Przejdź do głównej zawartości

Kiwi Maraton

 


Seria pożegnalna trwa. Powoli żegnam się ze znajomymi, z miejscami, z polskim jedzeniem. Żegnam się też z winem. Tam gdzie jadę, należy ono do luksusów, a na te, przynajmniej na początku, nie będzie mnie stać. Dlatego nie przepuszczam żadnej okazji, żeby się nim nacieszyć. A taka nadarzyła się niedawno, w postaci panelu degustacyjnego Magazynu Wino. Temat: Nowa Zelandia.

Jak dotąd próbowałem niewielu tamtejszych win, a moja widza na ich temat była szczątkowa i ograniczała się do kilku wyrwanych z kontekstu haseł: sauvignon blanc, pinot noir, aromaty trawiaste i kocich sików. Mało? O dziwo – na dobry początek, wystarczyło.

Win było ponad 30, z tego zdecydowana większość z dwóch wspomnianych wyżej szczepów. Na pierwszy ogień poszyły liczne wcielenia sauvignon blanc. Powietrze w salce degustacyjnej błyskawicznie zapełniło się aromatami pokrzyw i liści pomidora, ziół i... potu (degustatorom nie udało się ustalić, czy był to pot świeży czy zakisły). Czasem na pierwszy plan wyrywały się zapachy egzotycznych owoców, mango, passiflory. W ustach królowała wysoka kwasowość i świeżość. Przy dwóch czy trzech próbkach było to przyjemne, przy kilkunastu – mocno nużące. Co nie znaczy że z tłumu podobnych do siebie i raczej nie porywających win nie udało się wybrać kilku wyjątków. Redakcyjnych degustatorów przekonał do siebie sauvignon blanc od Cloudy Bay (95pln), pachnący liśćmi pokrzywy, mocno skoncentrowany, krągły i soczysty. Mnie chyba najbardziej przypadła do gustu butelka, która przy pierwszym kontakcie na tyle mocno zalatywała kapustą kiszoną, że postanowiliśmy odłożyć ją na później. Przewietrzone Bel Echo Clos Henry Sauvignon Blanc Terroir Portrait 2008 (75pln) okazało bardziej owocowy charakter z przyjemną nutą słodyczy na podniebieniu, która czyniła rozszalałą kwasowość bardziej zjadliwą. Przy okazji przekonałem się, że nie umiem jeszcze wyczuć różnicy między redukcyjnymi aromatami siarki a żelazawą mineralnością a na pocieszenie dostałem informację, że były takie czasy, gdy z podobnym problemem borykał się redaktor TPB, czasy oczywiście zamierzchłe. Pozostaje mi ćwiczyć dalej.

Jak by w przerwie między nowozelandzkimi sauvignon blanc a winami czerwonymi w kieliszkach wylądowało kilka chardonnay. Z bodajże sześciu zaprezentowanych win, żadne nie urzekało. Aromaty jak z lunaparku (gotowana kukurydza i kameralizowany popcorn), smaki przytępione, mdłe. Zdaniem Andrzeja Daszkiewicza, który części tych win miał okazję próbować na miejscu, w winiarniach Nowej Zelandii, u źródła smakowały o niebo lepiej. Wygląda więc na to, że winę za ich kiepską kondycję ponosić mogą złe warunki transportu lub przechowywania.

Humory degustatorów poprawiły wina czerwone – w ogromnej większości pinot noir. Te, które nie męczyły intensywnymi zapachami papryki czy czekolady, uwodziły wonią dzikiej róży, truskawek i rabarbaru podkreślonymi przyjemnymi akcentami ziemistymi i ziołowymi. W ustach na zmianę (lub razem) soczysta świeżość i aksamitna elegancja. Na czoło stawki wybiła się butelka Bel Echo Clos Henry Marloborough 2008 (75pln) – mroczne, pełne życia wino, niemęczące mimo 13,5% alkoholu.   Podobał się też pachnący herbatą różaną Petit Clos Pinot Noir (zwłaszcza że cena całkiem znośna – 55zł) oraz likierowy w nosie i nieco słodszy (oraz droższy – 133pln) Cloudy Bay Pinot Noir 2007.

Dobrego wrażenia jakie wywarły na nas wina czerwone nie udało się zepsuć trzem butelkom z innych niż pinot noir szczepów. Zawiódł jedynie kupaż od Waipara West Winery (jak niestety wszystkie wina od tego producenta tego dnia), z dobrej strony pokazał się natomiast Te Mata Woodthorpe Vineyard Shiraz z Hawkes Bay. Pachnący jagodzianką, o dobrej równowadze i delikatnych garbnikach.

Zatem – czerwone górą. Białym natomiast potrzeba chyba innego, mniej zimowego kontekstu.  Zatęsknię za nimi pewnie już za niespełna miesiąc, na jednej z rozpalonych do białości tajskich plaż.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak Bordeaux i Rioja spotkały się przy ruszcie

Soczysty kawał wołowiny przypieczony na pierwszym w tym roku grillu planowałem popić butelką z Bordeaux z 2005 roku. Wino okazało się na tyle lekkie i przyjemne, że starczyło ochoty na więcej. Skoczyłem więc do piwnicy/garażu po jeszcze jedną butelkę – padło na Roję z 2003 roku. Oba wina mają wspólny mianownik – Założyciel winiarni, z której pochodził moja hiszpańska butelka - Luciano Francisco Ramon de Murrieta – w 1848 roku przybył do Bordeaux by uczyć się produkcji wina. Po czterech latach wrócił do domu i z wykorzystaniem świeżo nabytej wiedzy zaczął wytwarzać wysokiej jakości wina Rioja. Zacznijmy jednak od Medoc: Nazwa: Chateau de Hauterive Kraj: Francja, Medoc, Cru Burgeois Szczep: Cabernet Sauvignon Rocznik: 2005 Cena: około 10 euro Miejsce zakupu: na jakimś lotnisku Brzydka czarna etykieta przypominająca tanie, hipermarketowe „Carte Noir”. Wino klarowne, dość ciemne, wiśniowe. W nosie zaskoczyła mnie lekkość i soczystość. Z początku sporo kompotu wiśniowego, z czasem wię...

Pragnienie

  Na pradawne pytanie – białe czy czerwone – w Bangkoku dać mogę tylko jedną odpowiedź – białe. (no, chyba że różowe ale to już inna historia). Przy bezustannie lejącym się z nieba żarze wina czerwone nie specjalnie się sprawdzają. Wyjęte z lodówki w ciągu minut ogrzewają się do temperatur czyniących je niepijalnymi, z tutejszą pikantną kuchnią nie chcą iść pod rękę, może wieczorem, w klimatyzowanej restauracji, do steku z wołowiny Kobe (a zjeść go można tu już za jakieś 70 zł) dałoby radę, ale na co dzień są bez szans. Dlatego sięgam po białe, wytrawne, z Indii , marki Revo . Czerwone spod tej samej etykiety sprawdziło się nieźle, ale doświadczenie uczy, że dobre białe zrobić jest trudniej. Wącham – nie wiem jak to działa, ale wygląda na to, że wraz z całą moją osobą do Azji przeprowadził się też mój nos. Zamiast gruszek czuję mango, zamiast jabłek – papaję. Zresztą bez wdawania się w szczegóły – zapach słodki, owocowy, choć jakby nieco zatęchły, rozgotowany. Wącham jeszcze ra...

Frescobaldi Castiglioni Chianti

Nazwa: Frescobaldi Castiglioni Chianti Kraj: Włochy Szczep : Sangiovese i Merlot - Castiglioni rozciąga się na obszarze 513 ha 115 z czego pokrywają winnice. Region leży 20 km na południowy zachód od Florencji w okolicy miasta Montespertoli. Merlot zbierany jest pod koniec września, , Sangiovese z początkiem października. Winogrona są delikatnie prasowane by uzyskać najwyższej jakości sok. Fermentacja przebiega przez 10 dni w beczkach ze stali nierdzewnej po czym następuje proces maceracji i fermentacji jabłkowo mlekowej. Wino leżakuje przez 6 miesięcy w beczkach ze stali nierdzewnej. - to o roczniku 2003 Rocznik: 2005 Cena: U nas jakies 50 zł. to przyjechało prosto z Włoch Kolor: Bardzo ciemny, niemal purpurowy, mało klarowny Zapach: Dość intensywny, przyjemny, czarne porzeczki, powidla sliwkowe. Smak: I znowu wolna amerykanka. Smakuje...jak wino ! (niespodzianka!). Dość długie ale finisz gorzkawy, taninowy, kwaśny. To się zdaje nazywa niepełna równowaga. Wino nic nie dało nocne...