Piszę z wysokości 3700 mnpm gdzie zszedłem z przełęczy Thorung La, 5416 mnpm. Jestem w maleńkiej wiosce Kagbeni na szlaku wiodącym wokół szczytów Annapurny. Wokół Himalaje.
Jest tu kilka hotelików, kilka restauracji, jest też sklep, a w nim lepszy wybór win niż w większości sklepów osiedlowych w Polsce. Australijski shiraz, francuskie vin de pays, niemiecki riesling, Chianti i wiele innych. Ceny w okolicach 1500 rupii Nepalskich czyli około 55 zł.
W Nepalu, w przeciwieństwie do Indii alkohol jest częścią życia. Pełno tu sklepów monopolowych, whiskey można kupić nawet w barach na dworcach autobusowych, są wreszcie alkohole lokalne.
W wiosce, w której jestem spacjalnością jest cydr jabłkowy - zupełnie inny niż ten w Europie, mocniejszy, bez bąbelków. Złocisty kolor, zapach jabłek i miodu. W ustach najpierw czysty owoc, potem ciepło alkoholu, wreszcie posmak suszu owocowego. Do kupienia na szklanki (80 rupii) lub w plastikowej butelce (250 rupii).
Tutejsi górale pędzą też alkohol z ryżu i innych zbóż. Można napić się raksi - rozwodnionego bimbru podawanego na ciepło, chhayng - dziwnej zawiesiny przypominającej w smaku kefir z procentami, loklanego mętnego piwa zalatującego drożdżami czy wreszcie jabłkowej brendy.
Piękne widoki, uśmiechnięci ludzie i jest czego się napić - brzmi nieźle prawda?
No comments:
Post a Comment