Przejdź do głównej zawartości

Le Beaujolais Nouveau Est Arrivé!

To już jutro, w trzeci czwartek listopada na całym świecie w ruch pójdą korkociągi a miliony butelek napełnią miliony kieliszków młodzieńczym Beaujolais Nouveau. Na zdrowie!

Koneserzy powiedzą, że „Bożole” z dobrym winem ma niewiele wspólnego. Że cierpkie, proste i nadmuchane przez marketing. Pewnie sporo w tym prawdy bo właśnie dla lepszej sprzedaży rozkręcono cały ten interes. Młode wino piło się we francuskim regionie Beaujolais od dawna ale dopiero w latach 80’tych XX wieku przebiegli producenci postanowili wypromować swoją markę w świecie. Zrobili to jak widać skutecznie skoro niegdyś lokalne święto stało się globalnym wydarzeniem.

Co można powiedzieć o samym winie? Pędzone z winogron Gamay Noir a Jus Blanc – rok rocznie zbieranych ręcznie przez nawet 20 tysięcy ludzi - do kieliszków leje się w już w 6 tygodni po żniwach. A że winogrona maceruje się w kiściach wino, któremu nie daje się czasu na dojrzewanie zachowuje swój tak zwany młodzieńczy charakter. Składają się nań ciemnoróżowa a nawet fioletowa barwa, kwaskowatość (przez niektórych nazywana cierpkością), eksplozyjna owocowości, łagodne taniny i zapachy – wiśnie i banany, jeżyny i borówki, aromaty roślinne i kwiatowe. Właśnie naszła mnie na nie ochota!

Urok Beaujolais tkwi właśnie w jego prostocie. Nie trzeba podchodzić do niego z namaszczeniem jak do butelki Petrusa z lat 60-tych, nie wymaga specjalistycznego szkła, dekantacji, skomplikowanych rytuałów degustacyjnych. Po prostu schłodzone do 12-13 stopni Celsjusza leje się je w kieliszek z, którego błyskawicznie trafia do gardła i do głowy. Nie jednej, a milionów jednocześnie. Wino pite w samotności smakuje dobrze ale butelka opróżniana w dobrym towarzystwie to za każdym razem święto.





Komentarze

Karolina pisze…
Zupełnie bym zapomniała o Bożole, gdyby nie ten wpis. Dzięki! Też mnie właśnie naszła ochota:). Szczególnie podoba mi się wizja bycia częścią upajających się milionów.
kejsper pisze…
so...let's drink :)

Popularne posty z tego bloga

Jak Bordeaux i Rioja spotkały się przy ruszcie

Soczysty kawał wołowiny przypieczony na pierwszym w tym roku grillu planowałem popić butelką z Bordeaux z 2005 roku. Wino okazało się na tyle lekkie i przyjemne, że starczyło ochoty na więcej. Skoczyłem więc do piwnicy/garażu po jeszcze jedną butelkę – padło na Roję z 2003 roku. Oba wina mają wspólny mianownik – Założyciel winiarni, z której pochodził moja hiszpańska butelka - Luciano Francisco Ramon de Murrieta – w 1848 roku przybył do Bordeaux by uczyć się produkcji wina. Po czterech latach wrócił do domu i z wykorzystaniem świeżo nabytej wiedzy zaczął wytwarzać wysokiej jakości wina Rioja. Zacznijmy jednak od Medoc: Nazwa: Chateau de Hauterive Kraj: Francja, Medoc, Cru Burgeois Szczep: Cabernet Sauvignon Rocznik: 2005 Cena: około 10 euro Miejsce zakupu: na jakimś lotnisku Brzydka czarna etykieta przypominająca tanie, hipermarketowe „Carte Noir”. Wino klarowne, dość ciemne, wiśniowe. W nosie zaskoczyła mnie lekkość i soczystość. Z początku sporo kompotu wiśniowego, z czasem wię...

Pragnienie

  Na pradawne pytanie – białe czy czerwone – w Bangkoku dać mogę tylko jedną odpowiedź – białe. (no, chyba że różowe ale to już inna historia). Przy bezustannie lejącym się z nieba żarze wina czerwone nie specjalnie się sprawdzają. Wyjęte z lodówki w ciągu minut ogrzewają się do temperatur czyniących je niepijalnymi, z tutejszą pikantną kuchnią nie chcą iść pod rękę, może wieczorem, w klimatyzowanej restauracji, do steku z wołowiny Kobe (a zjeść go można tu już za jakieś 70 zł) dałoby radę, ale na co dzień są bez szans. Dlatego sięgam po białe, wytrawne, z Indii , marki Revo . Czerwone spod tej samej etykiety sprawdziło się nieźle, ale doświadczenie uczy, że dobre białe zrobić jest trudniej. Wącham – nie wiem jak to działa, ale wygląda na to, że wraz z całą moją osobą do Azji przeprowadził się też mój nos. Zamiast gruszek czuję mango, zamiast jabłek – papaję. Zresztą bez wdawania się w szczegóły – zapach słodki, owocowy, choć jakby nieco zatęchły, rozgotowany. Wącham jeszcze ra...

Frescobaldi Castiglioni Chianti

Nazwa: Frescobaldi Castiglioni Chianti Kraj: Włochy Szczep : Sangiovese i Merlot - Castiglioni rozciąga się na obszarze 513 ha 115 z czego pokrywają winnice. Region leży 20 km na południowy zachód od Florencji w okolicy miasta Montespertoli. Merlot zbierany jest pod koniec września, , Sangiovese z początkiem października. Winogrona są delikatnie prasowane by uzyskać najwyższej jakości sok. Fermentacja przebiega przez 10 dni w beczkach ze stali nierdzewnej po czym następuje proces maceracji i fermentacji jabłkowo mlekowej. Wino leżakuje przez 6 miesięcy w beczkach ze stali nierdzewnej. - to o roczniku 2003 Rocznik: 2005 Cena: U nas jakies 50 zł. to przyjechało prosto z Włoch Kolor: Bardzo ciemny, niemal purpurowy, mało klarowny Zapach: Dość intensywny, przyjemny, czarne porzeczki, powidla sliwkowe. Smak: I znowu wolna amerykanka. Smakuje...jak wino ! (niespodzianka!). Dość długie ale finisz gorzkawy, taninowy, kwaśny. To się zdaje nazywa niepełna równowaga. Wino nic nie dało nocne...