Przejdź do głównej zawartości

Ostatki

Jedną nogą w samolocie do Azji drugą mocno ugrzązłem w Europejskich klimatach. Czując zbliżający się odlot próbuję nachapać się staro-kontynentalnych klimatów. A te klimaty to weekendowy wypad na narty do Czech a tam Utopenec, Smazeny Syr i tanie Rulandske Modre wypite z gwinta w obitym boazerią pensjonacie – cienkie, kwaśne ale w kontekście tak klasycznych okoliczności i dzielone na pół z kim trzeba – w sam raz. Te klimaty to też stek w restauracji Przystań położonej w miejscu zaprawdę kosmicznym – na środku Odry, w poświacie pięknie iluminowanego uniwersytetu. Do steku karafka tamtejszego house wine – sycylijskiego Nero d'Avola od producenta, którego nazwy nie pamiętam za to o zapachu przypalonego mleka, tostów i drewna, który przywołuje przyjemne wspomnienia. 33 zł za karafkę to za dużo, za butelkę byłoby znacznie lepiej. Ale wino niezłe. Tymczasem klimaty europejskie to wreszcie butelki opróżniane w zeszłym tygodniu właściwe codziennie, seriami, w przytulnym lokum w najpiękniejszych okolicach Wrocławia. Większości z nich nie wymienię z nazwy, nie był warte zapamiętania a jedynie opróżnienia. Ponad przeciętność wybiły się dwa – dziesięcioletnie już Chateau La Vieille Cure z bordoskiego Fronsac – wino nie wielkie ale przyjemne z wyraźnie odciśniętym już na nim zębem czasu. W barwie pobladłe na brzegach, w nosie a to szczypta kakao, a to suszona śliwka, trochę konfitury żurawinowej, garść mokrych trocin. W ustach z jednej strony miękkość z drugiej wciąż żywa kwasowość i długi, beczkowy posmak. Zdałoby się więcej ciała, więcej głębi ale, że to moje winiarskie ostatni – nie narzekam. 


Drugie wino, które zapamiętałem pochodzi z gołą innej półki bo tej w osiedlowym sklepie. Za niewiele ponad 20 zł kupiłem ładną, pękatą flaszkę z Pugli – nie będę udawał, że wiem coś o tamtejszych winach, nie będę ściemniał że znam takie szczepy jak Negro Amaro i Malvasia Nera. Wiem natomiast, że Malnera 2008, Feudo di Santa Corce, Salento, sprawiło mi sporo przyjemności swoim aromatem kwaśnych malin, soczystymi choć nieco wodnistymi ustami, wyraźnie zaznaczonymi ale nie nachalnymi garbnikami - wchodzę w to.

No i tak pękają kolejne flaszki, mijają kolejne wieczory a ja czuję, że wciąż mi mało, że nie zdążę napoić się na zapas, że gdy już ochłonę po lądowaniu w ciepłych krajach – zatęsknię. Również za winem. 
 

Komentarze

Powiem szczerze, że zapach "przypalonego mleka, tostów i drewna" u mnie nie budzi pozytywnych skojarzeń, ale rozumiem, że każdy z nas ma własny bagaż fascynacji i traum z dzieciństwa. U mnie przypalone mleko należy zdecydowanie do tych drugich :-)

Pozdrawiam!
Maciej Klimowicz pisze…
Rzeczywiście wyrwane z kontekstu przypalone mleko brzmi fatalnie - ale już taka ulotna nutka w winie unosząca się nad aromatami owocowymi - całkiem całkiem. No i do tego ten stek marynowany w oliwie truflowej...ach!
winka pisze…
Zapach palonego drewna jak najbardziej może być przyjemny, jeszcze zależy jaki gatunek. Gorzej z tym mlekiem ;)

Popularne posty z tego bloga

Jak Bordeaux i Rioja spotkały się przy ruszcie

Soczysty kawał wołowiny przypieczony na pierwszym w tym roku grillu planowałem popić butelką z Bordeaux z 2005 roku. Wino okazało się na tyle lekkie i przyjemne, że starczyło ochoty na więcej. Skoczyłem więc do piwnicy/garażu po jeszcze jedną butelkę – padło na Roję z 2003 roku. Oba wina mają wspólny mianownik – Założyciel winiarni, z której pochodził moja hiszpańska butelka - Luciano Francisco Ramon de Murrieta – w 1848 roku przybył do Bordeaux by uczyć się produkcji wina. Po czterech latach wrócił do domu i z wykorzystaniem świeżo nabytej wiedzy zaczął wytwarzać wysokiej jakości wina Rioja. Zacznijmy jednak od Medoc: Nazwa: Chateau de Hauterive Kraj: Francja, Medoc, Cru Burgeois Szczep: Cabernet Sauvignon Rocznik: 2005 Cena: około 10 euro Miejsce zakupu: na jakimś lotnisku Brzydka czarna etykieta przypominająca tanie, hipermarketowe „Carte Noir”. Wino klarowne, dość ciemne, wiśniowe. W nosie zaskoczyła mnie lekkość i soczystość. Z początku sporo kompotu wiśniowego, z czasem wię...

Pragnienie

  Na pradawne pytanie – białe czy czerwone – w Bangkoku dać mogę tylko jedną odpowiedź – białe. (no, chyba że różowe ale to już inna historia). Przy bezustannie lejącym się z nieba żarze wina czerwone nie specjalnie się sprawdzają. Wyjęte z lodówki w ciągu minut ogrzewają się do temperatur czyniących je niepijalnymi, z tutejszą pikantną kuchnią nie chcą iść pod rękę, może wieczorem, w klimatyzowanej restauracji, do steku z wołowiny Kobe (a zjeść go można tu już za jakieś 70 zł) dałoby radę, ale na co dzień są bez szans. Dlatego sięgam po białe, wytrawne, z Indii , marki Revo . Czerwone spod tej samej etykiety sprawdziło się nieźle, ale doświadczenie uczy, że dobre białe zrobić jest trudniej. Wącham – nie wiem jak to działa, ale wygląda na to, że wraz z całą moją osobą do Azji przeprowadził się też mój nos. Zamiast gruszek czuję mango, zamiast jabłek – papaję. Zresztą bez wdawania się w szczegóły – zapach słodki, owocowy, choć jakby nieco zatęchły, rozgotowany. Wącham jeszcze ra...

Frescobaldi Castiglioni Chianti

Nazwa: Frescobaldi Castiglioni Chianti Kraj: Włochy Szczep : Sangiovese i Merlot - Castiglioni rozciąga się na obszarze 513 ha 115 z czego pokrywają winnice. Region leży 20 km na południowy zachód od Florencji w okolicy miasta Montespertoli. Merlot zbierany jest pod koniec września, , Sangiovese z początkiem października. Winogrona są delikatnie prasowane by uzyskać najwyższej jakości sok. Fermentacja przebiega przez 10 dni w beczkach ze stali nierdzewnej po czym następuje proces maceracji i fermentacji jabłkowo mlekowej. Wino leżakuje przez 6 miesięcy w beczkach ze stali nierdzewnej. - to o roczniku 2003 Rocznik: 2005 Cena: U nas jakies 50 zł. to przyjechało prosto z Włoch Kolor: Bardzo ciemny, niemal purpurowy, mało klarowny Zapach: Dość intensywny, przyjemny, czarne porzeczki, powidla sliwkowe. Smak: I znowu wolna amerykanka. Smakuje...jak wino ! (niespodzianka!). Dość długie ale finisz gorzkawy, taninowy, kwaśny. To się zdaje nazywa niepełna równowaga. Wino nic nie dało nocne...