Przejdź do głównej zawartości

Na zielonej Ukrainie

Zaszyłem się. Nie, nie mam na myśli wszywki przeciwalkoholowej. Wręcz przeciwnie - po miesiącach względnej abstynencji (przynajmniej od wina, od zimnego piwa w upalnym klimacie stronić nie sposób) ochoczo wracam do swojej pasji. Dlatego najbliższe miesiące upłyną mi na bujaniu się w hamaku rozwieszonym między dwiema sosnami, z książką w jednej dłoni, kieliszkiem wina w drugiej. Zaszyłem się bowiem w kniejach. Objechawszy wszerz i wzdłuż daleki wschód trafiłem na ten bliski, podkarpacki, na kresową wieś.

I w myśl slowfoodowego credo, każącego smakować to, co lokalne sięgam po wina z pobliskiej Ukrainy - kilka butelek udało im się kupić podczas niedawnej wizyty we Lwowie - to właśnie o nich pewnie w najbliższym czasie będę tu pisał najczęściej. Przynajmniej do maja kiedy Ukraińców wyprą Szwajcarzy - ale to już zupełnie inna historia.

Na pierwszy ogień poszła butelka tajemnicza. Tajemnicza głównie ze względu na użyty na etykiecie wschodni alfabet. Ale nie tylko - wszak udało mi się rozkodować miejsce pochodzenia wina (Koblewo, nieopodal Odessy) i użyte w kupażu szczepy (merlot, bastardo), schodki zaczęły się dalej. Chociażby przy deklarowanej przez producenta zawartości alkoholu - między 9,5 a 13%. Duży rozrzut? To co powiecie na zawartość każdego ze szczepów - między 40-60%? Ile którego - nie wiadomo.

Nie zrażając się nieprecyzyjnymi informacjami na etykiecie i brakami we własnej znajomości języków zdałem się na swoje zmysły. Najpierw oko - połyskliwe, o barwie rubinu z różowym połyskiem. Potem nos - prosty, żeby nie powiedzieć banalny. Niedojrzałą jak ukraińska demokracja czarną porzeczkę tłumi aromat śmietanowo-jogurtowy, który często odnajdowałem w rodzimej produkcji winach ze szczepu rondo. Wreszcie usta - gęstość wody, mało ciała przy jednoczesnym sporym nasyceniu smaku. Odpowiada mi taki nieprzytłaczający, nienurzący styl. Dzięki temu jest soczyście i owocowo. Niestety niezłe pierwsze wrażenie psuje końcówka - gorzkie, niedojrzałe garbniki i gryzący alkohol. Oto smutna alegoria prezydenckiej przygody Wiktora Juszczenki.

Wracając do wina - co tu dużo pisać - mogłoby być lepiej. Na szczęście w spiżarce, gdzieś między kilkukilogramowymi szynkami, swojską kiełbasą a marynowanymi maślakami, czeka jeszcze kilka ukraińskich butelek. Zatem jak to mówią dobrzy managerowie do mało wydajnych pracowników - jest miejsce na poprawę.


ps. Mam problem z bloggerem - przy wrzucaniu posta informuje mnie o błędach kodu html, zmienia czcionki, komplikuje (Tag is not allowed: META). Ja jestem w tym zakresie niepiśmiennym chłopem z Galicji. Kto pomoże?

Komentarze

Anonimowy pisze…
Tag not allowed: META pojawia się przy wklejaniu tekstu do okna Bloggera z Worda.
Lepiej pisać od razu w oknie, albo wkleić z Worda i "usunąć formatowanie" tekstu jedną z opcji w menu.
A najlepiej przejść na Wordpress!
A swoją drogą choć Blogger wynajduje jakieś błędy w kodzie HTML to post najczęściej wyświetla się poprawnie, więc można się po prostu nie przejmować.
Maciej Klimowicz pisze…
A dziękuję, dziękuję. A da się na wordpressa przenieść całość bloga, z archiwum włącznie?

Popularne posty z tego bloga

Jak Bordeaux i Rioja spotkały się przy ruszcie

Soczysty kawał wołowiny przypieczony na pierwszym w tym roku grillu planowałem popić butelką z Bordeaux z 2005 roku. Wino okazało się na tyle lekkie i przyjemne, że starczyło ochoty na więcej. Skoczyłem więc do piwnicy/garażu po jeszcze jedną butelkę – padło na Roję z 2003 roku. Oba wina mają wspólny mianownik – Założyciel winiarni, z której pochodził moja hiszpańska butelka - Luciano Francisco Ramon de Murrieta – w 1848 roku przybył do Bordeaux by uczyć się produkcji wina. Po czterech latach wrócił do domu i z wykorzystaniem świeżo nabytej wiedzy zaczął wytwarzać wysokiej jakości wina Rioja. Zacznijmy jednak od Medoc: Nazwa: Chateau de Hauterive Kraj: Francja, Medoc, Cru Burgeois Szczep: Cabernet Sauvignon Rocznik: 2005 Cena: około 10 euro Miejsce zakupu: na jakimś lotnisku Brzydka czarna etykieta przypominająca tanie, hipermarketowe „Carte Noir”. Wino klarowne, dość ciemne, wiśniowe. W nosie zaskoczyła mnie lekkość i soczystość. Z początku sporo kompotu wiśniowego, z czasem wię...

Pragnienie

  Na pradawne pytanie – białe czy czerwone – w Bangkoku dać mogę tylko jedną odpowiedź – białe. (no, chyba że różowe ale to już inna historia). Przy bezustannie lejącym się z nieba żarze wina czerwone nie specjalnie się sprawdzają. Wyjęte z lodówki w ciągu minut ogrzewają się do temperatur czyniących je niepijalnymi, z tutejszą pikantną kuchnią nie chcą iść pod rękę, może wieczorem, w klimatyzowanej restauracji, do steku z wołowiny Kobe (a zjeść go można tu już za jakieś 70 zł) dałoby radę, ale na co dzień są bez szans. Dlatego sięgam po białe, wytrawne, z Indii , marki Revo . Czerwone spod tej samej etykiety sprawdziło się nieźle, ale doświadczenie uczy, że dobre białe zrobić jest trudniej. Wącham – nie wiem jak to działa, ale wygląda na to, że wraz z całą moją osobą do Azji przeprowadził się też mój nos. Zamiast gruszek czuję mango, zamiast jabłek – papaję. Zresztą bez wdawania się w szczegóły – zapach słodki, owocowy, choć jakby nieco zatęchły, rozgotowany. Wącham jeszcze ra...

Frescobaldi Castiglioni Chianti

Nazwa: Frescobaldi Castiglioni Chianti Kraj: Włochy Szczep : Sangiovese i Merlot - Castiglioni rozciąga się na obszarze 513 ha 115 z czego pokrywają winnice. Region leży 20 km na południowy zachód od Florencji w okolicy miasta Montespertoli. Merlot zbierany jest pod koniec września, , Sangiovese z początkiem października. Winogrona są delikatnie prasowane by uzyskać najwyższej jakości sok. Fermentacja przebiega przez 10 dni w beczkach ze stali nierdzewnej po czym następuje proces maceracji i fermentacji jabłkowo mlekowej. Wino leżakuje przez 6 miesięcy w beczkach ze stali nierdzewnej. - to o roczniku 2003 Rocznik: 2005 Cena: U nas jakies 50 zł. to przyjechało prosto z Włoch Kolor: Bardzo ciemny, niemal purpurowy, mało klarowny Zapach: Dość intensywny, przyjemny, czarne porzeczki, powidla sliwkowe. Smak: I znowu wolna amerykanka. Smakuje...jak wino ! (niespodzianka!). Dość długie ale finisz gorzkawy, taninowy, kwaśny. To się zdaje nazywa niepełna równowaga. Wino nic nie dało nocne...