka swojego miejsca gdzieś obok RPA, które choć w Nowym Świecie to stylem zbliża się do win z Kontynentu. Choć oczywiście takie ougólnienia są zawsze trochę ryzykowne.

Maciej Klimowicz said...

@Borysa - czekam na dzień, kiedy wino będę kupował na skrzynki. Na razie się nie zanosi.

@Deo PO pierwsze zajebisty avatar :) Po drugie nie wiem co to obiektywnie przy winie. Tu na przykład spora rolę gra DLA MNIE egzotyka, oryginalność. Ale w brodę bym sobie nie pluł kupując to wino za 29zł zamiast jakiejś Frontery itp. Za 7 euro? Czemu nie, ostatnio za euro (10) kupiłem jakąś podstawową Bonterrę (Mendoncino) i było o wiele gorsze. Czyli Su(o)biektywnie warto.

@Piotr Rzeczywiście była w nich jakaś europejska nuta. A co do uogólnień - z jednej strony ryzykowne, z drugiej jak tu bez nich prowadzić jakąkolwiek rozmowę.

TomaszJ said...

Wygląda na to, że faktycznie było warto zajechać do Winarium - choćby w celach poznawczych (za mało chilijskie te wina, hehe).

Widzę Maćku, że i Ty wkraczasz na drogę celnego puentowania swoich przemyśleń tematycznym zdjęciem :-)

Maciej Klimowicz said...

To raczej taki jednorazowy skok w bok. Od gołych bab mamy innych specjalistów.