O tym, że 2009 będzie w Bordeaux wielkim rocznikiem wiedzą już chyba wszyscy, którzy choć trochę ciekawi są wina. Fala entuzjazmu, która wzbierać zaczęła zaraz po zeszłorocznych zbiorach, osiągnęła obecnie rozmiary tsunami. Krytycy prześcigają się w zachwytach, winiarze już liczą zyski a rozkochani w drogich butelkach z prestiżowych posiadłości chińscy nowobogaccy zacierają ręce na myśl o zbliżających się zakupach. My, malutcy, rocznika 2009 spróbujemy pewnie nie wcześniej niż za dwa lata, a jeśli mamy nieco oleju w głowie (i dobrze przystosowaną do przechowywania wina piwnicę), za lat dwanaście – wszak obok dojrzałych gron oraz talentu i wiedzy winiarza najważniejszym składnikiem dobrego Bordeaux jest czas.
Niestety – w myśl zasady, że od każdej reguły znaleźć można wyjątek, pogoda, która przez niemal cały 2009 rok rozpieszczała winiarzy znad Żyrondy, pokazała w pewnym momencie swoje bardziej marsowe oblicze. Gradobicie, które w maju (dokładniej w pierwszej połowie maja, konkretnie 11-go) nawiedziło ten region, przyniosło części winnic zniszczenia sięgające 100%. Wielu winiarzy, w szczególności tych wytwarzających wino pod apelacją Cotes De Bourg, stanęło nad przepaścią. Niejednemu nie pozostało nic innego, jak modlić się o cud.
Cud, jak to zwykle bywa, nie nastąpił. Zamiast tego, z pomocą przyszli sąsiedzi. Kilkudziesięciu winiarzy, których pogoda potraktowało bardziej ulgowo nie tylko pomogło uprzątnąć zdewastowane winnice kolegów, ale nadwyżki swoich zbiorów przekazało najbardziej poszkodowanym posiadłościom za symboliczne 1 euro. Na drodze do pełnej regeneracji stanęło jednak prawo, w myśl którego wina, z owoców niepochodzących z własnego zbioru, nie mogą nosić nazwy danego Chateau. Ale i z tej sytuacji znalazło się wyjście. Dla win „gradowian” wymyślono specjalną, odrębną markę – Cotes de Bourg-Solidarite. Czy te wina będą udane? Nie wiadomo – nie pojawiły się na degustacjach En Primeur. Czy się dobrze sprzedadzą? Pewnie tak. W końcu wina z rocznika 2009 stały się hitem, jeszcze zanim trafiły do butelek.
Jest w tym wszystkim jeszcze jedna nauka. Oto w kraju takim jak Francja, gdzie o względy miłośników wina stają w konkury tysiące wytwórców, można wspólnie przeciwstawić się bezwzględnemu losowi. A u nas? Raczkujący jeszcze producenci podobno już zaczynają się kłócić, z prasowych relacji wynika, że atmosfera podczas IV Konwentu Polskich Winiarzy była nietęga.
Znajdą się tacy, którzy powiedzą, że taki już nasz narodowy charakter i nie ma na to rady. Nie wierzę. Przecież „solidarite” to tłumaczenie swego czasu modnego u nas słowa.
1 comment:
Arcyciekawa notka. Zwłaszcza historia z gradem; nie wiem czy to nie jakie faux pas, ale wcześniej o niej nie słyszałem.
Dobrze przeczytać. A jeszcze lepiej byłoby spróbować wina któregoś z "gradowian" :-)
Post a Comment