Saturday, October 2, 2010

W kupie raźniej

Nie przepadam ze zestawami. Mam wrażenie, ze kupując wszelkiego rodzaju wielopaki tylko z pozoru dostaję więcej za mniejsza cenę. Weźmy na przykład majtki – 3 pary w cenie dwóch. Co z tego, skoro z tych trzech tylko jedna para ma gustowny wzorek a pozostałe dwie sztuki to zwykłe czarne gacie? Skarpetki? To samo. Wino? Nie inaczej.

W ofercie jest tego sporo. Co chwilę dostaję propozycje zakupu skrzynki win miesiąca w promocyjnej cenie, specjalnego zestawu konesera za grosze. Są nawet tacy, którzy namawiają do wykupienia winnego abonamentu – ot płacę co miesiąc okrągłą sumkę a w zamian dostaję pod drzwi paczkę z precyzyjnie dobranymi butelkami.

Z winem mam jednak jeszcze większy kłopot niż z majtkami (!) Podobnie jak w przypadku bielizny, do winnych zestawów często trafiają elementy, których osobno i sam z siebie wcale nie chciałbym kupić. Płacę więc za coś, czego wcale nie chcę. Ale to nie wszystko – bardziej przeszkadza mi fakt, że kupując zestaw zrzekam się prawa wyboru. Po prostu – jakiś ktoś, miejmy nadzieję uczony w sztuce wina, wybiera butelki za mnie.

A przecież połowa zabawy w wino to właśnie to wybieranie, łamanie kodów z etykiet, szperanie w teczkach producentów, ocenianie znaczenia zmian klimatycznych, analiza geologiczna siedlisk i ekonomiczna własnego portfela. Cały ten wysiłek i czas poświęcony tylko po to, żeby wybrać, samemu, najlepszą możliwą butelkę. Oto jak wypełnia się klasyczny postulat by uczyć, bawiąc.

Nie skreślam zestawów całkiem i na amen – znajdą się tacy, dla których ta forma zakupów okaże się wygodniejsza.  Stwierdzam tylko, że to nie dla mnie. A od idei wielopaków bardziej przekonuje mnie pomysł zakupów grupowych. Przyznam, że większość win, których chciałbym spróbować, jest dla mnie za droga. Czasami nawet gdy pojawiają się w okazyjnej, obniżonej o połowę cenie. Ale jest na to sposób – wystarczy skrzyknąć znajomych i zamiast opróżniać kolejną butelkę za 20 zł, zrzucić się po dwie dychy na coś z nieco wyższej półki. Na łebka wina będzie mniej, wrażeń smakowych pewnie znacznie więcej.


Ps. Właśnie stuknął mi dwusetny wpis na blogu i pięćdziesiąty zwolennik iWines na Facebooku. Jak dobrze, że okazji by sięgnąć po korkociąg, nigdy nie brakuje.

8 comments:

Andrzej Daszkiewicz said...

Skarpety się przydają do degustacji w ciemno :-)

ewa said...

I do przewożenia butelek wina luzem w torbie lub walizce :)

Maciej Klimowicz said...

W warunkach polowych przez (czystą) skarpetę można też przefiltrować wino otwarte poprzez wepchnięcie rozdłubanego korka do butelki przy pomocy patyka. Co nie zmienia faktu, że przy tych wszystkich zastosowaniach wzorek nie ma znaczenia.

Jakub Jurkiewicz said...

Według mnie zestawy win mogą być dobre dla osób, które wina dopiero poznają. Dzięki zestawom można łatwiej dowiedzieć się jakie są różnice między butelkami, co lubimy, a za czym nie przepadamy.

Maciej Klimowicz said...

Może i tak, ale czy nie większa nauka wypłynie z własnoręcznego skompletowania zestawu np czterech pinotów z czterech krańców świata? W zestawie jest na pewno łatwiej ale czy lepiej to mam wątpliwości.

Jakub Jurkiewicz said...

Jasne, że lepiej jest to zrobić samemu, ale w zestawie wychodzi to zwykle taniej i dodatkowo osoba rozpoczynająca przygodę ze światem win często nie wie od czego zacząć, a zestaw jest na wyciągnięcie ręki. Nie twierdzę, że trzeba z tego rozwiązania korzystać, ale wydaje mi się, że są sytuacje, gdy takie zestawy mogą się przydać.

deo said...

Kiedyś kupiłem zestaw składający się z 18 takich samych win. Lubię takie zestawy :-)

Maciej Klimowicz said...

Ha, jakby jeszcze 8 z tych 18 gratis było. Sam bym w to wszedł bez uprzedzeń.