Przejdź do głównej zawartości

Uciec, ale dokąd?


Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Niestety, sam fakt, że właśnie piję wino jednocześnie o nim pisząc nie niesie za sobą konsekwencji w postaci pełnej reaktywacji iWines. Prawda jest taka, że od wina jestem daleko, w kraju w którym stanowi ono uciechę nielicznych i przegrywa nierówną walkę z wszechobecnym piwem oraz ryżową whiskey. Tajowie pić wino dopiero się uczą, uczą się też je robić, od dobrych paru lat i z niezłymi rezultatami. Ale dziś nie o winie tajskim, butelka tego czeka na jakąś okazję na kuchennej półce. Dziś o winie z Indii.

Ale, ale. Powiedzieć, że wino pochodzi z Indii to jak powiedzieć, że wino jest z Europy czyli niemal nic. Butelka, którą właśnie wyjąłem z lodówki (w moim mieszkaniu temperatura pokojowa wynosi pewnie z 28 stopni wiec i czerwone wino zasługuje na chwilę chłodu. Również w tutejszych restauracjach widziałem czerwone wina chłodzące się w kubełkach z lodem) przyjechała z dalekiej północy subkontynentu Indyjskiego, z himalajskiej prowincji Sikkim, nad którą wznosi się pięć szczytów trzeciej najwyższej góry świata, Kanczendzangi. W Sikkim uprawia się herbatę, kardamonu, liczne gatunki owoców. Nie uprawia się natomiast winogron. Wino, które właśnie piję dotarło tam z innego, nie wiadomo jakiego stanu. W Indiach każdy region ma inne prawo dotyczące alkoholu, inne podatki i ceny stąd na moim winie napis „For sale in Sikkim Only”.

Ale dosyć tego wstępu, dajcie się człowiekowi napić. Zwłaszcza, że wina jestem spragniony, ostatni raz w ustach miałem je jakieś 3 miesiące temu. Pytanie brzmi, czy ta absencja nie zaburza mojego postrzegania właśnie degustowanej butelki. Bo ta, o dziwo, całkiem całkiem mi smakuje. Już spoglądając przez grube ścianki szklanki (jako świeżo upieczony ekspata nie dorobiłem się jeszcze kieliszka) widzę, że wino jest południowe, z ciepłych, ba gorących rejonów świata – gęste, przysadziste, nieprzejrzyste. Nos potwierdza to co ujrzały oczy – pełno tu konfitur, śliwkowych powideł, jest nawet zapach skóry, słodkie przyprawy. Nie wytrzymuję, biorę łyk. To nie wino! To koncentrat! Stężenie smaku równe stężeniu wilgotności w bangkockim powietrzu. Wino wżera się w język, chwyta i nie chce puścić. Zgodnie z przewidywaniami jest dużo, dużo alkoholu ale na szczęście nie brakuje też kwasowości. Całość balansuje gdzieś pomiędzy gęstym sokiem owocowym a winem. I smakuje. Możliwe, że odwyk zrobił swoje i obecnie moim kubkom smakowym przyjemność sprawiłby jakikolwiek sok poddany fermentacji. Ale możliwe też, że wino, które piję jest po prostu niezłe.

W lodówce mam jeszcze wersję białą, w szafce wspomnianego tajskiego Shiraza, obok butelkę z południa Francji kupioną w Laosie. Zaś w sklepie za rogiem czeka cała półka pełna win. Niestety na razie zawartość portfela nie współgra z cenami naklejonymi na piętrzące się na tej półce butelki. A są tam mozelskie rieslingi, genialne z tutejszą kuchnią i w tutejszym klimacie. Są wina z Sancerre, które najlepiej smakują z kozim serem ale, że sera tu nie ma to smakować będą i same w sobie. Zresztą, że wino jest i czeka wcale mnie nie dziwi. Podróżując po świecie, przekonałem się już, że jest ono  wszędzie. W Kambodżańskich wioskach znaleźć można legendarne etykiety z Bordeaux podobnie jak w wiejskim sklepiku nad moherowymi klifami Irlandii. Niezłe butelki widywałem w minimarketach na Bali i w sklepie na wysokości 4 tyś mnpm w Nepalu. Wygląda na to, że przed winem nie ma ucieczki.

Komentarze

Świetnie czytać Cię w odsłonie winnej Maćku. Wszystkiego dobrego!
Maciej Klimowicz pisze…
Rownie dobrze widziec, ze mimo ze blog milczy jak zaklety to ktos tu wciaz zaglada. Pozdrawiam!

Popularne posty z tego bloga

Jak Bordeaux i Rioja spotkały się przy ruszcie

Soczysty kawał wołowiny przypieczony na pierwszym w tym roku grillu planowałem popić butelką z Bordeaux z 2005 roku. Wino okazało się na tyle lekkie i przyjemne, że starczyło ochoty na więcej. Skoczyłem więc do piwnicy/garażu po jeszcze jedną butelkę – padło na Roję z 2003 roku. Oba wina mają wspólny mianownik – Założyciel winiarni, z której pochodził moja hiszpańska butelka - Luciano Francisco Ramon de Murrieta – w 1848 roku przybył do Bordeaux by uczyć się produkcji wina. Po czterech latach wrócił do domu i z wykorzystaniem świeżo nabytej wiedzy zaczął wytwarzać wysokiej jakości wina Rioja. Zacznijmy jednak od Medoc: Nazwa: Chateau de Hauterive Kraj: Francja, Medoc, Cru Burgeois Szczep: Cabernet Sauvignon Rocznik: 2005 Cena: około 10 euro Miejsce zakupu: na jakimś lotnisku Brzydka czarna etykieta przypominająca tanie, hipermarketowe „Carte Noir”. Wino klarowne, dość ciemne, wiśniowe. W nosie zaskoczyła mnie lekkość i soczystość. Z początku sporo kompotu wiśniowego, z czasem wię...

Pragnienie

  Na pradawne pytanie – białe czy czerwone – w Bangkoku dać mogę tylko jedną odpowiedź – białe. (no, chyba że różowe ale to już inna historia). Przy bezustannie lejącym się z nieba żarze wina czerwone nie specjalnie się sprawdzają. Wyjęte z lodówki w ciągu minut ogrzewają się do temperatur czyniących je niepijalnymi, z tutejszą pikantną kuchnią nie chcą iść pod rękę, może wieczorem, w klimatyzowanej restauracji, do steku z wołowiny Kobe (a zjeść go można tu już za jakieś 70 zł) dałoby radę, ale na co dzień są bez szans. Dlatego sięgam po białe, wytrawne, z Indii , marki Revo . Czerwone spod tej samej etykiety sprawdziło się nieźle, ale doświadczenie uczy, że dobre białe zrobić jest trudniej. Wącham – nie wiem jak to działa, ale wygląda na to, że wraz z całą moją osobą do Azji przeprowadził się też mój nos. Zamiast gruszek czuję mango, zamiast jabłek – papaję. Zresztą bez wdawania się w szczegóły – zapach słodki, owocowy, choć jakby nieco zatęchły, rozgotowany. Wącham jeszcze ra...

Frescobaldi Castiglioni Chianti

Nazwa: Frescobaldi Castiglioni Chianti Kraj: Włochy Szczep : Sangiovese i Merlot - Castiglioni rozciąga się na obszarze 513 ha 115 z czego pokrywają winnice. Region leży 20 km na południowy zachód od Florencji w okolicy miasta Montespertoli. Merlot zbierany jest pod koniec września, , Sangiovese z początkiem października. Winogrona są delikatnie prasowane by uzyskać najwyższej jakości sok. Fermentacja przebiega przez 10 dni w beczkach ze stali nierdzewnej po czym następuje proces maceracji i fermentacji jabłkowo mlekowej. Wino leżakuje przez 6 miesięcy w beczkach ze stali nierdzewnej. - to o roczniku 2003 Rocznik: 2005 Cena: U nas jakies 50 zł. to przyjechało prosto z Włoch Kolor: Bardzo ciemny, niemal purpurowy, mało klarowny Zapach: Dość intensywny, przyjemny, czarne porzeczki, powidla sliwkowe. Smak: I znowu wolna amerykanka. Smakuje...jak wino ! (niespodzianka!). Dość długie ale finisz gorzkawy, taninowy, kwaśny. To się zdaje nazywa niepełna równowaga. Wino nic nie dało nocne...