Nie przepadam ze zestawami. Mam wrażenie, ze kupując wszelkiego rodzaju wielopaki tylko z pozoru dostaję więcej za mniejsza cenę. Weźmy na przykład majtki – 3 pary w cenie dwóch. Co z tego, skoro z tych trzech tylko jedna para ma gustowny wzorek a pozostałe dwie sztuki to zwykłe czarne gacie? Skarpetki? To samo. Wino? Nie inaczej.
W ofercie jest tego sporo. Co chwilę dostaję propozycje zakupu skrzynki win miesiąca w promocyjnej cenie, specjalnego zestawu konesera za grosze. Są nawet tacy, którzy namawiają do wykupienia winnego abonamentu – ot płacę co miesiąc okrągłą sumkę a w zamian dostaję pod drzwi paczkę z precyzyjnie dobranymi butelkami.
Z winem mam jednak jeszcze większy kłopot niż z majtkami (!) Podobnie jak w przypadku bielizny, do winnych zestawów często trafiają elementy, których osobno i sam z siebie wcale nie chciałbym kupić. Płacę więc za coś, czego wcale nie chcę. Ale to nie wszystko – bardziej przeszkadza mi fakt, że kupując zestaw zrzekam się prawa wyboru. Po prostu – jakiś ktoś, miejmy nadzieję uczony w sztuce wina, wybiera butelki za mnie.
A przecież połowa zabawy w wino to właśnie to wybieranie, łamanie kodów z etykiet, szperanie w teczkach producentów, ocenianie znaczenia zmian klimatycznych, analiza geologiczna siedlisk i ekonomiczna własnego portfela. Cały ten wysiłek i czas poświęcony tylko po to, żeby wybrać, samemu, najlepszą możliwą butelkę. Oto jak wypełnia się klasyczny postulat by uczyć, bawiąc.
Nie skreślam zestawów całkiem i na amen – znajdą się tacy, dla których ta forma zakupów okaże się wygodniejsza. Stwierdzam tylko, że to nie dla mnie. A od idei wielopaków bardziej przekonuje mnie pomysł zakupów grupowych. Przyznam, że większość win, których chciałbym spróbować, jest dla mnie za droga. Czasami nawet gdy pojawiają się w okazyjnej, obniżonej o połowę cenie. Ale jest na to sposób – wystarczy skrzyknąć znajomych i zamiast opróżniać kolejną butelkę za 20 zł, zrzucić się po dwie dychy na coś z nieco wyższej półki. Na łebka wina będzie mniej, wrażeń smakowych pewnie znacznie więcej.
Ps. Właśnie stuknął mi dwusetny wpis na blogu i pięćdziesiąty zwolennik iWines na Facebooku. Jak dobrze, że okazji by sięgnąć po korkociąg, nigdy nie brakuje.
W ofercie jest tego sporo. Co chwilę dostaję propozycje zakupu skrzynki win miesiąca w promocyjnej cenie, specjalnego zestawu konesera za grosze. Są nawet tacy, którzy namawiają do wykupienia winnego abonamentu – ot płacę co miesiąc okrągłą sumkę a w zamian dostaję pod drzwi paczkę z precyzyjnie dobranymi butelkami.
Z winem mam jednak jeszcze większy kłopot niż z majtkami (!) Podobnie jak w przypadku bielizny, do winnych zestawów często trafiają elementy, których osobno i sam z siebie wcale nie chciałbym kupić. Płacę więc za coś, czego wcale nie chcę. Ale to nie wszystko – bardziej przeszkadza mi fakt, że kupując zestaw zrzekam się prawa wyboru. Po prostu – jakiś ktoś, miejmy nadzieję uczony w sztuce wina, wybiera butelki za mnie.
A przecież połowa zabawy w wino to właśnie to wybieranie, łamanie kodów z etykiet, szperanie w teczkach producentów, ocenianie znaczenia zmian klimatycznych, analiza geologiczna siedlisk i ekonomiczna własnego portfela. Cały ten wysiłek i czas poświęcony tylko po to, żeby wybrać, samemu, najlepszą możliwą butelkę. Oto jak wypełnia się klasyczny postulat by uczyć, bawiąc.
Nie skreślam zestawów całkiem i na amen – znajdą się tacy, dla których ta forma zakupów okaże się wygodniejsza. Stwierdzam tylko, że to nie dla mnie. A od idei wielopaków bardziej przekonuje mnie pomysł zakupów grupowych. Przyznam, że większość win, których chciałbym spróbować, jest dla mnie za droga. Czasami nawet gdy pojawiają się w okazyjnej, obniżonej o połowę cenie. Ale jest na to sposób – wystarczy skrzyknąć znajomych i zamiast opróżniać kolejną butelkę za 20 zł, zrzucić się po dwie dychy na coś z nieco wyższej półki. Na łebka wina będzie mniej, wrażeń smakowych pewnie znacznie więcej.
Ps. Właśnie stuknął mi dwusetny wpis na blogu i pięćdziesiąty zwolennik iWines na Facebooku. Jak dobrze, że okazji by sięgnąć po korkociąg, nigdy nie brakuje.
Komentarze